Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 92.12km
  • Czas 04:43
  • VAVG 19.53km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miłki - do Mikołajek i z powrotem

Sobota, 2 października 2021 · dodano: 02.10.2021 | Komentarze 0

Miłki - Rydzewo - Prażmowo - Mikołajki - Woźnice - Grabówek - Okartowo - Orzysz - Wyszowate - Miłki
AVG: 19.49 km/h
MAX: 48.72 km/h

Po przepysznym śniadaniu przygotowanym w agroturystyce przez Panią, wyskoczyliśmy w piątkę w kierunku na północ aby zaraz po minięciu centrum Miłek skręcić na zachód na Wierciejki skąd dojechaliśmy do Rydzewa, które część z nas znała już z wcześniejszych - choć żeglarskich - wojaży. Jednak jeziora Niegocin nie było nam dane zobaczyć bo od razu odkręciliśmy na połduniowy zachód do Półwyspu Kula aby zatrzymać się na kilka chwil na mostku i polecieć dalej po zachodniej stronie Jeziora Jagodne. I dalej przez Prażmowo do Szymonki gdzie po obejrzeniu przepływającego statku Żeglugi Śródlądowej dojechaliśmy na herbatę do Baru Szymonka gdzie zabawiliśmy nieco czasu. Stamtąd była już prosta droga do DK16, którą to dojechaliśmy do celu naszej podróży czyli Mikołajek. Tam popatrzyliśmy na jezioro, na port, na żaglówki, dane mi było zjeść pyszną zupę - rosół z makaronem i parę frytek. I po tej przekąsce ruszyliśmy w drogę z powrotem ale wiodącą przez Olszewo, Stefanowo, Tuchlin  do Okartowa. Tu niespodziewanie zrobiliśmy krótki postój na mostku nad kanałem łączącym jezioro Śniardwy z jeziorem Tyrkło i paręnaście minut potem popędziliśmy do Orzysza. W tym miłym miasteczku zasiedliśmy w restauracji The Dollar Bar & Grill gdzie osobiście zamówiłam sobie mini cheeseburgera a że mini to i do tego frytki. Taka miała to być mała porcja dla niezbyt głodnej rowerzystki. Mini obiadek. I kiedy przyniesiono mi TO COŚ, okazało się, że zamowioną potrawą jest MEGA MAXI cheeseburger. Coś WIELKIEGO. Większego nawet niż świetnie poznany mi (raz tylko) podwójny Wieśmac ze srakomaka! To był olbrzym. Owszem, co prawda tylko 1 kotlet wołowy w środku ale ta BUŁA i jej zawartość, te sosy... Pychota... Ale czy ja podołam temu... MINI? No jakoś podołałam, ale frytki które miały być jedną z ważniejszych części mojej potrawy odeszły na dalszy krąg moich zainteresowań. W zasadzie były zbędne. Niepotrzebne. Po wyjściu z restauracji czułam się normalnie jak bąk. Owszem, żołądek jeszcze nie wysłał mi sygnału: "przepełnienie!", ale byłam po prostu pełna i to kompletnie niepotrzebnie.
Na moje szczęście w drodze powrotnej do MIłek towarzyszył nam dopychający wiatr z południowego wschodu dzięki czemu ten napełniony bebech nie dawał mi się za bardzo znać, ale przyznaję że zaplanowana kiełbasa z ogniska na kolację... Już nie była mi potrzebna. Nawet teraz o 23 jak to piszę nadal czuję się nasycona w 100%. Jestem pewna, że żołądek będzie miał co robić do rana i pewnie jeszcze jutro. MINI...
A co do kondycji to mogę napisać że coś tam jest w nogach i niektóre działania wychodzą mi całkiem sprawnie na rowerze - o ile się nie zapełnię "mini cheeseburgerem" :)


Kategoria Blue



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!