Info
Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik11 - 0
- 2024, Wrzesień11 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec17 - 0
- 2024, Czerwiec19 - 0
- 2024, Maj13 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec13 - 0
- 2024, Luty10 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad8 - 0
- 2023, Październik12 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień13 - 0
- 2023, Lipiec12 - 0
- 2023, Czerwiec12 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec15 - 0
- 2023, Luty8 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad15 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec13 - 1
- 2022, Czerwiec8 - 2
- 2022, Maj11 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 1
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik11 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 0
- 2021, Sierpień16 - 0
- 2021, Lipiec11 - 0
- 2021, Czerwiec11 - 0
- 2021, Maj14 - 2
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty3 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik6 - 0
- 2020, Wrzesień6 - 0
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec9 - 1
- 2020, Czerwiec12 - 6
- 2020, Maj11 - 3
- 2020, Kwiecień13 - 5
- 2020, Marzec15 - 4
- 2020, Luty13 - 3
- 2020, Styczeń2 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Listopad7 - 0
- 2019, Październik18 - 2
- 2019, Wrzesień12 - 0
- 2019, Sierpień18 - 0
- 2019, Lipiec13 - 2
- 2019, Czerwiec13 - 2
- 2019, Maj19 - 0
- 2019, Kwiecień7 - 0
- 2019, Marzec6 - 1
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad14 - 0
- 2018, Październik18 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień16 - 2
- 2018, Lipiec12 - 1
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj18 - 0
- 2018, Kwiecień17 - 0
Nowy
Dystans całkowity: | 3447.30 km (w terenie 26.00 km; 0.75%) |
Czas w ruchu: | 177:33 |
Średnia prędkość: | 19.42 km/h |
Liczba aktywności: | 110 |
Średnio na aktywność: | 31.34 km i 1h 36m |
Więcej statystyk |
- DST 116.46km
- Czas 05:17
- VAVG 22.04km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - kolejna dłuższa wycieczka na południe
Sobota, 10 sierpnia 2024 · dodano: 10.08.2024 | Komentarze 0
Strasbourg - Kehl - Offenburg - Strasbourg
AVG: 22.01 km/h
MAX: 37.80 km/h
Jakoś nie chce mi się szukać wszystkich wsi i miejscowości przez które dzisiaj przejechałam. Za dużo ich było.|W planie była dłuższa wycieczka, ale jeszcze wczoraj nie miałam konkretnego planu, który urodził się wieczorem. Właśnie wtedy stwierdziłam, że potrzebuję nowego narzędzia - do cięcia. Elektrycznego, czegoś w rodzaju diaksa ale mniejszego. To wiązało się oczywiście z wizytą w markecie po niemieckiej stronie, do tego doszły małe zakupy w Kehl no i się zrobiłoby około 50 kilometrów. A to raczej za mało.
Dlatego będą już w Offenburgu znalazłam jadłodajnię kilkanaście kilometrów na południe i do niej ruszyłam. Jak się okazało na miejscu akurat ta jadłodajnia nie przypadła mi do gustu, więc znalazłam kolejną przy autostradzie A5. Ciekawostką jest to, że w Niemczech nie ma żadnego problemu aby dostać się rowerem na MOPa przy autostradzie. Wszystko otwarte. Nie trzeba się zastanawiać czy furtka czy brama będzie otwarta, a jeśli nie będzie to czy ktoś otworzy przez domofon albo coś. Po zjedzeniu i doładowaniu smartfona ruszyłam dalej kierując się na pobliski market skąd chciałam przywieźć sobie do mieszkania jabłka i jajka. Średni pomysł w sumie. Ale właśnie wtedy przy sklepie Organizm powiadomił mnie, że no jakby to powiedzieć... Ale do kolejnego mostu to raczej nie dojadę. Bez większej przerwy w podróży. Dlatego nagięłam się i skierowałam się do "Gzg", czymkolwiek to miejsce na rzece Ren by nie było przy miejscowości Rhinau. A tak serio - tam kursuje prom. Trochę się obawiałam, jak to wygląda, co ile kursuje prom itd. Na pewno prom miał być kompletnie za friko.
I faktycznie - kompletnie za friko. Co lepsze - jeśli prom w Gassach jest linowy i kursuje co jakiś czas i trochę mu się schodzi - to ten na Renie zapitala. I nie chodzi na linie, ale ma normalny napęd. I wygląda to tak, że sterujący siedzi sobie cały czas w kabinie, nigdzie z niej nie wychodzi. Dobija do brzegu, rampa opuszczona, samochody zjeżdżają w odpowiednim szyku. Nikt niczego nie pilnuje, nie koordynuje. Kierujący samochodami doskonale wiedzą co i gdzie i jak mają robić. Piękny porządek. Po przyjęciu samochodów na pokład, prom rusza od razu w drugą stronę, po minucie jest na drugim brzegu, wyładunek i z powrotem. Działa to błyskawicznie.
Z Rhinau skierowałam się oczywiście już prosto do kanału, wzdłuż którego prowadzi ścieżka do Strasbourga. W dużej części zasłonięta drzewami i inną roślinością, co sprawia, że w tak gorący dzień jak dzisiaj jedzie się tamtędy w cieniu, jest w miarę przyjemnie... O ile jakiś srak nie naptaka na rękę... Jak mi dzisiaj :P
Kondycja? Coś tam było, dopóki nie wypaliłam węgli. Potem się pojawiło dłuższy czas po jadłodajni i znowu zniknęło. Tym razem nie ładowałam się w siebie batonów proteinowych ani innego ścierwa. Doskonale pamiętam przecież czas, kiedy robiłam setki kilometrów nie podjadając, więc po co kupować i truć siebie jakimiś wysokoprzetworzonymi ścierwami?
Na pewno jest wytrzymałość - utrzymać na moście tramwajowym nad Renem 20 km/h na podjeździe? Albo potem 22 nad autostradą w drodze na prom? No tego dawno nie widziałam. A i momentami wchodziłam na 4 bieg, więc coś się zadziało dobrego. Na pewno brakuje mi typowych przejazdów przez miasto jak w Warszawie: starty spod sygnalizacji, błyskawiczne rozpędzenie się do maksymalnych prędkości, a potem wyhamowanie przed kolejnymi światłami i powtórka. To są właśnie interwały. Takie, których teraz mi brakuje. Raz, że mam za mały dystans do pracy, a dwa, że tu na czerwonym stoją tylko samochody... Więc głupio by było stać... ;)
Po dzisiejszym czuję się styrana. Ale nie padam z nóg jak po wycieczce do Selestat czy wycieczce na północ po Niemczech czy do Ottenheim Gzg. Jest trochę lepiej. Chociaż przyjechałam później i nie skończyłam trasy w upale.
- DST 27.80km
- Czas 01:17
- VAVG 21.66km/h
- Temperatura 27.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem i zakupy
Środa, 7 sierpnia 2024 · dodano: 07.08.2024 | Komentarze 0
Strasbourg
AVG: 21.55 km/h
MAX: 35.32 km/h
Tam i z powrotem. To znaczy rano do pracy rekreacyjnie, powolnym tempem a z powrotem na obiad do mieszkania już nieco szybciej. I do pracy znowu w tempie średnim aby potem po pracy dać kopa w pedały. Początkowo miało być ostrzej dopiero po rozgrzewce, ale zdarzyło się coś, co spowodowało, że depnęłam w pedały niedługo po wyjechaniu z pracy. Otóż para elektryków 30+ wyjeżdżająca z podporządkowanej niby mnie przepuściła, ale facet postanowił depnąć. Wyprzedził mnie tuż przed miejscem gdzie było węziej i wówczas obudziła się we mnie tygrysica... Momentalnie na liczniku zorbiło się 32 km/h. "Trochę" więcej niż uciągnie elektryk wspomagany silnikiem - bo te mają kaganiec na 25 km/h A co potem? Ano właśnie. Dalej silnik się odłącza. A jadący rowerzysta na nim próbuje swoich sił i... nie przyspieszy i ledwo co utrzyma owe 25 km/h sam. I kiedy on nie daje rady utrzymać tej prędkości, zwalnia i wtedy włącza się silnik. I mamy taki cykl prędkości: 24-25-24-25-24-25... Tak więc zostawienie tego elektryka z tyłu potrwało tylko kilka sekund i wcale nie musiałam do tego wyciągnąć z siebie 100% sił. Tylko z 80 ;)
To był jeden z wielu interwałów, które sobie na dzisiaj zaplanowałam. Co górka i podjazd - moje. Doskonała okazja do depnięcia, czy to na niskim czy na wyższym biegu. A kiedy płasko - start z sygnalizacji prawie na maksa. Niech się na liczniku pojawi co najmniej 3x km/h. Boli? Bardzo dobrze. A potem spokojnie znowu kontynuacja na 2 biegu, nawet nie na 3. Niech nogi pokręcą na dużej kadencji, niech się dotlenią, odpoczną przed kolejnymi wyzwaniami.
Czy są tego wyniki? Moim zdaniem tak, bo mogę już chyba wchodzić na 3 bieg nie wychodząc z S2. Jak również kadencja chwilami potrafi mi przekroczyć 90 rpm co jak na mnie - "diesela" - to dobry wynik.
- DST 21.59km
- Czas 01:00
- VAVG 21.59km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem i zakupy
Poniedziałek, 5 sierpnia 2024 · dodano: 05.08.2024 | Komentarze 0
Strasbourg
AVG: 21.39 km/h
MAX: 38.00 km/h
Po 5 dniach odpoczywania przyszedł wreszcie czas na sprawdzenie się, przetestowanie tego co i jak uzyskałam.
Wydaje się być znacznie lepiej niż poprzednio, faktycznie noga dostała czas na odpoczynek i poprawiła się wyraźnie kondycja. 30 jest w zasięgu ręki. Prawie bo jeszcze nie ma tego na stałe. Muszę nad tym popracować jeszcze. Starałam sie - o ile nie zapomniałam - przebywać głównie w S2 momentami wchodząc powyżej S3 na S4 i wyżej. Ale jak nie zapomniałam to niestety ale wchodziłam na S3, czyli nie do końca tam gdzie być powinnam.
Niestety czujnik HR w ogóle nie chce działać, nie wiem co się z nim stało.
- DST 36.27km
- Czas 01:39
- VAVG 21.98km/h
- Temperatura 34.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem i zakupy
Wtorek, 30 lipca 2024 · dodano: 30.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg
AVG: 21.81 km/h
MAX: 35.55 km/h
Teoretycznie zgodnie z pewnymi przemyśleniami powinnam dzisiaj spróbować zrobić coś interwałowo i tak jak postanowiłam tak też na początku dnai zrobiłam. Wydłużyłam trasę do pracy, przeprowadziłam kilka mocniejszych przyspieszeń, dwa dobre podjazdy między innymi ten na Rue de Havre gdzie pomimo obciążenia dociągnęłam do 25-26 km/h. Jak to zrobiłam? Nie wiem. Trening w sobotę pomógł? Prawdopodobnie tak.
W drodze z pracy na obiad popełniłam kolejny mały rekordzik, i na tym moje rekordy się skończyły. Droga z powrotem do pracy była już wolniejsza, a po pracy zrobiło się nagle 34^C. Piekarnik to mało powiedziane. Mimo to chciało mi się jechać do Niemiec na zakupy i zgodnie z tym planem pojechałam. Przyjemnie się jechało przez lasek do ronda, za którym zatrzymałam się aby sprawdzić położenie fotelika i bomu. I kiedy w końcu chciałam ruszyć dalej odkryłam dętkę z przodu. Znowu jakieś drobne przebicie, niewidoczne prawie gołym okiem. Piekarnik zrobił swoje, czasu coraz mniej dlatego ruszyłam z powrotem postanawiając zajechać do jeszcze innego marketu niż zwykle. Niestety mimo iż market sieciowy to wybór produktów we francuskim znacznie gorszy niż w niemieckim. Przynajmniej jak dla mnie.
Po zakupach oczywiście już prosto do mieszkania bo w tej temperaturze i z takim obładowaniem nie ma po co dalej jeżdzić.
I na koniec spojrzałam na Stravę a tam takie hece, że sama nie wiem już o co chodzi. Zmęczenie 56? Fitness 34? Form -22? O co tu chodzi???
- DST 14.48km
- Czas 00:44
- VAVG 19.75km/h
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem
Poniedziałek, 29 lipca 2024 · dodano: 29.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg
AVG: 19.68
MAX: 32.64 km/h
Tam i z powrotem, na spokojnie, bez wychodzenia poza S2. Tak aby tylko wspomóc regenerację przed kolejnymi istotnymi treningami zaplanowanymi jeszcze na ten tydzień.
- DST 122.09km
- Czas 05:42
- VAVG 21.42km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - wycieczka do Achern
Sobota, 27 lipca 2024 · dodano: 27.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg - Kehl - Rheinau - Lichtenau - Gamshurst - Achern - Fauenbach - Renchen - Zinmem - Appenweier - Offenburg - Schutterwald - Dundenheim - Altenheim Neuried - Goldscheur - Strasbourg
AVG: 21.37 km/h
MAX: 40.88 km/h
Po 3 dniach odpoczynku przyszedł czas na wznowienie swoich prac nad wytrenowaniem formy. Po doczytaniu co i jak stwierdziłam, że nie będę się od razu brać za jakieś trening specjalistyczne aby się nie zajechać jeszcze bardziej - tylko dam sobie nieco czasu i pojeżdże niejako w trybie "endurance". Cokolwiek by to nie znaczyło - dla mnie miała to być taka typowa jazda w S2, bez wchodzenia na żadne tam wyższe pułapy. Teoretycznie. Bo po kilkunastu kilometrach zdałam sobie sprawę z tego, że ja wchodzę w S3 a miałam tego nie robić. Przestałam się siłować, zaczęłam rzucać okiem na HR wyświetlany na Wahoo i celowałam w BPM pomiędzy 120 a 130. Nie patrząc w ogóle na to jaka jest prędkość, jakie są waty - po prostu byle do przodu i jechać przed siebie. Do Lichtenau jechało się nieźle może chwilami coś kapnęło, pokropiło ale pogoda była jako-taka. Chociaż zgodnie z prognozą miało zacząć padać mocniej przed 17:00 i dlatego wyjechałam wcześniej aby wyrobić się przed burzami jakie były zapowiadane. W Lichtenau o mały włos abym poleciała dalej do Baden Baden, ale po przeliczeniu dystansu i czasu jaki mi został do zapowiadanych mconiejszych opadów zmieniłam trasę i skierowałam się jednak do Achern. Tam też zjadłam obiadek w pewnej znanej sieci i zaczęłam kierować się z powrotem na południe, ale chciałam jeszcze "liznąć" dalszej, wschodniej części tego zakątka. Niestety gdzie bym nie skręciła to prawie od razu widziałam "ścianę" wzniesień. Tzn malutkich pagórków. Ale dla mnie przy braku mocy - całkiem sporych. Raz czy dwa spróbowałam podjechać licząc na to, że to tylko niewielki "próg" ale potem okazywało się, że dalej jest tak samo albo jeszcze gorzej. Dlatego w końcu wróciłam an drogę B3 i nią pojechałam prosto do Offenburga. Tam też zaczęło kropić mocniej, a potem już normalnie padać. Tzn "normalnie" jak na ten rejon Niemiec i Francji. Oni tu nie mają takich opadów mocnych jak my, ich opady tutaj są nieco mniejsze i w takim deszczu jaki tu bywa da się jechać rowerem. Nie jest się dor azu zalanym wodą jak bywa to w Polsce. Tutejszy deszcz "daje sobie czasu" na zmoczenie człowieka.
W tym deszczu pokonałam dystans z Offenburga do Schutterwald, a potem skierowałam się dalej na zachód do Dundenheim aby potem odbić do Goldscheur do marketu i stamtąd wrócić na trasę do Strasbourga. Przez cały ten czas nie wychodziłam poza 1-2 strefę. Wszystko na spokojnie, bez ciśnięcia, bez żądnych prób udwowadniania sobie, że mogę więcej albo coś. Nic takiego. Trochę na moście się tylko szarpnęłam, ale po wjechaniu na pierwszą część zredukowałam się tak, aby nie przekraczać żadnych ustalonych wcześniej progów. Zresztą i tak prędkość na podjeździe miałam 16-17 km/h więc naprawdę nieźle (jak na mnie).
Na koniec na Rue du Languedoc nie udało mi się powstrzymać przed próbą dociągniecia do tych "30" jak to czasami niedawno jeszcze robiłam. Poszło lepiej niż myślałam - dobiłam do 32 km/h. Pomimo tego iż Żabojady zrobiły co mogły aby to utrudnić robiąc wyjazd w obniżeniach nawierzchni DDR. Wiecie - slalom-gigant góra-dól-góra-dół. Niestety na jednym z tych wyniesień spadł mi łańcuch z blatu i musiałam zatrzymać się aby to naprawić. Ale "32" wyciągnięte, z dobrym przyspieszeniem nawet, więc nie było tak źle.
Co mnie dziwi to bardzo wysokie TSS wykazane przez Wahoo - niewodoczne w Stravie - 554. Nie wiem jak to jest liczone. Wg Wahoo spaliłam 2093 kcal, KJ 2093. Znormalizowana moc 120, średnia moc 100. Mało bo mało, ale coś jest - dystans i czas. A przecież chodzi o to aby po prostu spalić ile się da tłuszczu i wzmocnić mięśnie i Organizm przed bardziej wyspecjalizowanymi treningami jakie planuję wykonać w kolejnym tygodniu.
Niestety są i straty - od połowy trasy lub nawet wcześniej zaczęły boleć mnie ścięgna czy mięśnie przy prawym kolanie, od wewnętrznej jego strony. Prawdopodobnie wiązadła krzyżowe. Prawdopodobnie coś sobie zrobiłam na początku jazdy próbując ciągnąć mocniej i mocniej, kiedy jeszcze nie pilnowałam aby jechać wolniej, bez siłowania się.
- DST 58.10km
- Czas 02:37
- VAVG 22.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem przez Niemcy
Wtorek, 23 lipca 2024 · dodano: 23.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg - Kehl - Marlen - Goldscheuer - Strasbourg
AVG: 22.19 km/h
MAX: 41.11 km/h
Znowu się nie wyspałam, upały robią swoje, nagrzany blok również. Ale mimo to po 2 dniach odpoczynku zdecydowałam się na kolejny przejazd do pracy przez Niemcy. I było lepiej niż wczoraj, ale jednak nie aż tak lepiej jakbym się spodziewała. To jednak ciągle nie jest to. Ewidentnie wpadłam w jakiś regres formy i nie mam pomysłu jak z niego wyjść. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak odpuścić, zrobić sobie ze 3 dni przerwy i zobaczyć co będzie dalej.
Muszę też nadmienić, że wczoraj odebrałam zamówione pedały Favero Assima MX1 Uno SPD. Ślicznie wykonane co już widziałam na YT i na zdjęciach. Oczywiscie zmiana pedałów to krótka chwila, podłączenie do Wahoo również kilka sekund i... "Connected". Czyli z rana podczas jazdy powinno działać, prawda? A guzik. Przez pół drogi zastanawiałam się czemu nie działa. Bo może Bluetooth zagłusza? Słuchawki zakłócają? A może smart band? Na aplikacji Wahoo Elemnt widziałam, że on ten sensor widzi i się z nim łączy, ale nie odbiera żadnych wartości. Dopiero przejeżdżając przez Marlene przypomniałam sobie, że... tam chyba była jakaś aplikacja Favero Assima...? I okazało się, że ta aplikacja łączy się z tym sensorem w pedale i... odblokowuje - aktywuje pedał. Oczywiście trzeba podać swoje dane, email, imię i nazwisko, kraj... SERIO?!?!?! Co to jest?! Kolejne urządzenie, po którego zakupie będziemy śledzeni przez kolejny podmiot??? Znowu jakaś menda będzie zbierała nasze dane bo... bo mogą mu się przydać do spamowania nas kolejnymi ofertami kolejnych pedałów?
To nie powinno tak działać. Kiedy kupiłam opaskę do pomiaru HR nie wymagała ode mnie ona nic. Zakładam i działa. PO CO pedały się aktywuje aplikacją podając swoje dane osobowe? PO CO?
Tak czy inaczej pedał działa, komunikuje się, ale niestety nie mam pełnych danych z dystansu jaki przejechałam rano :(
Dopiero potem kiedy jechałam na obiad i wracałam z pracy Wahoo wyłapał wszystkie dane jakie powinien. A dla mnie to za mało w zasadzie nie wiem jak mocno się zmęczyłam dzisiaj i jak to może wpłynąć na dalszy rozwój mojej formy.
- DST 2.42km
- Czas 00:08
- VAVG 18.15km/h
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - próba sił
Poniedziałek, 22 lipca 2024 · dodano: 22.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg
AVG: 16.51 km/h
MAX: 24.72 km/h
Nie wyspałam się. 5.5 godziny snu. I leżąc w wyrku nie wiedziałam czy się podrywać i lecieć nową trasą czy nie... A może dać nogom nie 1 ale 2 dni wolnego? Ale no nie, one muszą kręcić...
I tak leżąc głowa sięgałam do wspomnień i przypomniały mi się czasy sprzed 9 lat... Kiedy ważyłam >90 kg. Wtedy chyba raz po zważeniu się miałam nawet 93 kg (!). Sekundę później byłam na nogach i 20 minut potem wychodziłam z mieszkania z rowerem. Po podpompowaniu kół wsiadałam na rower, wyjeżdżałam na ulicę pod blokiem i... Kiszka. Nogi odmawiały pełnej współpracy. Głowa chce - nogi nie chcą. I nie przeszło im nawet po kilkuset metrach. To nie był LEŃ - to była niemoc nóg. I jeśli nawet przejadę poranny zaplanowany dystans, to co potem? Narastające, potęgujące się zmęczenie, brak właściwego odpoczynku i zastój jak nie regres w formie? Na to nie mogę sobie pozwolić więc mimo iż nie chciałam - to zawróciłam.
A pogoda całkiem dobra, mimo braku LAMPY stabilne, ładne 21^C, niewielki wiatr, mały ruch na ulicach jeszcze o tak wczesnej porze. Tylko jechać. O ile ma się nogi.
Gdzie jest problem?
Za dawnych czasów człowiek jeździł codziennie, tak? Oczywiście. A jak często wychodził z S2 do S3 nie mówiąc o zajeżdżaniu się na S4? NIGDY. Albo prawie nigdy. Więc forma rosła ale poprzez wzrost bazy, a nie poprzez jakieś plany treningowe. A współcześnie ja już nie potrafię kręcić tylko w S2 - ja muszę pocisnąć. Chcę.
Piszą oczywiście trenerzy is pecjaliści o jeździe regeneracyjnej, właśnie w S1 i S2... Ale ja nie umiem tak po prostu sobie jechać i ledwo co kręcić... :) Już nie umiem.
- DST 76.40km
- Czas 03:23
- VAVG 22.58km/h
- Temperatura 32.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - wycieczka do Ottenheim Gzg
Sobota, 20 lipca 2024 · dodano: 20.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg - Kehl - Marlen - Goldscheuer - Altenheim - Neuried - Ichenheim - Meißenheim - Schwanau - Ottenheim Gzg - Krafft - Plobsheim - Eschau - Strasbourg
AVG: 22.52 km/h
MAX: 38.00 km/h
Przedwczoraj kupiłam roler i zaczęłam rolowanie mięśni chociaż nie miałam pewności czy i jak to zadziała na moje mięśnie. Na pewno ich nie popsułam bo wczoraj czuły się one już lepiej. Dlatego zaplanowałam sobie kolejną wycieczkę - na spokojnie w S2 - na dzisiaj. I faktycznie dzisiaj pierwsze kilometry wykazały, że jest nieźle - mocy nie było, ale nogi były jak świeże. To, że mocy nie ma - no nic dziwnego. Zrobiłam sobie małe przetrenowanie, wystąpił regres formy więc nie ma się co dziwić. Nogi dostały swoje i musiały - i pewnie dalej nieco muszą - odpocząć.
Po pierwszych kilku kilometrach stwierdziłam, że można by sprawdzić pewną zmianę w konfiguracji roweru. Podwyższyć nieco oparcie fotelika, przesunąć nieco suport do przodu i może w ten sposób uzyskam pozycje, w której będzie nieco łatwiej na podjazdach i łatwiej też o oddech podczas mocniejszego napierania. Plan zmiany zajął mi kilka chwil, ale rezultaty są chyba niezłe. Na pewno więcej widzę przy mniej pochylonym oparciu fotelika do tyłu i jest mi też łatwiej wsiadać i zsiadać na/z roweru. Nestety zmiana ta spowodowała wydłużenie linii łańcucha i niestety brakuje ze 2 ogniwek, aby przerzutka możliwie jak najlepiej pracowała na nisdkich biegach (obie duże zębatki z przodu i z tyłu).
Po tych zmianach poleciałam do mostu pieszo-rowerowego nad Renem ale nim na niego zaczęłam się wdrapywać zatrzymałam się w cieniu pod drzewkiem i sprawdzałam coś na telefonie. I wiecie co? Jakaś pani na rowerze podjechała sprawdzić, czy ze mną wszystko w porządku :D Faktycznie - dzisiaj była i jest LAMPA. I faktycznie, zgodnie z planem powinnam była wyjechać zaraz po pobudce, a ja wyszłam z mieszkania dopiero po 9 z minutami... BŁĄD. Co poczułam już około 11 kiedy temperatura sięgnęła tych 30^C. Ale przecież nie poddam się i muszę jechać dalej aby realizować swój plan. A plan był prosty - jechać przed siebie. A przy okazji przejechać się tym mostem na południe od tego mostu łączącego Illkirch-Graffenstaden z Offenburgiem. Więc o ile jeszcze w Kehl korciło mnie Achern, o tyle most wygrał. Ale dojazd do niego był po prostu jazdą W PIEKARNIKU. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zatrzymywałam się aby odpocząć, aby się napić, a przede wszystkim ostudzić. W pewnej chwili ZDROWY ROZSĄDEK / LEŃ(?) obudził we mnie chęć powrotu... Ale wówczas MAŁY DIABEŁEK zaczął mnie wyzywać od "miękkiszonów" :P no i... I by przegrał. Niestety w tym momencie do głosu doszły węglowodany przyjęte nieco wcześniej, pojawiła się myśl: "dam radę" no i... I pojechałam. Żałując tego już po kilku kilometrach, zanim zaczęłam wjeżdżać na ten drugi most.
Pierwszy most przy zaporze pokonałam jeszcze w jako-takim dobrym tempie. Prawie płasko. Minęłam jakiegoś rowerzystę, który szykował się do odpoczynku w cieniu drzewa i poleciałam dalej po owej D426. 4 kilometry z południa na północ, teoretycznie z wiaterkiem w plecy. Teoretycznie. Bo praktycznie w ogóle go nie czułam. BA! Po jakimś czasie poczułam, że pojawia mi się jakieś poczucie gorąca. Sprawdziłam - to mój oddech. Moje wydychane powietrze było niczym z piekarnika. Do tego LAMPA, ASFALT, ZERO jakiejkolwiek zasłony, zero drzew, NIC. PATELNIA. Najgorsze 4 kilometry jakie dzisiaj zrobiłam to właśnie były tam. Kiedy dotarłam do zakrętu i wjechałam na most cieszyłam się, że już za chwilę będę na drugim brzegu... A chwilę stwierdziłam, że muszę - i zatrzymałam się w malutkim cieniu przy jakimś drzewku. Płonęłam. Ja nie spływałam potem - ja byłam potem. Ja cała płynęłam. Nie bacząc na nic - siadłam na trawie i przez kilkanaście minut dochodziłam do siebie. Dopiero potem byłam w stanie... sięgnąć po smartfona, napić się i coś przekąsić. Serio. Aż mi się przypomniał Maraton Podróżnika w 2015 roku, kiedy przy podobnej LAMPIE próbowałam dojechać gdziekolwiek.
Pocieszała mnie jedna rzecz - że niedaleko jest kanał Canal du Rhone au Rhin. A tam wzdłuż niego jest mnóstwo drzew, jest cień no i jest woda - powinno być nieco chłodniej. Tylko wpierw trzeba tam dojechać. Na początku było z górki, ale potem 3.5 kilometra w LAMPIE. Marzyłam aby pojawiła się jakaś chmura i zakryła ją na chociaż 30-60 minut... Żebym była w stanie dociągnąć do Strasbourga. I kiedy w końcu doczłapałam się do kanału, zaczęłam przy nim jechać - ta chmura się pojawiła. Jak na zawołanie. Ktoś chyba wysłuchał moich marzeń i LAMPA się skryła... A ja mogłam spokojnie korzystając z nieco tylko mniejszej temperatury przy drodze koło kanału dojechać prawie pod mieszkania. Prawie bo z niego mam jeszcze trochę.
Kiedy w mieszkaniu ściągnęłam z siebie wszystko (mokre od potu) poczułam się jak po powrocie z Selestat. Trup. Chociaż wówczas był to trup wymęczony, a teraz był to trup przegrzany, dyszący, ledwo trzymający się na nogach, parujący i marzący tylko o tym aby usiąść i już nic nie robić.
Ten Diabełek miał marzenie co by "dociągnąć do setki". Aha, jasne. Przy 32 ^C w cieniu. I tym razem, ten LEŃ powinien jednak wygrać i powinnam sobie była odpuścić.
Ma koniec.
Sam mój rower waży dokładnie 19.3 kg. Do tego dochodzi torba z narzędziami, łańcuchem i wieloma innymi rzeczami, które warto mieć. Kolejne 5 kg. Doliczmy do tego 7 butelek osika po 0.75 i robi się... Jakieś 31 kg. Także cieszcie się spionowaceni, bo nie wiecie ile porządna pancerna poziomka może ważyć.
- DST 32.42km
- Czas 01:21
- VAVG 24.01km/h
- Temperatura 18.0°C
- Sprzęt RedBlackBolid
- Aktywność Jazda na rowerze
Strasbourg - do pracy i z powrotem ale przez Niemcy
Czwartek, 18 lipca 2024 · dodano: 18.07.2024 | Komentarze 0
Strasbourg - Kehl - Marlen - Goldscheuer - Strasbourg
AVG: 23.80 km/h
MAX: 40.19 km/h
Plan był super. Wstać wcześnie skoro świt i pojechać do pracy przez Niemcy robiąc nie jakieś 3.6 km ale około 27-28. Brzmi wspaniale, nie?
I plan rozpoczęłam realizować o 7:00. Idealnie tak jak sobie zaplanowałam, tak jak chciałam to wykonać.
Jechało się nieźle. na początek dałam nogom nieco czasu na rozgrzanie się - temperatura wynosiła tylko/aż 18^C a ja w krótkich spodenkach więc i czas rozgrzania ciutkę dłuższy.
Ale już na tych pierwszych kilku kilometrach nogi mi jasno powiedziały, że dzisiaj one mają wolne. Powinny mieć. A ja je męczę i nic z tego nie będzie.
Ale jak się powiedziało A...
Tak więc ciągnęłam ile mogłam przed siebie, zgodnie z trasą, zgodnie z założeniami zastanawiając się ile faktycznie czasu potrzebują obecnie moje nogi na zregenerowanie się. Przecież to nie jest jakaś "setka" czy inne "dwieście" tylko 40-50 km dziennie. Więc 1 dzień odpoczywania powinien im wystarczyć, nie? A może im czegoś brakuje? Białka? Rozciągania? Rolowania?
Po powrocie na stronę francuską nie pojechałam do firmy tylko do mieszkania. Odstawiłam rower, wchłonęłam białko, zrobiłam (wyjątkowo) rozciąganie. I zobaczymy co będzie.
Do tej pory nie rozciągałam się wychodząc z założenia, że jak przesadzę to jest znacznie gorzej a czasami brakowało mi umiaru niestety. I chyba czas na kupno rolera i rolowanie się i dodatkowe jakieś ćwiczenia, które mogę pobudzić i zwiększyć tempo regenracji mięśni. Bo o ile Organizm dawał radę to mięśnie niestety nie.
No i cały czas jednak mam problemy z blokami w butach shitmano. Podczas jazdy boli mnie chwilami nawet bardzo mocno lewa krawędź lewej stopy.
P.S. Wytrzymałość jest na pewno co widzę na podjazdach. Mogę wjeżdżać z dużymi (jak na mnie :P) prędkościami pod górę, ale brakuje mi mocy aby utrzymać prędkość na prostej-płaskiej. Dzisiaj nie mogłam wyjść poza "3" bieg, przelotową miałam w granicach 26-28 km/h. Czyli stosunkowo słabo. Daleko mi do rekordów z 2013 roku.