Info
Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik11 - 0
- 2024, Wrzesień11 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec17 - 0
- 2024, Czerwiec19 - 0
- 2024, Maj13 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec13 - 0
- 2024, Luty10 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad8 - 0
- 2023, Październik12 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień13 - 0
- 2023, Lipiec12 - 0
- 2023, Czerwiec12 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec15 - 0
- 2023, Luty8 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad15 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec13 - 1
- 2022, Czerwiec8 - 2
- 2022, Maj11 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 1
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik11 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 0
- 2021, Sierpień16 - 0
- 2021, Lipiec11 - 0
- 2021, Czerwiec11 - 0
- 2021, Maj14 - 2
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty3 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik6 - 0
- 2020, Wrzesień6 - 0
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec9 - 1
- 2020, Czerwiec12 - 6
- 2020, Maj11 - 3
- 2020, Kwiecień13 - 5
- 2020, Marzec15 - 4
- 2020, Luty13 - 3
- 2020, Styczeń2 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Listopad7 - 0
- 2019, Październik18 - 2
- 2019, Wrzesień12 - 0
- 2019, Sierpień18 - 0
- 2019, Lipiec13 - 2
- 2019, Czerwiec13 - 2
- 2019, Maj19 - 0
- 2019, Kwiecień7 - 0
- 2019, Marzec6 - 1
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad14 - 0
- 2018, Październik18 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień16 - 2
- 2018, Lipiec12 - 1
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj18 - 0
- 2018, Kwiecień17 - 0
Lipiec, 2020
Dystans całkowity: | 724.96 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 32:41 |
Średnia prędkość: | 22.18 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 80.55 km i 3h 37m |
Więcej statystyk |
- DST 172.32km
- Czas 07:19
- VAVG 23.55km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Próba przejechania PW 2020
Sobota, 25 lipca 2020 · dodano: 26.07.2020 | Komentarze 0
Parczew i trasa PW + powrót do Parczewa
AVG: 23.55 km/h
MAX: 37.84 km/h
Trochę mi to nie poszło i to bardziej nie poszło niż myślałam że mi nie pójdzie. W planach miała być walka do samego końca, nastawiałam się na 30h walki, było pewne przygotowanie do startu jeszcze przed wyjazdem ale na miejscu szlag wszystko trafił i oczywiście w tym moja wielka zasługa. "Jakośtobędzie"* + "późniejteraznie". Takie odkładanie na potem tego co już powinno być zrobione. W ten sposób przez cały poprzedzający tydzień nie przetestowałam innego uchwytu pod smartfona, nie przetestowałam swojego pomysłu na taki uchwyt, nie przygotowałam torby, nie sprawdziłam co i jak mogę jeszcze zamocować aby się dobrze jechało z ciutkę większym bagażem... Sporo błędów, sporo zaniedbań. Ale nie będę zrzucała winy na rzeczy martwe i ich złośliwość, bo to ja jestem winna temu co się mogło stać. Gdybym była troszkę bardziej rozjeżdżona przez ostatnie 2 dni przed, to pewnie kilkanaście kilometrów po starcie nie zaczęłoby mnie bolec kolano, mięśnie przy rzepce być może byłyby bardziej przygotowane na rosnące obciążenie... Może gdybym nie spieszyła się z pakowaniem i 3 uchwyt na bidon wykorzystała na bidon (gdybym miała? albo na osika którego miałam) to bym mogła więcej pić podczas narastającego upału. Duzo jest błędów i długo by je tu wyliczać. na pewno uniknęłam błędu zbyt późnego przyjechania na początek. Nawet wyrobiłam się na 40 sekund przed startem ze startu. No jaaa... Tylko co z tego skoro potem na trasie co moment mijał mnie jakiś kolarz albo kilku na razie i kiedy dojechałam na PK1 byłam przedostatnia a i też sama wyprzedziłam przedostatniego kolarza bo ten stanął na chwilę. Kiedy wjechałam na punkt było jeszcze kilka osób, ale one już się zbierały a ja dopiero zastanawiałam się co wziąć i co dają. Chwilę potem przyjechał Krzysiek - ów ostatni co był przedostatnim - i tu moja chęć walki pomogła mi zmotywować do dalszego kontynuowania jazdy przez Krzyśka, ale ja sama też już czułam że coś tu no... No nie gra. Kolano, prędkość, znowu zamykają mi punkt kiedy na niego trafiam... Znowu jestem za wolna.
Wyjechałam z punktu z Krzysztofem motywując się do pracy, ale już widziałam po nim że on ma serdecznie dosyć i ciągnie na oparach ale przynajmniej je jeszcze ma. A ja nie tylko nie mogąc ale też bojąc się pocisnąć lewym kolanem czułam odpływ mocy w nieznanym kierunku. Upał. On też robił swoje i dużo mi zabierał, ale ja nie chciałam na niego zwracać uwagi, piłam ile mi się chciało ale też nie wiem czy nie za mało.
Chronologicznie...
Start - o? skrzywiona kierownica? Pewnie po upadku? Szybkie prostowanie, wtarganie roweru na wał przy stadionie, ostatnie odliczanie, nie mogę zamontować smartfona na uszkodzonym uchwycie... Szlag. Jak mam nawigować bez smartfona?
Start II - wszystko już jest ponaprawiane, przywrócony stary uchwyt, nie mogłam jeszcze znaleźć rzepów na zamocowanie latarki do kierownicy, ale "jakośtobędzie".
5 km: podczas jazdy wsadzam bidon do koszyka na bidon nie widząc go, na ślepo więc nie docelowując tam gdzie tzreba wchodzi między koszyk, tylny widelec i pędzące tylne koło ze szprychami. Oklaski, brawa. Koło nieuszkodzone, bidon pęknięty. Wypijam z niego cąły płyn i jadę dalej.
19 km - napotykam ciągnik jadący z 2 przyczepami w tym samym kierunku co i ja. Prędkość stała, niezależnie od wiatru i nachylenia: 27 km/h. Idealnie. Nie licząc podjazdów na których wyciągam z siebie 110?y się jakoś utrzymać. Tak dojeżdzam do 26 km.
33.59 km, stacja Moya. Sprite, hot dog w ramach II śnaidania. GORĄCO. Kiedy siadam aby zjeść - spływam. ledwoc o jestem w stanie się schłodzić.
40-50 km - organizm zapodał widok ogórka małosolnego... Ale skąd ja mu to wezmę? Z powietrza?
54 km - jest sklep! Mają ogórki kiszone. Połowa słoika do żołądka, wypijam sok jak zawsze i jadę dalej.
67 km - lewe kolano mocniej przypomina o sobie, w szczególności kiedy naciskam prostując je. Genialnie.
72 km - kolano przypomina że ono ciągle jeszcze jest, ale chce wysiąść, staram się jakoś je odciążyć
85.56 km - PK1 0 już się właśnie zaczynają zwijać, ktoś z obsługi mówi że "mówiłem że o 13 będzie fajrant". A ja na to w myślach - już 13? To co ja robiłam przez ostatnie 4 godziny?
100 km - pojawia się myśl, której nie chciałam myśleć - ale to jest ta myśl o wycofaniu się. Bo nie idzie.
107 km - stajemy z Krzyśkiem, on się kładzie na trawie, a ja obok na mrowisku czerwonych mrówek. Mrówkom się to nie podoba tak samo jak i chwilę po nich równiez i mnie. Decyzja zostaje podjęta, opracowuję trasę pworotu koniecznie przebiegajacą przez jakiś bar, bo to godzina 15 i jakiś obiad by się przydał...
109 km - Bar Jaguar. Pizza Hawajska 10/10, sos czosnkowy 11/10. MNIAM. PYSZNOŚCI. I nie wiem czy to kwestia głodu ale to żarełko było SUPER.
115 km - kolano przypomina mi że obno ciągle jest i chce wysiąść ale gdzie ja je puszczę? Gdzie ja stanę? Jest gorąco jak w piekarniku, wracać trzeba i nie ma nawet jak się zatrzymać i położyć bo jak nie ukrop lejący się z nieba to cholerne komary w cieniu. Do wyboru do koloru. Kolega z którym wracamy też nie ma się lepiej a a ja bym powiedziała że jest mu gorzej niż mnie bo kiedy ja jeszcze jakoś ciągnę do przodu to on średnio 1 na 10 kilometrów staje i odpoczywa. I ja mu się nie dziwię.
162 km - jeszcze jeden przystanek, gdzie chwile odpoczywamy przy przystanku zniszczonym przez wandali. Wydawało mi się, że w Polsce po XX wieku już chuligaństwa i niszczenia naszej wspólnej własności mniej - a jednak nie. A szkoda. Korzystam z okazji aby udać się pod większy krzaczek, gdzie rozpoczynam - oczywiście przegraną - wojnę z komarami.
172 km - Parczew, Meta. Nie, nie jestem zadowolona ani szczęśliwa. Klnę w duszy i jedna z pierwszych spraw o których rozmawiam z Orgami to właśnie jakiś dobry ortopeda, troczki przy kolanie i koszty wizyty... Podczas odstawiania roweru przy samochodzie i zbierania rzeczy do kąpieli pod prysznicem okazuje się że wcześniejsza wojenka z komarami to był dopiero prolog tego co przeżyłam już na koniec. Wietnam. TAK, komary powinny zostać wytłuczone na terenach zamieszkałych przez ludność.
Rower - on jest jak jakiś niezniszczalny. Wyrwy, dziury jak się nie da ich ominąć - przeleci. Naoprężenia na szprychach - przeżyje. Nawet przy 160 km/h za samochodem nie chce uciekać i zostawać sam ;) . Wygodny, ładnie ciągnący. Szacun dla Andreja - Jego Konstruktora - za tak wspaniały projekt :D
--
* to takie typowe dla nas Polek i Polaków. Ale ja przynajmniej umiem sobie to powiedzieć i nie zasłaniam się przed wzięciem winy na swoje barki za MOJE niepowodzenia. I to, że JA nie dałam rady nie wpłynęło w jakikolwiek sposób na innych. To JA dostaję za MOJE. Mój brak sukcesu nie przekłada się na inne osoby! Więc mam prawo do tego co robię aby robić to tak jak ja chcę i ucząc się na swoich błędach. I dotyczą one potem TYLKO MNIE. Naciskam na to, bo niestety w Polsce wielu polityków olewa a potem cała Polska traci.
- DST 28.18km
- Czas 01:03
- VAVG 26.84km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Krótko i konkretnie
Wtorek, 21 lipca 2020 · dodano: 22.07.2020 | Komentarze 1
Ożarów - Warszawa - Mościska - Babice - Ożarów
AVG: 26.70 km/h
MAX: 36.02 km/h
Tak dla podtrzymania już przed PW, krótka ale konkretna przejażdżka po okolicy. Nóżki ciągną ale para but-stopa trochę niestety to ogranicza.
- DST 26.77km
- Czas 01:00
- VAVG 26.77km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
A takie tam jeżdżenie
Niedziela, 19 lipca 2020 · dodano: 19.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów - Pilaszków - i okolice
AVG: 26.45 km/h
MAX: 35.68 km/h
Taak, no średnia jest taka ciuteńkę lepsiejsza niż była rok temu i takich wycieczek kiedy staje się ona tak dobra jest również znacznie więcej niż było tor ok temu. To cieszy. Czuję i widzę też jak moje nogi dają do przodu i chcą jechać. Plus. Tylko te buty... A raczej stopy, którym się nie podoba pchanie. Nie wiem już sama co tu wymyślić, moze znowu pobawię się jakimiś wkładkami, może poznęcam się nad stopami butami mega twardymi chociaż to chyba raczej nie pomoże.
- DST 20.36km
- Czas 00:45
- VAVG 27.15km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Przypomnienie
Piątek, 17 lipca 2020 · dodano: 17.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów - Pilaszków
AVG: 26.65 km/h
MAX: 32.40 km/h
A jakoś mi się specjalnie nie chciało, wręcz się zmusiłam nie wiem po co i na co.
A tak w ogóle to politycznie.
Na ostatnich kilometrach "oglądałam" filmik na jutubie, z Onetu o poglądach naszych Rodaków ze ściany wschodniej, z podkarpacia. Do tej pory myślałam że stare durne osobniki to już albo się uczłowieczyły, albo wymarły, albo siedzą w domu i nie wystawiają za bardzo nosków z chałup. A tymczasem wyłażą, chodzą po ichnich wiejskich uliczkach i pitolą głupoty jeden przez drugiego. Bo im się od 2015 roku polepszyło więc to na pewno dupa pomogła. Bo środki unijne są. Dotacje. A kto o nie zawnioskował? No na pewno dupa! Tylko on! Wcześniej nie było pieniędzy bo rząd nie dał! A to rząd ma pieniądze. A skąd je bierze? No Unia daje! Ale skąd ma Unia? Nooo... ze środków unijnych... A skąd te środki? [cisza].
Biedaczki nie wiedzą że to poprzedni Rząd wynegocjował odpowiedniej wielkości dotacje z UE, i to poprzedni rząd im zafundował naprawę i rozbudowę dróg gminnych i wiejskich. Nie żadna tam dupa czy jarkaczek, tylko właśnie ten zły niedobry Rząd Tuska i Kopacz! A to niedobrzy! Bandyty! Bo pieniędzy dali więcej! ;)
- DST 36.11km
- Czas 01:29
- VAVG 24.34km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Przejażdżka wyborcza
Niedziela, 12 lipca 2020 · dodano: 12.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów - Błonie
AVG: 24.31 km/h
MAX: 35.29 km/h
Po nogach czuję że im się nie podoba, że chcą jeszcze odpoczywania więc nie napieram dając im czas przed PW. Niech na spokojnie odsapną i się zmobilizują raz jeszcze w lipcu. Potem może będzie wolne a może kolejne większe trenowanie.
- DST 13.03km
- Czas 00:28
- VAVG 27.92km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Wycieczkunia przed burzą
Piątek, 10 lipca 2020 · dodano: 10.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów i okolice
AVG: 27.46 km/h
MAX: 44.59 km/h
Po 4 dniach odpoczywania (oj no pogoda też nie była najlepsza) wyjechałam i od razu musiałam zawrócić bo zobaczyłam taką chmurkę i taki opad że... Ciężko opisać słowami.
Zdziwiły mnie osiągi - wysokie. Te 44 km/h to pociągnęłam bez brutalnego ładowania pary i mogłam je przez chwilę utrzymać, nie było to chwilowe króciutkie osiągnięcie.
Właśnie mi się przypomniało. Ktoś pisał mi niedawno że nie da się przejechać XYZ kilometrów jeżdżąc XY. To bzdura. Najlepszym przykładem jest dwóch kolegów - Krzysiek i Wojtek którzy na PTJ jechali czasowo gdzieś opodal mnie. Jeden z nich Wojtek zdaje się w tym roku przejechał życiówkę - ~70 km. I dał radę pokonać MPTJ 340km.
- DST 375.56km
- Czas 18:33
- VAVG 20.25km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierścień Tysiąca Podjazdów 2020
Poniedziałek, 6 lipca 2020 · dodano: 06.07.2020 | Komentarze 0
Świękity - Mały Pierścień Tysiąca Jezior
AVG: 20.23 km/h
MAX: 57.84 km/h
Muzyka z trasy: Gareth Emery & Ashley Wallbridge feat. PolyAnna - Lionheart
A bo jakoś tak często mi wchodziła w ucho.
Plany były wielkie, chciałam koniecznie zaliczyć kwalifikacje do BBTa. Pomarzyć można, a z realizacją to tak już różnie. Na wyjeździe z Warszawy korki, na wjeździe do miasta już lepiej i znowu korek na DK7/S7. Cała droga po prostu jakoś taka zapchana, ciężko się jechało i dopiero punkt 21:00 byłam u bram PTJ, skąd odebrałam pakiet i biegiem do obozowiska rozstawiać się. Kilka rzeczy miałam już przemyślanych ale kilka dorabiałam jeszcze tamtego wieczoru. Poprawki przy zapakowaniu, dopakowywanie tego i owego, przeróbki. Na sam prawie koniec ognisko i rozmowa o gwiazdach z Oskarem :) Wieczorne kiełbaski wchłonięte, ostatnie szykowanie się - i spać. Tu potężne podziękowania dla Pań z obsługi tak sprawnie podsuwających pełne kubki herbaty :)
Poranek przed czasem - organizm zmusił do wstania ale dzięki temu wpadło dodatkowych 20 minut, które mogłam wykorzystać na jako-takie śniadanko i ustawianie się. I znalezienie sposobu na brakujące jak się okazało krótkie spodenki na rower. Szczęściem miałam długie letnie zmęczone już życiem i lekko naddarte, wykorzystałam nożyk i zrobiły się krótsze. Po przygotowaniu się dopieszczałam jeszcze rower który dostał powerbanka (6x19650) pod kierownicę i wysmarowałam mu łańcuch bo wieczorem podczas jazdy skropił nas deszcz trochę a chciałam być pewna jego działania. I kiedy już byłam gotowa przypomniało mnie się o pakiecie i naklejkach. Nie trafiły one wszystkie tak jak powinny na wskazane miejsca, bo poziomka vs pion to nie to samo i nie ma gdzie. NO i jak mam na się przyczepić na plecach - i po co? - kartkę z info co i kto i skąd ja jestem, jaki mam #numerek? Brak też sakwy uniemożliwił mi doczepienie tego na taśmę gdzieś z boku.
Start. Przejeżdżam z obozowiska te metry do miejsca startu gdzie próbuję zainstalować pudełko z GPSem gdzieś miedzy rurtami tylnego widelca, ale nie ma jak chwycić wieć w końcu pakuję go do torby za fotelikiem. W ten sposób ma on całkiem dobre warunki do pracy co potwierdzają potem moje spojrzenia na przebieg maratonu na stronie ptj2020.1008.pl .Chwilę potem - start i przejazd do Miłakowa. Niestety sart ostry został przeniesiony gdzieś dalej od ronda, w miejsce do którego trzeba było najpierw zjechać a potem po starcie wyjechać. Kiedy dotarłam moja grupa już się szykowała, obijana miotełkami przez Czarownice ;) Po ostrym starcie - wyjazd z powrotem do ronda i dalej na trasę.
15km - jadę jadę... Rower ciągnie, podjazduy i zjazdy pokonuję z całkiem niezłą prędkością. Co kilka minut mijają mnie kolejne pociągi kolarskie, ale na to nic nie poradzę...
Między 20 a 30km dociera do mnie, że jesli nawet przy swojej przelotowej zawierającej się między 32 a 38 km/h szoszoni mnie tak łatwo wyprzedzają tzn że wcale nie jest tak znakomicie.
32km - zaczyna się ziewanie.
55km - a może by tak uzupełnić jakieś węglowodany? Snickersy są w kieszonce więc od razu jeden zostaje pochłonięty.
60km - zaczyna brakować picia, 1.5 litra mixu wody z soczkiem na wykończeniu.
71km - sklep, szybko do niego zawracam i nabywam loda i pepsi.
80km, przed wjazdem do Lidzbarka Warmińskiego gubi mi się resztka pepsi w butelce. Trudno.
85km, PK1, miał być czynny do 13:30 a jest 14:00? No to niefajnie. 85km 4.5h? Słabo. Na punkcie dolewam wody z izotonikiem do bidonu i po kilkunastu minutach odpoczywania jadę dalej.
100km - ukoppany Locus Map Pro wyprowadza mnie w las. Dosłownie i w przenośni kieruje mnie gdzies na boczną drogę, a z niej na jeszcze inną z której nakazuje skręcić na drogę z... betonowych płyt. Oklaski. No na pewno tamtędy pojadę.
110km - wracam do miasteczka, zjadam przy Lewiatanie hotdoga i przelewam ice tea do bidonów.
120km - do przodu chociaż czasami zapomina mi się o zmianie z małej tarczki na blat z przodu - potem też tak będzie.
180km - przed PK2 bardzo ostry podjazd który pokonuję na 2 raty "botak" i już
183km - ekipa podobno właśnie odjechała, zostawiła torbę z kanapkami, butle z wodą, batony i banany. Da się żyć. Na punkcie spotykam jeszcze Wojtka i Krzysztofa, z którymi jedziemy potem do Giżycka. Niestety ale czasu na pokonanie 610km po prostu nie starczy tak samo jak i sił, które tak jakby zaczynały się kończyć. Na PK2 dokańczam jeszcze małę przepakowanie na noc, przebieram się, wykonuję to co zrobić powinnam (WTCZP) i jadę za 2 ww kolarzami. 2x Convoy w ciemności tworzą za Kolegami jasność. Dodatkowy 3 Convoy zamontowany w miejsce kamerki na kasku rozwala ciemność tak mocno, że nawet ją gaszę aby przyzwyczajać wzrok do ciemności.
203km - odcięcie. Low power, jakoś siadam z energią i mniej mi się chce. Jeszcze nie wiem wtedy o co chodzi, jadę dalej.
Gizycko - przelatuję przez kolejne ronda jednak na kilkaset metrów przed PK3 na MOSiRze utajona ZGAGA do tej pory atakuje pełnią sił. W ostatniej chwili zatrzymuję się na rozjeździe i puszczam pawia. Czyli nic nie wychodzi bo to tylko odruch wymiotny. Niestety apteczki jako takiej nie mam, "jakośtobędzie" i Polprazolu brak. Szit.
231km - PK3. Zjeść i spać. O niczym innym nie myślę. Zjeść się da i wchłaniam kolejną kanapę a przez kolejne kilka godzin siedzenia i leżenia na PK3 dopycham 4x zupki pomidorowe słuchając wykładu Oskara o tym co i jak na maratonie. Oskar - bardzo Ci za to dziękuję :) BARDZO.
Na punkcie udaje mi się zdrzemnąć jeszcze pod prysznicami kładąc głowę na podwyższeniu oddzielającym kabinę z prysznicem od reszty pomieszczenia, wyciągam się jak długa i momentalnie zasypiam. Dopiero około 5 rano ruszam dalej wiedząc że idzie mi średnio i mając plan na najbliższe kilometry po 6 rano jak tylko znajdę jakiś otwarty sklep. Na wylocie z Giżycka jak zwykle omijam rozstaje i muszę do nich wrócić aby skrecić w DW. Kolejne kilka km nabite tak sobie. Z nudów :D
250km - spać. Na jakimś przystanku zatrzymuję się, stawiam rower obok, sama zwijam się w kłębek i zasypiam na 30 minut.
266km - Kętrzyn, stacja Orlen. Hotdog, maślanka i jogurt. Chciałam wstąpić do jakiejś Żabki, ale pozamykane bo to przecież niedziela niehandlowa. Wiwat PiS! Na stacji podsyopiam z godzinę bo nie jestem w stanie bez tego żyć. Tu swoją drogą trzeba nagrodzić brawami pracowników stacji przeróżnych, którzy nam rowerzystom dają odpocząć u siebie :)
Po przyjeździe jakiejś grupy na stację i rozbudzeniu się - jadę dalej już prosto do Kikit.
300km - podjazdy, podjazdy i podjeazdy przed Kikitami mnie dość szybko rozparcelowują na drobne. na koniec za ostatnimi hopkami dopadam sklepu spożywczego gdzie dokupuję kefiry i kolejną maślankę. Dziekli temu jestem w stanie pozbyć się przynajmniej chwilowo zgagi chociaż i tak towarzyszy mi ona w mniejszej postaci do samego końca maratonu.
Kikity - w tym roku jest znacznie więcej prowiantu. Zupa ogórkowa, kanapki, izotoniki, batony i banany. Po przełknięciu wszystkiego oddalam się na polankę gdzie po podłożeniu bluzy rowerowej pod górę a spodni pod głowę zasypiam w mniej niż minutę. Budzę się z dobrą godzinę potem i półprzytomna leżę do roweru z pewnymi oporami przywołując dane - co ja tur obię, o co tu chodzi i czemu nie mogę jeszcze pospać i czemu muszę jechać dalej? Po drodze zagadują mnie inni rowerzyści dopiero teraz przypominając sobie, że obok stoi poziomka. Jak się na tym jeździ? A wygodnie? A nie bolą plecy? A komfortowo? Drodzy - a Wam jak się siedzi na kanapie przed telewizorem na wspaniałym fotelu? Też boli kręgosłup? :P
Jeziorany - rok temu ratowałam się tam kefirami po podobnym ataku zgagi.
Radostawowo - przed nimi jest bardzo miła serpentynka, taka dodająca autowpierniczu.
Dobre MIasto - przelatuję jakby nic i lecę do Lubomina gdzie mało się nie gubię ale szybko się orientuję w temacie i wracam na właściwą drogę. W Wapniku tak samo jak i rok temu mijam, właściwą drogę i muszę do niej wracać aby podążać już do mety.
META.
Nie padam na twarz, zyję i mam się jako-tako-dobrze. Zjadam bigos, popijam jakąś herbatę, jogurta i wrzucam 3 jajka aby się zagotowały na twardo po czym idę pod prysznic. Standardowo gdzies jest ciepła woda a gdzieś jej nie ma, ale jest mi już to wszystko jedno i kąpię się częściowo nawet w zimnej wodzie co wcale mi już nie przeszkadza. Po wyjściu, odświeżona czująca się zupełnie inaczej i lepiej pochłaniam wspomniane jajka i lecę do ogniska gdzie piekę swoje kiełbaski a po ich pochłonięciu kładę się na 30 minut do namiotu.
Z Świękitek wyjeżdżamy o 22:40.
Kilka uwag i własnych spostrzeżeń z trasy i po.
- WTZCP - nic z tym nie zrobię. Życie jest ważniejsze niż jakikolwiek ultra i obietnica dana sobie czy komuś innemu. Nie zaliczę kwalifikacji do BBTa w tym roku to zaliczę je kiedy indziej. Teraz najważniejsze jest dla mnie otrzymywanie takich mejli jakie dostałam dzisiaj po dobrze wykonanej pracy
- wydaje mi się brak pełnej regeneracji po Zlocie gdzie dałam zdaje się >> 100% z siebie tylko jakoś tego nie zauważyłam
- zbyt późny przyjazd. Problem znany już z 2017 roku ale nie do końca jego rozwiązanie zależy tylko ode mnie obecnie
- Nienaładowany duży powerbank 8x18650. Może nie będę tego komentowała...
- brak czasu i nieprzymocowanie białych lampek do roweru
- brak krótkich spodenek (pakowanie na ostatnią chwilę, jea!)
- nieprzygotowana latarka do kierownicy
- brak śrubki do patyka Gopro
- tubka z kremem do opalania rozwalająca się w torbie i brudząca bluzę rowerową
- Duże powerbanki, brak mniejszych do pożyczenia czy zabrania ze sobą
- nieprzypięty - i niesprawdzone położenie - duży powerbank
- brak zaplanowanego miejsca na doczepienie tymczasowe jakichs butelek czy ubrania
Nie będę szukała wymówek pod brak przygotowania do tego maratonu. Zabrakło jednak nie chęci ale maratonów "po drodze" do sprawdzenia sie i rozwoju kompletnego pewnych umiejętności, w tym pokonywania podjazdów. W sumie i tak mi na nich szlo bardzo dobrze, ale na większych no niestety byłam trochę kiepska.
PLUSY:
+ jestem WIELKA = podjęłam się wyzwania o którym 99% polskiego społeczeństwa może pomarzyć :D
+ pokonałam >> 370 kilometrów w ciągu ~30h
+ ogarnęłam olbrzymią ilość rzeczy w bardzo krótkim czasie
+ dałam z siebie 100%
+ nie poddałam się pod koniec trasy
+ poradziłam sobie z WTCZP
+ rozwiązałam wiele problemów i problemików jakie się pojawiały w trakcie
+ po raz kolejny miałam możliwość sprawdzenia się "w boju"
- DST 11.49km
- Czas 00:26
- VAVG 26.52km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Test butów
Czwartek, 2 lipca 2020 · dodano: 02.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów i okolice
AVG: 25.78 km/h
MAX: 31,58 km/h
Przemyślałam sprawę ustawienia bloków na bucie i postanowiłam to przetestować w praktyce. Niestety nowe ustawienie nie sperawdziło się tak jak powinno i nie rozwiązało problemu jaki mam z dużym naciskiem na pedały i związanym z tym bólem stóp. Może powinnam zwiększać kadencję, ale w to na razie nie wejdę ze względu na ograniczoną ilość tlenu - pokłony dla nadwagi...
Osiągi są ciekawe. Rok temu nie było takich.
- DST 41.14km
- Czas 01:38
- VAVG 25.19km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Sprawdzam jak
Środa, 1 lipca 2020 · dodano: 01.07.2020 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno
AVG: 25.04 km/h
MAX: 41.16 km/h
Sprawdziłam się po 3 dniach niejeżdżenia. 3 dni minęły, mięśnie nóg miały wolne, niewiele robiły poza bieganiem po marketach. Niestety od niedzieli mam jakis problem z jakimś mięśniem czy ścięgnem a może stawem w okolicy lewego pośladka-dołu pleców. Nie chcę zgadywać, diagnozować się też ponoć nie wolno :P z użyciem wujka Google/DuckDuckGo ale to może być rwa kulszowa. Ovby nie. Na rowerze mnie nie bolało ale nie wiem czy to kwestia pozycji i fotelika czy Naproxenu jaki wzięłam wcześniej. Teraz jak siadłam na krześle znowu pobolewa.
Osiągi - pełnej regeneracji jeszcze nie ma. Ale widzę potencjał dodatni. Jest siła tylko nie ma wytrzymałości w dłuższym okresie czasu. Maksymalna osiągnięta na uliczce pod domem. Nie powiem że było to łatwe ale na pewno znacznie łatwiejsze niż kilka miesięcy temu. Jest progress we właściwym kierunku.