Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 40670.70 kilometrów w tym 66.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.89 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 205.00km
  • Czas 08:30
  • VAVG 24.12km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 3069kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kozienice Brevet 200km

Sobota, 27 września 2025 · dodano: 27.09.2025 | Komentarze 0

Kozienice i okolice
AVG: 24.08 km/h
MAX: 50.22 km/h
TSS: 543, iF: 0.81, VI: 1.12, Kcal: 3069
NP: 113, Avg: 101, Max: 400, 1min: 259
HR: 129, Max: 153

"Jakoś to będzie" + "Ja nie dam rady?! Potrzymaj mi wodę...!" :/ :)
Biorąc pod uwagę to, czego nie zrobiłam przez ostatnie 3 miesiace i to jak mocno zależało mi na pokonaniu dystansu tydzień temu - to ten brevet poszedł mi całkiem dobrze. Gorzej niż rok temu, ale wówczas moje nogi były po spotkaniu z cieżkimi podjazdami w Czechach, a potem we wrześniu było kilka wycieczek z większymi dystansami czy wreszcie z kolejnymi cięższymi podjazdami kiedy jechałam do Fort Schoenenbourg.
W tym roku takich odległości z takimi utrudnieniami nie było. I to spowodowało, że stając na starcie wiedziałam, że osiagniecie AVG 25 km/h będzie cudem, i skromnie liczyam na maks avg w okolicach moooże tych 22 km/h. To, że uzyskałam te 24.08 to jest nic innego jak sensowne planowanie i rozkładanie sił, co widać po mocy, jaką przeznaczałam, którą celowo ograniczałam nie waląc po pedałach "ile fabryka dała". Niewyrobione, niewyćwiczone mięśnie nie mogły mi zaoferować takiej mocy jak rok temu. Ale tym razem miałam to samo co wtedy, lecz w większej ilości - czyli Kreatyna. To dzięki niej mogłam pociągnąć nawet na tej mniejszej mocy dłuższy czas, czując przy tym że nogi jeszcze są w stanie wytrzymać, mimo iż bez tego suplementu ich wytrzymałość skończyłaby się znacznie szybciej. Zaś przy Kreatynie - nogi ciągnęły tyle ile chciałam.
Tym razem na miejsce dojechałam o 7:10, więc te kilka minut więcej miałam na przygotowanie się. A i też stan przygotowania roweru był lepszy. Wystarczyło wyjąć rower, zapiąć tylny hamulec, dorzucić sensowną ilość picia, kilka batonów proteinowych i byłam prawie gotowa. Niestety przy temperaturze 4^C musiałam założyć na siebie drugą parę spodni, drugą taką samą kurteczkę letnią i dopiero wówczas mogłam faktycznie wyruszać na trasę. Notabeme - jadąc samochodem, po drodze widziałam nawet 0.0^C... Także ZIMNO. LODOWATO. Na szczęście pogoda dopisała, po godzinie 10 zaczęło się robić cieplej.
PK1 - wylądowałam dopiero około 10:42. Po drodze lekko zbłądziłam, doszło mi dodatkowych ~8 kilometrów do zrobienia i kiedy dojechałam na stację to mogłam tylko pożegnać osoby odjeżdżające, które skończyły popas w tym miejscu. Zostałam sama, zdając sobie sprawę, że najpewniej jestem ostatnią z dystansu 200 km. Smutne. Ale spodziewałam się tego - ładowanie się przy takiej kondycji jaką miałam na 200 km brevet to jest proszenie się o dłuższy czas jazdy i większe męczarnie po drodze.
Tym razem jednak - zara zpo przyjeździe chciałam już jechać dalej. Tylko zdrowy rozsądek kazał mi usiąść, odpocząć te 5-10 minut i dać kilka chwil nogom. Dla nich nie było to 53 kilometr ale już 63.21.
PK2 - Brzoza i godzina 12:56, w tym roku zaraz przy szkole a nie na parkingu przed nią. Piękne zielone miejsce. Nic tylko siadać i cieszyć się z możliwości łapania wrześniowego pełnego słońca. Niestety ponownie byłam ostatnia z tego dystansu 200 kilometrów, a i sam PK zaczynał być zwijany, gonił mnie też czas więc nie nasiedziałam się zbyt długo. Czas w tym roku: 12:56, a rok wcześniej było 12:32. Więc niestety, ale te dodatkowe kilometry zabrałay mi sporo cennego czasu. I to pomimo iż od PK1 jechałam już z wiatrem.
PK3 - Magnuszew - 16:19. Wreszcie. Te kilometry po tych okropnych nawierzchniach przypominających bardzo mocno te francuskie odebrały mi sporo czasu i sporo energii poszło na "skakanie" po łatach i wyrwach. To jest WSTYD dla drogowców zostawić drogę w takim stanie! Zamiast ładować pieniądze z budżetu w rozdawnictwo a la 500- czy 800- - mogliby te pieniądze przeznaczyć na nowe drogi.
Oczywiście po skręcie na drogi prowadzące do PK3 zmienił się kierunek jazdy względem wiejącego wiatr więc pojawił się na nowo problem znany od startu. Prędkość spadła, wzrosło zapotrzebowanie na energię a dodatkowo po godzinie 15 zaczęło się już robić chłodniej. Pojawiły się też braki - prawdopodobnie - elektrolitów i tętno dość mocno spadlo wskazując na pewne problemy. Początkowo sądziłam że to kwestie braku wytrenowania, ale po zaspokojeniu pragnienia resztką Oshee z elektrolitami, po około godzinie tętno zaczęło wracać do poziomów w miarę przypominających normalne. Organizm odnowił swoje "pozwolenie" na wykorzystanie większej ilości mocy i w ten sposób doturlałam się do okolic Elektrowni Enea. I stamtąd w pewnym sensie było już nieco bardziej z górki - miałam więcej węglowodanów, więcej energii, troszkę więcej mocy a przede wszystkim chęci. Do tego piękne widoki, zachodzące słońce... Ciągnęłam ile mogłam. I oczywiście dojechałam, ale kiedy wstałam z roweru czułam, że to jest już nie tyle co "low power" ile "zero power". Ponownie wyczerpałam "bateryjkę" do zera.
META - 18:22
Rok temu: Start - 07:58, PK1: 10:12, PK2 Brzóza: 12:32, PK3: 15:46, META: 17:21.
Ewidentnie widać jak początkowe opóźnienie wynikające ze zgubienia drogi przełożyły się potem na kolejne późniejsze meldunki na kolejnych punktach. Do tego dochodzi słabsza moc i siła i rezultaty są takie jakie są. Uważam jednak, że utrzymanie tych 24 km/h to i tak jest COŚ, biorąc pod uwagę moje "możliwości" sprzed kilku lat.

P.S.
Co zrobiłam dobrze?
+ bardzo dobre ograniczenie ilości napojów przed startem na te pierwsze kilkadziesiąt kilometrów do PK1. 2x osik spokojnie wystarczył.
+ bardzo dobre przygotowanie ubrań - zabranie 2 pary kurteczki i spodni co uratowały mnie przed ZIMNEM na początku dnia
+ wiedziałam gdzie co mam na miejscu przy przygotowaniach do wyjazdu
+ bardzo dobre przygotowanie wytrzymałościowe - poprzedni większy dystans bardzo w tym pomógł
+ jak zawsze dokładne zweryfikowanie położenia punktów i trasy
+ korzystanie z możliwości uzupelnienia węglowodanów i napojów po drodze bez prób jazdy "jakoś to będzie, jadę dalej bo szkoda czasu" i takie tam. Jest problem - to trzeba go rozwiązać od razu, a nie czekać aż sam się rozwiąże skoro na pewno tak się nie stanie i będzie jeszcze gorzej
+/- kwestia elektrolitów

Co było źle?
- słabe przygotowanie mocowe. Za mało czasu na sensowne wykonanie treningów
- wydaje mi się, że mogłam sobie odpuścić dłuższe "sprawdzanie" roweru dzień przed
- krótki czas snu przed - tylko 3.6h - i brak regeneracji po tym ^^ krótkim "sprawdzeniu"
- wygaszający się ekran telefonu, pomimo iż włączony i aktywny był Locus Map Pro

Kilkanaście godzin po zakończeniu, rano kolejnego dnia - czuję jak bardzo sobie dałam w kość. Moje nogi, moje kolana - ewidentnie gdzieś musiałam jednak przesadzić. I tak właśnie wychodzi na wierzch brak właściwego przygotowania, ciągnięcie ile wlezie bo czas, bo to, bo tamto... Niby Kreatyna, niby potem BCAA, ale są pewne granice, które jednak przekroczyłam. Ale tak bardzo chciałam mieć te 200, nie chciałam jechać na 150 km a tym bardziej na 75 km. I teraz będzie bolało. Ale to dobrze - bardzo dobry początek przygotowań do kolejnego sezonu.





Niby pięknie, ale ta nawierzchnia!

Wspaniałe wrześniowe słońce

"Polskie drogi" - stan podobny do tych jakie widuję w okolicach Strasbourga we Francji

A to jest przewspaniała robota drogowców. Zerwali starą nawierzchnię i zostawili takie arcydzieło na pozostałej warstwie jezdni przy przystanku autobusowym.
Oklaski.

A to jest kolejne arcydzieło - po co wyrównywać poziom jezdni przygotowanej do remontu z istniającą sprawną infrastrukturą?
A na co to komu? A po co? A dlaczego? A komu to potrzebne... A nie, czekaj? Czy wykonawca tędy nie jeździ? Nie? Aha. Ok.

Biada temu, kto będzie próbował skręcić w prawo z głównej drogi

Oczywiste jest, że resztki nawierzchni najlepiej usypać na chodniku dla pieszych, bo przecież on służy właśnie takim celom... A nie, czekaj...?

A tak się kończy układanie kostki dauna wszędzie gdzie tylko się da - falowanie już po paru miesiącach.
W cywilizowanych krajach od dawna na chodnikach leży asfalt, a u nas jak widać jeszcze nie dotarł.

Coraz bliżej Kozienic, coraz bliżej zachodu Słońca







Medal :)








Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!