Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 76.40km
  • Czas 03:23
  • VAVG 22.58km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Sprzęt RedBlackBolid
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - wycieczka do Ottenheim Gzg

Sobota, 20 lipca 2024 · dodano: 20.07.2024 | Komentarze 0

Strasbourg - Kehl - Marlen - Goldscheuer - Altenheim - Neuried - Ichenheim - Meißenheim - Schwanau - Ottenheim Gzg - Krafft - Plobsheim - Eschau - Strasbourg
AVG: 22.52 km/h
MAX: 38.00 km/h

Przedwczoraj kupiłam roler i zaczęłam rolowanie mięśni chociaż nie miałam pewności czy i jak to zadziała na moje mięśnie. Na pewno ich nie popsułam bo wczoraj czuły się one już lepiej. Dlatego zaplanowałam sobie kolejną wycieczkę - na spokojnie w S2 - na dzisiaj. I faktycznie dzisiaj pierwsze kilometry wykazały, że jest nieźle - mocy nie było, ale nogi były jak świeże. To, że mocy nie ma - no nic dziwnego. Zrobiłam sobie małe przetrenowanie, wystąpił regres formy więc nie ma się co dziwić. Nogi dostały swoje i musiały - i pewnie dalej nieco muszą - odpocząć.
Po pierwszych kilku kilometrach stwierdziłam, że można by sprawdzić pewną zmianę w konfiguracji roweru. Podwyższyć nieco oparcie fotelika, przesunąć nieco suport do przodu i może w ten sposób uzyskam pozycje, w której będzie nieco łatwiej na podjazdach i łatwiej też o oddech podczas mocniejszego napierania. Plan zmiany zajął mi kilka chwil, ale rezultaty są chyba niezłe. Na pewno więcej widzę przy mniej pochylonym oparciu fotelika do tyłu i jest mi też łatwiej wsiadać i zsiadać na/z roweru. Nestety zmiana ta spowodowała wydłużenie linii łańcucha i niestety brakuje ze 2 ogniwek, aby przerzutka możliwie jak najlepiej pracowała na nisdkich biegach (obie duże zębatki z przodu i z tyłu).
Po tych zmianach poleciałam do mostu pieszo-rowerowego nad Renem ale nim na niego zaczęłam się wdrapywać zatrzymałam się w cieniu pod drzewkiem i sprawdzałam coś na telefonie. I wiecie co? Jakaś pani na rowerze podjechała sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku :D Faktycznie - dzisiaj była i jest LAMPA. I faktycznie, zgodnie z planem powinnam była wyjechać zaraz po pobudce, a ja wyszłam z mieszkania dopiero po 9 z minutami... BŁĄD. Co poczułam już około 11 kiedy temperatura sięgnęła tych 30^C. Ale przecież nie poddam się i muszę jechać dalej aby realizować swój plan. A plan był prosty - jechać przed siebie. A przy okazji przejechać się tym mostem na południe od tego mostu łączącego Illkirch-Graffenstaden z Offenburgiem. Więc o ile jeszcze w Kehl korciło mnie Achern, o tyle most wygrał. Ale dojazd do niego był po prostu jazdą W PIEKARNIKU. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zatrzymywałam się aby odpocząć, aby się napić, a przede wszystkim ostudzić. W pewnej chwili ZDROWY ROZSĄDEK / LEŃ(?) obudził we mnie chęć powrotu... Ale wówczas MAŁY DIABEŁEK zaczął mnie wyzywać od "miękkiszonów" :P no i... I by przegrał. Niestety w tym momencie do głosu doszły węglowodany przyjęte nieco wcześniej, pojawiła się myśl: "dam radę" no i... I pojechałam. Żałując tego już po kilku kilometrach, zanim zaczęłam wjeżdżać na ten drugi most.
Pierwszy most przy zaporze pokonałam jeszcze w jako-takim dobrym tempie. Prawie płasko. Minęłam jakiegoś rowerzystę, który szykował się do odpoczynku w cieniu drzewa i poleciałam dalej po owej D426. 4 kilometry z południa na północ, teoretycznie z wiaterkiem w plecy. Teoretycznie. Bo praktycznie w ogóle go nie czułam. BA! Po jakimś czasie poczułam, że pojawia mi się jakieś poczucie gorąca. Sprawdziłam - to mój oddech. Moje wydychane powietrze było niczym z piekarnika. Do tego LAMPA, ASFALT, ZERO jakiejkolwiek zasłony, zero drzew, NIC. PATELNIA. Najgorsze 4 kilometry jakie dzisiaj zrobiłam to właśnie były tam. Kiedy dotarłam do zakrętu i wjechałam na most cieszyłam się, że już za chwilę będę na drugim brzegu... A chwilę stwierdziłam, że muszę - i zatrzymałam się w malutkim cieniu przy jakimś drzewku. Płonęłam. Ja nie spływałam potem - ja byłam potem. Ja cała płynęłam. Nie bacząc na nic - siadłam na trawie i przez kilkanaście minut dochodziłam do siebie. Dopiero potem byłam w stanie... sięgnąć po smartfona, napić się i coś przekąsić. Serio. Aż mi się przypomniał Maraton Podróżnika w 2015 roku, kiedy przy podobnej LAMPIE próbowałam dojechać gdziekolwiek.
Pocieszała mnie jedna rzecz - że niedaleko jest kanał Canal du Rhone au Rhin. A tam wzdłuż niego jest mnóstwo drzew, jest cień no i jest woda - powinno być nieco chłodniej. Tylko wpierw trzeba tam dojechać. Na początku było z górki, ale potem 3.5 kilometra w LAMPIE. Marzyłam aby pojawiła się jakaś chmura i zakryła ją na chociaż 30-60 minut... Żebym była w stanie dociągnąć do Strasbourga. I kiedy w końcu doczłapałam się do kanału, zaczęłam przy nim jechać - ta chmura się pojawiła. Jak na zawołanie. Ktoś chyba wysłuchał moich marzeń i LAMPA się skryła... A ja mogłam spokojnie korzystając z nieco tylko mniejszej temperatury przy drodze koło kanału dojechać prawie pod mieszkania. Prawie bo z niego mam jeszcze trochę.
Kiedy w mieszkaniu ściągnęłam z siebie wszystko (mokre od potu) poczułam się jak po powrocie z Selestat. Trup. Chociaż wówczas był to trup wymęczony, a teraz był to trup przegrzany, dyszący, ledwo trzymający się na nogach, parujący i marzący tylko o tym aby usiąść i już nic nie robić.
Ten Diabełek miał marzenie co by "dociągnąć do setki". Aha, jasne. Przy 32 ^C w cieniu. I tym razem, ten LEŃ powinien jednak wygrać i powinnam sobie była odpuścić.

Ma koniec.
Sam mój rower waży dokładnie 19.3 kg. Do tego dochodzi torba z narzędziami, łańcuchem i wieloma innymi rzeczami, które warto mieć. Kolejne 5 kg. Doliczmy do tego 7 butelek osika po 0.75 i robi się... Jakieś 31 kg. Także cieszcie się spionowaceni, bo nie wiecie ile porządna pancerna poziomka może ważyć.


Kategoria Nowy



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!