Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 38832.13 kilometrów w tym 66.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2025

Dystans całkowity:642.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:48
Średnia prędkość:23.12 km/h
Suma kalorii:9781 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:64.26 km i 2h 46m
Więcej statystyk
  • DST 90.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 25.35km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 1375kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ożarów - Mały kampinos czyli Always Hardcore!

Niedziela, 29 czerwca 2025 · dodano: 29.06.2025 | Komentarze 0

Ożarów - Jawczyce - Ożarów - Leszno a potem dookoła Kampinosu
AVG: 25.27 km/h
MAX: 42.79 km/h
TSS: 247   IF: 0.84   VI: 1.21    Kcal:  1375
NP:126 Watt  Avg pwr: 104 Watt   Max pwr: 495 Watt    Pwr 1 minute: 333 Watt

Plan był taki aby gdzieś wyskoczyć dalej, a może nawet spróbować ponownie polecieć do Pomiechówka i dalej. Tyle, że w nadchodzacym tygodniu jest już Zlot Rowerów Poziomych i byłoby kiepskim pomysłem zachetać się tuż przed nim i doprawić jeszcze nim do końca.
Dlatego zostałam przy Małym Kampinosie. I muszę napisać, że poszedł mi on bardzo dobrze biorąc pod uwagę silny wiatr z zachodu, przechodzące chmury deszczowe ale też chwilami pojawił się skwar.
Zacznijmy jednak od początku czyli próby bardzo szybkiego zamontowania toreb Banana S na rowerze. Błąd za blędem, poprawki, korekty. W końcu się prawie udalo, ale i tak jeszcze po drodze korygowałam i dociągałam paski, żeby mieć pewnośc że żadna z toreb będzie majtała się przy hamulcu V-brake przy tylnym kole.
Pierwsze kilometry to oczywiscie wyjątkowo, pewna jadlodajni, żeby chwycić nieco białka na początek dnia. I zaraz potem naprzód przed siebie, czyli na trasę przez Kaputy, Pilaszków i dalej przez Święcice do Leszna, oczywiście naokoło przez Łaźniew. Przejeżdzając przez Pilaszków obok Domu Pomocy i Rehabilitacji zatrzymałam się przy cmentarzu poległych Polskich Żołnierzy, którzy polegli we wrześniu 1939 roku walcząc z niemieckim najeźdźą. Ale zanim tam dojechałam, po drodze zobaczyłam... Śmietnik. Jakiś [głupszy ograniczony umysłowo] zamiast pojechać do gminnego punktu zbierania odpadów odległego "aż" o 6.5 kilometra od tego miejsca, wyrzucił swoje śmiecie ok 80 metrów od cmentarza-pomnika.
Wszystkie kończyny opadają.
W Lesznie zgodnie z planem poleciałamna północ, odrzucając wszelkie drobne pomysły na skrócenie trasy (co by zmieścić się w czasie przed obiadem). Bardzo dobrze mi się jechało, rower pieknie śmigaał, nogi wypoczęte - nic tylko kręcić. Oczywiście obserwowałam HR i staralam się trzymać tempo w strefie tlenowej, ale to staranie się to tak średnio mi wychodziło. Co się obejrzałam to już nogi pchały mocniej. Nawet jak zmniejszyłam bieg, to głowa dokręcała kadencyjnie do maksymalnych obrotów. Kiedyś umiałam jeździć w S2. Świetnie mi to wychodziło. Ale teraz? Nie umiem już się lenić na rowerze.
Muszę napisać, że tym razem nie spotkałam się z żadnym bezmózgim yeti-niedoszłym mordercą. Wszyscy grzecznie wyprzedzali, TIRy wyskakiwały regularnie na pas dla jadących z przeciwka, a momentami miałam za sobą i po kilka osobówek i żadna z nich nie zrobiła nic głupiego. Czyżby nasi nauczyli się kultury? Ba. Na bocznej drodze idącej wzdłuż DK7 - która kiedyś była gładka a teraz już absolutnie nie jest - jakiś młody kierujący widząc "UFO" czyli mnie na poziomce - gwałtownie odbił i zjechał z tego asfaltu połową szerokości samochodu na żwirowate pobocze. Szok.
A właśnie - ASFALT... Polski wspaniały ASFALT. Gładziutki, przyjemny taki, bez żadnych wielkich wyrw znanych mi dobrze z Francji.
Oczywiście u nas też umieją w "tory testowe dla łazików marsjańskich" :P na przykład tutaj: https://maps.app.goo.gl/nEip6jj14khXPn8K9
Ale we Francji tak wygląda znacznie większa ilość dróg w najbliższym otoczeniu Strasbourga.
Pod koniec tej drogi w okolicach poprzecznej ulicy Wiosennej wyprzedził mnie jakiś rower. Wielkie grube opony. Pędził na oko ze 40 km/h. Rzuciłam okiem i od razu widziałam, że to nie jest zawodnik-amator" MTB, tylko... elektryk. Jak to zauważyłam to od razu skomentowałam "electric power" po czym przez kilkanaście sekund kalkulowałam co mam w nogach. No i nogi same przyspieszyły. Wyprzedziłam pacjenta majac 40 km/h kilkadziesiąt metrów dalej zaraz przy Wiślanej w która odbijałam. I kiedy zastanowiłam się, dlaczego nie podjął walki - zrozumiałam, że on po prostu nie miał z czego. On miał podkręconego elektryka, który przy takich oporach przy tych jego 35 km/h musiał żreć jakieś 350-300 Watt. Podejrzewam, że jeśli delikwent - a to jest prawie pewne -  nie trenował i wspomagał się elektryką zawsze, to jego moc chwilowa nie przekraczała może tych 150-200 Watt. I tak to właśnie jest - młode lenie nie zdają sobie sprawy, że ta moc wspomagająca ogranicza ich samych i uniemożliwia rozbudowę ich organizmów i mięśni i przez to oni fizycznie zawsze będą słabi.
A co do rozbudowy moich nóg - one są coraz lepsze. Trening robi swoje ale też znakomicie działa suplementacją kreatyną. To właśnie ona daje dodatkowe możliwości wytrzymałościowe, które pozwalają na wykonanie znacznie większej ilości interwałów, znacznie łatwiej się sięga po te dodatkowe moce potrzebne na podjazdach czy podczas przyspieszeń.

Jak zwykle też nie obyło się bez pewnych drobnych komplikacji. Postanowiłam ograniczyć ilości nawodneinia jakie zabieram ze sobą no i trochę było za mało. Chociaż może po prostu powinnam była uzupelnić w Lesznie - ale też nie chciałam co chwila gdzieś stawać. Przez to potem na powrocie na północy Kampinosu przyoszczędziłam na resztce osika za bardzo, zaczęło mnie delikatnie odcinać i kiedy sięgnęłam po resztkę, okazało się że już jest troszkę za późno, mimo iż od razu uzupełniłam zapasy w sklepie po drodze.
Pewnie też przez to kiedy dojechałam pod dom, poczułam jak bardzo się "popsułam".

Cmentarz Żołnierzy poległych w Pilaszkowie


A opodal taki oto widoczek, jasno odzwierciedlający niedorozwój umysłowy co poniektórych.


A to już okolice Kampinosu. W tle widać północny skrawek Kampinoskiego Parku Narodowego.







P.S. Powiedzieć, że się zajechałam to jak nic nie powiedzieć.Pierwszy raz od długich miesięcy doprowadziłam swoje kolana i mięśnie nóg do takiego stanu. Rzadko kiedy aż tak przesadziłam. No i do tego zupełnie nie wiadomo kiedy przegrzałam Organizm. Dopiero po powrocie zobaczyłam też jak mocno spaliło mnie słońce, które przecież chowało się za chmurami przez pewną część czasu.




  • DST 16.41km
  • Czas 00:47
  • VAVG 20.95km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - pojeżdżone

Środa, 25 czerwca 2025 · dodano: 25.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg
AVG: 20.60 km/h
MAX: 42.54 km/h
TSS: 65   IF: 0.93   NP: 139 Watt VI: 1.45 Kcal: 271
Avg pwr: 96 Watt Max pwr: 540 Watt  Pwr 1 min: 290 Watt

Po sobotnio-niedzielnym wyjeździe jeszcze dochodzę do siebie i wyniki są dość słabe. Organizm nie chce jechać ze zbyt duzymi prędkościami. Pozwala mi na osiągnięcie pewnych możliwości, ale tylko chwilowo.
Mogłabym pojechać na większy dystans, ale niestety brakowało mi czasu a i temperatura na koniec dnia była stanowczo trochę za wysoka. W ciągu dnia momentami było nawet 38^C, potem kiedy wracałam 36^C, a kiedy wyjeżdżałam 31^C.
Widok z mostu tramwajowego na północ, na Bassin Vauban.

Jak zwykle ostatnio, w użyciu był Raptobike Low Racer.

Niby zwyczajna uliczka miejska - Rue des Corps de Garde przy lotnisku aeroklubowym - ale w taki dzień jak dzisiaj ma pewien klimat.

Czy zwróciliście uwagę na bariery energochłonne wykonane z drewna?
I to nie jest wyjątek, jest sporo takich miejsc gdzie metal jest zastępowany właśnie drewnem.




  • DST 174.07km
  • Czas 07:29
  • VAVG 23.26km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 2538kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - Breisach am Rhein czyli Misja MM

Sobota, 21 czerwca 2025 · dodano: 22.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg - Kehl - Offenburg - Lahr/Schwarzwald - Breisach am Rhein - [D468] - Strasbourg
AVG: 23.23 km/h
MAX: 52.25 km/h
TSS: 458   If: 0.79
NP: 119 Watt     Avg pwr: 93 Watt   Max pwr: 522 Watt  Pwr 1 min: 355 Watt
Kcal: 2538
VI: 1.28
Temperatura: od 32 przez 30, 25 do 17 ^C.

Wg pewnego Youtubera dobrze jest wybrać sobie jakiś cel i do niego jechać. Tak też po trochu zrobiłam wczoraj. Aczkolwiek to nie te dwa cele (markety) były dla mnie istotne ile dojechanie gdzieś na południe po wschodniej stronie Renu najdalej jak to możliwe i powrót po stronie francuskiej. Albo innymi - na penwo o lepszej nawierzchni - drogami po stronie niemieckiej. Tym razem nie spieszyło mi się, celowo nieco opóźniałam wyjście gdyż chciałam ominąć największy skwar, gdyż jazda w upale nie jest najlepsza. Szykując się już przewidywałam późny powrót - na pewno po zachodzie Słońca, dlatego zabrałam dużo baterii, wszystkie najlepsze cztery latarki Convoy i dwa powerbanki z Chin. I tu się zdziwiłam, bo jeden z nich po prostu jakby przestał działać. Co mnie nie zdziwiło bo te powerbanki to po prostu duże obudowy na 8 baterii 18650, które wsadzane są do środka. I kiedy rozebrałam ten wadliwy i wyjęłam te baterie okazało się, że on po prostu przestał łączyć, a wewnątrz styki plusowe ma tak pordzewiałe że nie miałam żadnego żalu kiedy wylądował on w koszu na śmieci, na plastiki i metale. Jazda z czymś takim to nie tylko potencjalny problem ile spore ryzyko, że to się rozwali i spowoduje jakieś zwarcie. Druga obudowa była w lepszym stanie, ale stwierdziłam że mam dosyć zabaw z takim słabym wykonaniem, z taką chińszczyzną i wylądował on obok pierwszego. Trochę za wcześnie - gdyż nie miałam nic o podobnych możliwościach (8* 18650, 3.000 mAh = ~24.000 mAh i szybkie ładowanie w jednym z gniazdek). Liczyłam jednak na to, że jak będę w niemcach to w markecie znajdę coś lepszego. Na przykład coś co będzie miało te 65 Watt. Złudne moje były nadzieje. Ale nie byłam bez zapasu, miałam jeszcze 2x 10.000 mAh ze standardowymi 5V, 2A. Podobno 2 Ampery.
Oprócz tego do torby trafił jeszcze wodopój wypełniony 2.5 litrami mieszaniną wody z izotonikiem, kreatyną i BCAA. Z ubrań zabrałam jeszcze długie spodnie, i trochę po drodze brakowało mi kurtki letniej. Ale przecież miało być w nocy ciepło, 18^C, według wróżbitów.
Opóźnianie wyszło mi znakomicie, i już/dopiero około 14 ruszyłam spod bloku w kierunku mostu do niemców. 
Jadąc przez most samochodowy do Kehl zobaczyłam to co zawsze ostatnio: wieczny wielki korek.

Jak widać na załączonym zdjęciu, niemce skrupulatnie przepuszczają jeden samochód za drugim bacznie strzegąc swojej granicy, zaglądając praktycznie do każdego auta, czy aby gdzieś za siedzeniem nie schował się jakiś nieproszony gość.
A poniżej zdjęcie jednego z pływających po Renie wycieczkowców. To musi być interesujące, takie siedzenie na takiej dłuższej barce i oglądanie brzegów przez długie dni.

Poniżej tankowiec.

Widok na Ren (południe). W tle widać most pieszo-rowerowy łączący oba brzegi.


W Kehl odbiłam na południe, aby przejechać drogą obok ichniego campingu i polecieć dalej jednak nie najkrótszą drogą, ale przez Marlen i Goldscheuer. W Marlen nad głową zaczęło coś huczeć i kiedy zjechałam na pobopcze abys ier ozejrzeć dostrzegłam 2x Eurofighter lecące jeden za drugim, wzdłuż granicy niemieckiej, cały czas jakby nad drogą do Kehl. Kilka minut później słyszałam jeszcze jak przekraczają prędkość dźwięku - niezły huk :)
Ja sama miałam jednak kolejny problem - mimo słuchanych podcastów słyszałam dziwne brzęczenie z tyłu roweru, jednak po dłuższej analizie doszłam do wniosku że to tłuką o siebie naboje CO2 w torbie. Nie było to miłe, bo już nawet zaczynałam podejrzewać piastę tylnego koła o jakieś problemy techniczne, jednak nie było to to.
W Offenburg zajrzałam do marketu, ale jak zobaczyłam wielką długa kolejkę to odpuściłam. Zwłaszcza, że i tak nie mieli wszystkiego co potrzebowałam. Ostatnio mają jakiś spory niedosyt nośników danych. Dlatego skierowałam swoje koła w kierunku do kolejnego marketu czyli do Lahr/Schwarzweld. Do tego miasteczka jechało się świetnie i to pomimo żaru lejącego się z nieba, na który pomagał mi dość skutecznie izotonik czerpany przez rurę z wodopoju, a kiedy się zatrzymywałam sięgałam po butelki osika.
Tam panował względny spokój. Mała kolejka przy kasie albo jej brak i do tego Polacy w środku :D
Kiedy ta część "misji" została zrealizowana, należało znaleźć jakąś jadłodajnię i tu wybrałam możliwie bardziej oddaloną, położoną przy autostradzie A5.
I przejeżdżając przez kolejne wsie zauważyłam to co widziałam wielokrotnie, a w co nie umieją ani Francuzi ani my - Polacy:


^^ prawda, że ładnie wyprofilowane najazdy na części chodników i wjazdów z innych dróg czy posesji?
Mało tego - jadący rowerzysta może w każdej chwili zjechać z drogi na chodnik czy na DDR. Bez skakania po krawężnikach.
Dlaczego u nas tak się nie da?

A poniżej pola przez które jechałam do jadłodajni położonej przy autostradzie A5.

Kukurydza prawie po horyzont.

W przeciwieństwie do Polski, na MOPa da się wjechać bez trudu, nie ma żadnych szlabanów ani bram wjazdowych z domofami czy czymkolwiek takim.
Niestety dla mnie, zgodnie z trym co pamiętałam zresztą, to w tej jadłodajni na próżno szukać było gniazdka z prądem, musiałam przejść na stronę stacji gdzie jak się okazało niemce nie umieją w czystość. Gniazdka były, ale dookoła kupa owadów, z czego część martwych. Fuj. Na stacji wychlałam dodatkowe pół litra napoju o smaku herbaty brzoskwiniowej i kupiłam na drogę wodę 0.75 i jakiś dziwny napój Active Fresh Orange Sternfrucht o pojemności 0.75. Wygląda to ciekawie, ale smakuje jak... słabo. jak piwo o smaku pomarańczy. Bleee.
Z tego parkingu udałam się dalej w kierunku mostu na wysokości francuskiego Marckolsheim, aby tam przeprawić się i zacząć wracać do Strasbourga najpewniej wzdłuż kanału. Czułam jednak niedosyt i chciało mi się więcej, byłam zmotywowana pewnym wpisem na Hejto jaki doczytałam będąc w jadłodajni. Trzeba zgubić kilogramy ;)
Utwierdzałam się w tym postanowieniu również faktem, że na góreczkach za Rust sżło mi bardzo dobrze, więc na pewno powinnam dać radę.



Dlatego dłuższy popas zrobiłam już w Leiselheim, na południe od trasy którą po prostu ominęłam jakby nigdy nic. Tam zrobiłam podsumowanie zasobów - z nawodnieniem było już kiepsko, z naładowaniem smartfona całkiem dobrze. Zwłaszcza po tym jak wypieprzyłam wszelkie aplikacje wyżerające prąd w tle.

Będąc w jadłodajni przeglądałam jednak nieco Internet i pewien wpis z Hejto zmotywował mnie do jazdy dalej, chociaż już wtedy liczyłam się z tym, że nie tylko wrócę po ciemku, ale będzie to jeszcze później niż kiedykolwiek wcześniej. Ale przecież o to chodziło - zaliczyć jazdę po nocy, sprawdzić ekwipunek, oświetlenie. Dlatego kierowałam się dalej do Breisach nie wracając do mostu do Marckolsheim. To by było za łatwe i za proste.


vv Gdzieś w oddali widać Breisach am Rhein. Albo i nie ;)

W Breisach am Rhein skierowałam się od razu na kolejną stację gdzie po wejściu przeżyłam szok. Połowa stacji wypełniona była artykułami przyspieszającymi koniec żywota ludzkiego osób używających je i tych wdychających wyziewy tych używających te wyroby. Kto kojarzy występy w TV niejakiego narkomana najebowskiego ten wie co mam na myśli. Ale specjalnego wyboru nie miałam, kupiłam dużą wodę 1.5 litra i po kilku minutach rozglądania się za możliwością doładowania smartfona, wyjechałam w stronę Francji. Oczywiście na granicy mijając niemieckie służby kontrolujące wjeżdżających do ich kraju, podobnie jak i w Kehl.

^^ widok zachodzącego Słońcaw idziany z mostu łączącego oba brzegi Renu.
A po drugiej stronie, patrząc na południe zapora.

Francja. Po czym ją można poznać? Oczywiście, że po gorszym stanie dróg. To mocarstwo atomowe inwestujące w pasożytów nie chce i nie umie w drogi. Bo nie. Po co one? A na co one komu potrzebne? A dlaczego? A na co? :P Nawigacja w mapy.cz skierowała mnie początkowo na D52, jednak ja posiadające jeszcze trochę pary w nogach przez krótkie kilka chwil miałam chęć podjechania pod "Les Fortifications", ale kiedy dotarłam do drogi D468 odpuściłam sobie, słusznie czując że moja "bateryjka" ma jednak pewne limity.
W Biesheim skręciłam na północny wschód w stronę kanału, jednak zawiodłam się, gdyż nie było możliwości wjechania na DDR. A i jej samej nie było za bardzo widać.

Przejeżdżając przez Kunheim nawigacja uparła się aby mnie wprowadzić na DDR przy kanale, ale kilka chwil wcześniej podjęłam decyzję aby tego nie robić. Jazda wzdłuż wody to jazda w niższej temperaturze, a ta wyraźnie już spadła. Nie było już nawet 25^C, tylko zrobiło się 20 a kiedy wyjeżdżałam ze wsi i miasteczek, spadała ona jeszcze bardziej. Tymczasem ja wcale nie miałam ochoty zakłądać spodni długich i wiedziałam, że bardziej by mi się przydała kurtka - której nie miałam. Dlatego ciągnęłam dalej po D468. Tutaj też objawił się znany mi już błąd w mapy.cz, które usilnie kierowały mnie do kanału, a do tego co chwila obracały mapę góra-dół usiłując odnaleźć się w tym gdzie jadę, bo przecież droga jest o taaam... Nie. Droga jest tam, gdzie JA jadę. A nie tam gdzie jakiś Czech wymyślił.
Droga dłużyła się coraz bardziej. Nie tylko ze względu na - niewielki już - wiatr z przeciwka, ale również rosnące moje zmęczenie. Co jakiś czas mijały mnie samochody, ale było to rzadkie a chwilami nawet bardzo rzadkie. Dwukrotnie robiłam sobie małe przystanki na podładowanie akumulatorów jakimś jedzeniem i dopijając jednak pragnienie przy takiej temperaturze już nie było duże. Sądzę, że batony proteinowe jakie podjadałam mogły obciążać mój Organizm za bardzo, zwłaszcza że wchłaniałam je na raz a nie dzieląc jak zazwyczaj. To pewnie mogło odbierać mi część energii i przeznaczać je na trawienie.
Po dojechaniu do Plobsheim nie odbiłam na boczną drogę aby ominąć węzeł z autostradą M353. Byłam zbyt zmęczona na wydłużanie trasy, czułam że Organizm ma serdecznie dosyć. Coraz częściej widziałam na Wahoo świecącą się jedną diodę niebieską LED oznaczającą jazdę w strefie regeneracyjnej. Moje przyspieszenia były coraz słabsze, osiągana prędkość przestawała przekraczać 25-26 km/h.
Pod blokiem wylądowałam o 01:22. Zmęczona, czułam że ledwo co dojechałam. Gdybym była bateryjką 18650 to bym pokazała napięcie 3:30V :P.
Wydaje mi się, że było to już spowodowane trochę innym odżywianiem się, pozbawionym już węgflowodanów. Żelki poszły w odstawkę wiele kilometrów wcześniej. A batony nie dostarczały tak szybko potrzebnej energii.
Idąc spać o 03:00 nad ranem spodziewałam się wielkiego zmęczenia dzisiaj w niedzielę. Że nogi będą jak z waty, będę się czuła połamana i w ogóle niezdatna do czegokolwiek. A jednak tak się nie stało. Już po 6 godzinach snu organizm wybudził mnie żądająć abym podniosła się i... zaczęła dzień. Jakby nigdy nic.

Wnioski. Jest parę rzeczy do poprawy. Na pewno muszę zweryfikować mocowanie toreb Banana S, które coś mają nie tak i naciskają w jakiś sposób na zagłówek. Oczywiście czeka mnie zakup porządnych i mocnych powerbanków aby jak zawsze uniezależnić się od zewnętrznych źródeł energii. Muszę pomyśleć o zmienia opon na szybsze i może również kół. Niestety ostatnie próby z wsadzeniem koła 28" nie powiodły się, obenie założony V-brake nie obejmuje obręczy tak dużego koła. Do wymiany jest też kabel przedłużający idący z torby do kierownicy. Musze pomyśleć o drugim wodopoju (3-litrowy bukłak). Sprawdza się rewelacyjnie. Zabrakło mi też proszku do zarobienia kolejnych litrów, które po dodaniu kreatyny i BCAA być może mogłyby pozytywnie wpłynąć na moje zasoby energetyczne wieczorem i w nocy. Brakuje też woreczka do zawieszenia z boku z którego mogłabym sięgać po jakieś żarcie.
Prawdopodobnie też przesadziłam z dystansem.

Na koniec [nie]ciekawe zdarzenie.
Będąc na D468 przystanęłam na niej opierając rower o barierkę, i kiedy robniłam swoje - obok przeleciała Policja. Na niebiesko pomrugali, polecieli, w ogóle się mną nie zainteresowali. Kilka minut później podjechał i zatrzymał się jakiś francuski SUV. W środku jakaś para, on kierujący, ona siedząca z boku. Od słowa do słowa, że rower musi być ZA barierką i w ogóle to on zaraz zadzwoni po policję na mnie. No serio? Że niby co? Stanęłam 1 metr od krawędzi jezdni oświetlona jak Statua Wolności a on ma jakiś problem? Nie zauważy 4x mrugających lampek wypalających źrenice? Za słabe przednie oświetlenie 2x Convoy S2+ odpalone na max?
Żeby nie było - podczas tej wycieczki nie spotkałam się aby ktokolwiek w samochodzie wyprzedził mnie z dystansem mniejszym niż 2 metry. Samochody wręcz wyjeżdżały na lewy pas dla ruchu z przeciwka podczas wyprzedzania mnie :) Więc jednak mnie widać ;)




  • DST 20.03km
  • Czas 01:06
  • VAVG 18.21km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 302kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - jeżdżenie

Czwartek, 19 czerwca 2025 · dodano: 19.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg
AVG: 18.09 km/h
MAX: 41.32 km/h
TSS: 56    IF: 0.74
NP: 111 Watt   Avg pwr: 80 Watt  Max pwr: 556 Watt  Pwr 1 min: 222 Watt
VI: 1.39    Kcal: 302

Kręcenie bez celu.
Chciałam zorbić jakieś zdjęcia z okolic mostu piesz-rowerowego pomiędzy Francją a niemcami nad Renem, ale ludzi za dużo, do tego jakieś płoty i średnie warunki.
Jakby tego było mało, kiedy oddaliłam się od mostu i przystanęłam aby coś poopstrykać, obok pojawił mnie pojawił się trzmiel... A potyem drugi, trzeci a potem przestałam się oganiać, chwyciłam rower i pieszo usiłowałam uciec. Z rowerem obok. Marny pomysł, bo jak doczytałam to trzmiele "Przemieszczają się powoli – w locie osiągają prędkość ok. 10 km/h" (Wikipedia), więc moje próby ucieczki były utrudnione. W dodatku kiedy przystanęłam ze 20 metrów dalej, okazało się że one dalej mnie gonia i dogoniły... W końcu po przebiegnięciu kolejnych z 50 metrów, albo wpadłam w kolejne trzmiele spod innego drzewa, albo dogoniły mnie te same :D
Kiedy w końcu zdołałam uciec, od razu wsiadłam na rower i ruszyłam doc entrum aby na pewno pozbyć się ewentualnych goniących mnie owadów. I nie wiem czym je zainteresowałam. Może barwami koszulki?

Most pieszo-rowerowy nad Renem pomiędzy Strasbourgiem a Kehl.

Nawet późnym wieczorem masa ludzi gromadzi się nad brzegiem, robi jakieś mini-biwaki, ucztuje itd.




  • DST 42.72km
  • Czas 01:56
  • VAVG 22.10km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 668kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - Nordhouse

Wtorek, 17 czerwca 2025 · dodano: 17.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg - Nordhouse
AVG: 22.10 km/h
MAX: 38.64 km/h
TSS: 182    IF: 1,01
NP: 122 Watt   Pwr1 min:   376   Avg pwr:  94 Watt   Max pwr: 575 Watt
Kcal: 668
VI: 1.30

Zrobiłam sobie 4 dni przerwy od roweru aby dać maksymalnie możliwe jak najlepsze warunki Organizmowi na zregenerowanie się po tym czego doświadczyłam w zeszłym tygodniu. I to faktycznie pomogło, aczkolwiek widzę pewien regres w formie i wiem że czeka mnie dużo pracy aby powrócić do możliwości jakie miałam kilka tygodni temu. Wiem też, że lepiej było zrobić te kilka dni przerwy niż babrać się z kolejnymi próbami "regenerowania jeżdżąc" co w moim przypadku nie jest najlepszym rozwiązaniem biorąc pod uwagę te wartości IF jakie tworzę.


Piękna asfaltowa DDR wzdłuż kanału, a na niej prześliczne fałdy wytworzone przez korzenie drzew.
Przecież Francuzi nie umieją przewidzieć co się stanie jak się zrobi zły projekt i źle się zbuduje podbudowę nie dając miejsca korzeniom drzew na swobodny wzrost.

A to już kilka kilometrów dalej, tutaj widoki nieco rekompensują mniejszą ilość wybojów spowodowanych przez korzenie drzew.


Widok na ścieżkę rowerową.

Klasyka gatunku, czyli jak zbudować ścieżkę rowerową i mostek tak, aby nie dało się po tym przejechać.

Raptobike Low Racer w całej swojej okazałości, a w tle wspominany mostek z przepięknym zakrętem o 90^.




  • DST 20.05km
  • Czas 00:58
  • VAVG 20.74km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 359kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - jeżdżenie

Czwartek, 12 czerwca 2025 · dodano: 12.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg - Illkirch-Graffenstaden
AVG: 20.53 km/h
MAX: 38.10 km/h
TSS: 99  IF: 1.03
NP: 124  VI: 1.43
Kcal: 359 Avg pwr: 87 Watt Max pwr: 510 Watt Pwr 1min:  234 Watt

Zgodnie z moimi przewidywaniami nie było jeszcze najlepiej, ale trochę lepiej niż przedwczoraj. Niestety mimo pilnowania się aby nie wychodzić z S2, IF >1.

Francuzi od ponad 2 lat nie umieją zrobić tego ronda...
Warto zwrócić uwagę na śliczną kosteczkę na chodniku. Ciekawe czy położono ją tak jak u nas w Polsce się kładzie? Czy wystarczy na rok?

I nawet nie ma jak przejechać na drugą stronę. Bo po co?

Droga nad kanałem Canal du Rhone au Rhin


Francuskie podejście do separowania ruchu rowerzystów od ruchu samochodów i pieszych. "Uwielbiam" te separatory pomiędzy chodnikiem a DDR.

Takie asfalty mogliby mieć wszędzie







  • DST 32.78km
  • Czas 01:34
  • VAVG 20.92km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 456kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - to chyba nie tak miało być

Wtorek, 10 czerwca 2025 · dodano: 10.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg - Plobsheim
AVG: 20.75 km/h
MAX: 35.64 km/h
TSS: 97
IF: 0.80
NP: 96 Watt
VI: 1.17
Kcal: 456
Pwr 1 min: 258  Avg pwr: 82 Watt Max pwr: 463 Watt

Myślałam, że 2 dni odpoczynku zgodnie z wykresikiem z Intervals wystarczą na jakąś regenerację i dzisiaj będę w stanie coś zrobić.
A jednak się pomyliłam i już na początku czułam że Organizm wcale nie chce dzisiaj kręcić. Dlatego spróbowałam pojeździć w S2, tak regeneracyjnie, pilnując aby mi HR nie przekroczyło 120-125 BPM co się udało. Tylko co z tego, skoro i tak na koniec pod blokiem czułam, że jestem zjechana.





Widok na południe, na kanał idący wzdłuż Renu po francuskiej stronie


Eschau i widoki na południe i na północ z drogi "Rue des Cosaques" (Ulica Kozacka)






  • DST 100.40km
  • Czas 03:59
  • VAVG 25.21km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1654kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pomiechówek - Gołymin-Ośrodek

Sobota, 7 czerwca 2025 · dodano: 07.06.2025 | Komentarze 0

Pomiechówek - Nasielsk - Strzegocin - Gołymin-Ośrodek - Strzegocin - Nasielsk - Pomiechówek
AVG: 25.06 km/h
MAX: 42.97 km/h
TSS: 458
IF: 1.10
NP: 132
VI: 1.19
Kcal: 1654
AVG Pwr: 111   MAX Pwr: 432    Pwr 1 min: 314 Watt

Tam i z powrotem. W pierwotnym planie miało być znacznie dalej, ale no niestety ktoś się nie wyrobił z naprawą samochodu co przełożyło się na opóźnienia w wykonaniu innych zaplanowanych działań podczas pobytu w Polsce a to przerzuciło się na późniejszy wyjazd z domu. I jakby do tego pogoda kompletnie się popsuła, nie było planowanego słońca, a wręcz nie tylko siąpiło ale wręcz normalnie padało. Dobrze że nie lało. A to nie koniec. Znane wszystkim google poprowadziły mnie do Pomiechówka S7. Po co? Nie wiem. I kolejne naście minut stracone na korkach. Oczywiście kiedy tylko dojechałam na parking gdzie miałam zaparkować, odpaliło się wypalanie DPF. Cool! Idealny moment! I znowu 15 minut z głowy. Kiedy wreszcie zaparkowałam okazało się też, że zapomniałam o kasku. Jak? Jak??? Nie wiem...
Gdybym przyjechała wcześniej, z kompletem wszystkiego co potrzebowałam i gdyby pogoda dopisywała (za dużo gdyby), to kto wie, może te 200 km by było. Może.
Dużo rzeczy miałam i tak przygotowane, wystarczyło tylko zmienić koszulkę i buty, dorzucić przygotowane na miejscu picie, wsiąść na rower, odpalić muzykę i naprzód.
Tak jak podczas ostatnich paru wyjazdów i tym razem w uszach brzmiały znakomite tony wyśmienitego DJa Tiesto :) ( stare znakomite In Search Of Sunrise)

Tuż przed Nasielskiem na małym przystanku doregulowałam odleglość suportu - odsuwając go o kolejne 1.5-2 mm. Niewiele? Ale jednocześnie bardzo dużo dla obu nóg, które dzięki temu mogły jeszcze lepiej pracować. W Nasielsku stwierdziłam że sam kapelusz to za mało i może faktycznie warto by było mieć ten kask. Poszukałam sklepu rowerowego i w ostateczności w jakiejś Mrówce kupiłam jedyne co mieli na stanie co "jako-tako" pasowało. Jako-tako. Oczywiście nie miałam ze sobą daszka do swojego kasku więc i tak padający deszczyk lał mi się na twarz. Kiedy wyjeżdżałam z Nasielska zaczęło kropić, ale wówczas mi to jeszcze nie przeszkadzało.
Po około 25-30 kilometrach weszłam w swój rytm i mogłabym jechać tak i jechać i jechać.
35 kilometr - Szyszki. Pamiętam dobrze to miejsce. Po skręcie w prawo wjeżdżało się na drogę z okropnym asfaltem i... I nie tym razem. Gładziutki wspaniały asfalcik, bez żadnej ryski, idealny pod koła Raptobike.
Na ~38 kilometrze rozpadało się niestety jeszcze bardziej, zrobiło się chłodniej, dlatego też zmieniłam krótkie spodenki na długie. Krótkie i tak były już całkiem mokre. Temperatura: 18 ^C.
40 kilometr: wjechałam na kilkusetmetrowy kawał starej nawierzchni. Pierwsze kilkaset metrów nawierzchni przypominającej "lepszej" jakości drogi we Francji. A w Polsce - jedna z gorszych dróg. Do tego momentu wszędzie jechałam po gładziutkich drogach, gdzie rzadko kiedy była gdzieś jakaś łata. Naprawdę w Polsce mamy LEPSZE DROGI niż oni tam na Zachodzie Europy we Francji :D
Przy 47 kilometrze zrezygnowałam z jazdy dalej na północ i wtedy dopiero kiedy zawróciłam na południe do DK60 i poczułam ten deszcz i ten wiatr prawie prosto w twarz, poczułam co się będzie działo kiedy zacznę wracać do Pomiechówka. W ten sposób przejechałam przez Gołymin-Ośrodek, jednak ponieważ nie chciałam wracać prosto i chciałam dokręcić jeszcze trochę dlatego skierowałam się na Nowy Gołymin. I tam zdecydowałam się odpuścić. Deszcz, zimno, nieprzyjemnie i ten okropny zimny wiatr spowodowały że zdecydowałam się odpuścić i ruszyłam do najkrótszej trasy do Pomiechówka. Przed wyruszeniem założyłam jeszcze kurtkę letnią dzięki czemu przez kilkanaście minut było mi nieco cieplej, do momentu aż deszcz mnie nie przemoczył. Temperatura wg licznika wynosiła 16.7^C. Czując że coś się zaczyna robić niemiło, wrzuciłam do żołądka kolejne węglowodany z białkiem i ruszyłam do wcześniej pokonanej trasy prowadzącej przez Garnowo Duże.
Kiedy przejechałam przez dobrze pamiętane miejsce przy kościele w Szyszkach czułam że to już niedaleko. Że jeszcze tylko 35 kilometrów.
nią, bo zrobiło się 16.7^C. I zaczęło już po prostu padać a mnie zaczęło się robić zimno. ZIMNO. Dorzuciłam nieco więcej batonów i widząc co się dzieje i jakie są perspektywy na dojechanie gdziekolwiek dalej zdecydowałam się tym razem odpuścić. Marząc jeszcze o dociągnięciu do tej "setki".
61 kilometr - Szyszki Włościańskie. ZIMNO. Bardzo zimno, półświadomie podejmując decyzję zjechałam na przystanek autobusowy. Rower na bok, siadłam. ZIMNO. Bez mocy. Czyli - złapałam BOMBĘ. Ale były podane węgle więc wystarczy poczekać, dać czasu Organizmowi na ich wchłonięcie. Zresztą i tak rozpadało się jeszcze bardziej więc odczekałam te kilkanaście minut, wypiłam resztę osika, dorzuciłam kilkanaście łyków przygotowanego izotonika z proszku, jakiś dodatkowy baton. W końcu jak przestało padać, pojechałam dalej. Ale nim ruszyłam zorientowałam się, że siedzę i patrzę na drogę przed przystankiem. Gdzie jest piękny gładki wspaniały asfalt. Gdzie jeszcze żaden półyntelygent nie dokleił XYZ pasków oznaczających miejsce zatrzymania się autobusów, dzięki którym niewidomi prowadzący samochody mogą się zorientować, że tu jest przystanek. Chwila, czy niewidomi prowadzą samochody? Nie? To po co takie wyboiste paski??? :P
Od tego przystanku dzięki cukrom leciałam już znacznie lepiej, również przez to że zmienił się troszeczkę wiatr a przede wszystkim przestało padać. Dalej kropiło ale to dawało się wytrzymać. W ten sposób doleciałam do Nasielska, potem do Cegielni Psuckiej gdzie dokręciłam kilka brakujących kilometrów do "setki" i na koniec wróciłam do Pomiechówka.
Wyjazd nie był jakiś super udany, ale jadąc w tyc dawno nieodwiedzanych rejonach zobaczyłam jak wiele dróg się poprawiło, ile nawierzchni zostało wyremontowanych i że pod tym względem my przegoniliśmy Zachód. Naprawdę, to nie jest czcze gadanie, takie są fakty. W każdej wsi jaką mijałam już tylko gdzieniegdzie i to rzadko widać jakieś popsute jezdnie. Wszędzie jest gładko.
Bardzo mnie cieszy prędkość średnia. 25 km/h. Ostatni raz taką na większym dystansie miałam na jesieni w Kozinicach na brevecie 200 km.









  • DST 51.66km
  • Czas 02:16
  • VAVG 22.79km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 894kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ożarów - Warszawa

Czwartek, 5 czerwca 2025 · dodano: 05.06.2025 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
AVG: 22.73 km/h
MAX: 46.96 km/h
NP: 137
TSS: 279
IF: 1.14
Kcal: 894
Avg pwr: 109
Max pwr: 760

Transportowo do Warszawy aby załatwić parę rzeczy. Ciekawe doznania. Zupełnie inaczej się jeździ u nas niż tam za Renem.
Na rogatkach Warszawy mijałam się z autobusem podmiejskim ze 4 razy. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Co mnie wyprzedził to doganiałam (po DDR) i wyprzedzałam kiedy stawał na przystanku. A kiedy po raz kolejny przy jednym z przystanków obejrzałam się na niego, zauważyłam że jestem obiektem wyjątkowego zainteresowania podróżujących tymże autobusem :) Ależ im współczułam, że taka piekna pogoda, >25^C a oni tloczą się i siedzą tam w środku zamiast wygodnie jechać na rowerze ciesząc się z bliskości przyrody ;)
Niestety, jak to bywa u nas w Polsce, doznałam niemałego zaskoczenia, kiedy dojechałam na róg Kasprzaka i Karolkowej. Już nie ma tam Polfy. Cóż... Zawsze była, zawsze było ujęcie wody oligoceńskiej, a teraz już tylko kupy gruzów. Ciekawe co tam będzie? Kolejny d...lover się buduje? Czy też jakiś biurowiec stanie?
I ten znany mi dobrze przystanek na Towarowej. Tu przy "Crowne Plaza". Czy ktokolwiek wie, co było obok tego przystanku w latach '80 i '90 zeszłego wieku? [bocznica kolejowa z wagonami towarowymi].
Jadąc z powrotem przez Kolejową "odkryłam" kładkę nad torami, łączącą Al. Jerozolimskie z Kolejową. Oczywiście bez pochylni dla rowerów, bo i po co?
Szyszkowa - remontowana od... od chyba 2012 roku? Nadal są miejsca, które są połatanymi łatami narzuconymi na łaty. 13 lat naprawiania. O co tu chodzi?

I tak jak pisałam zza Renu - u nas w Polsce wszędzie asfalty są naprawdę znacznie lepszej jakości niż te francuskie. O ile są to asfalty a nie kostka Dałna w ramach nawierzchni śmieszynki rowerowej.
[ Karolkowa a za nią brak Polfy ]


O obrzydliwym dostawczaku nadającego propagandowy SYF ruski pisała nie będę, wychwalającego gangstera, bandytę sutenera, oszusta, kłamcę i złodzieja pisała nie będę.




  • DST 94.49km
  • Czas 04:10
  • VAVG 22.68km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 1535kcal
  • Sprzęt Raptobike Low Racer
  • Aktywność Jazda na rowerze

Strasbourg - przepis na łomot

Niedziela, 1 czerwca 2025 · dodano: 01.06.2025 | Komentarze 0

Strasbourg - Soufflenheim
AVG: 22.51 km/h
MAX: 40.08 km/h
TSS: 433
NP: 125 Watt
IF: 1.04
VI: 1.19
Kcal: 1535

Oto przepis jak sobie spuścić niezasłużony łomot: zmienić wymęczony i spłaszczony materac z fotelika na gruby Ventisit i nie zmienić przy tym odległości pomiędzy suportem a fotelikiem.
A potem się dziwić, że osiągi nie tego, że coś źle się kręci, że prędkość nie wchodzi.
Podczas dzisiejszej jazdy przypomniałam sobie o wpływie tej niby niewielkiej zmiany w odległości pomiędzy fotelikiem a suportem, wyciągnęłam bom o te 0.5 cm i od razu lepiej. A przy okazji wygląda na to, że całkowicie wyeliminowałam tym samym problem z KKZK. (Kolizja Korby Z Kołem). I bardzo dobrze, odzyskałam kilka-naście % manewrowości, której w Raptobike zbyt dużo nie ma.
Przed wyjazdem spędziłam trochę czasu na "przeglądzie" roweru, który zaliczył:
- regulację przerzutki
- regulację hamulców
- zmianę mocowania tylnej taśmy toreb Banana S
- zrobiłam porządek w tych torbach
- usunęłam zbędne trzecie lusterko co poprawiło widoczność do przodu i w lewą stronę

I mam gorący apel do producentów smartfonów. Wprowadźcie blokowanie telefonu, ściemnianie ekranu w momencie, kiedy porusza się on z prędkością większą niż 2 km/h. Tak aby wszyscy piesi musieli grzecznie zejść na bok ze ścieżki rowerowej i mogli spokojnie zająć się "Odpisywaniem Na Bardzo Ważną Wiadomość" a nie chodzeniem po lewej stronie i idąc na wprost pędzącej poziomki, lecącej 30 km/h. Ten półprzytomny, który dzisiaj zobaczył mnie dopiero jak wyhamowałam do zera przed nim... Gdybym nie wyhamowała - od dzisiaj by mógł zapomnieć o chodzeniu na własnych nogach na kilka miesięcy. I jeszcze miał pretensję jakieś, że krzyczałam do niego "wake up! wake up!".