Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 39042.11 kilometrów w tym 66.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.88 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 36.11km
  • Czas 01:29
  • VAVG 24.34km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka wyborcza

Niedziela, 12 lipca 2020 · dodano: 12.07.2020 | Komentarze 0

Ożarów - Błonie
AVG: 24.31 km/h
MAX: 35.29 km/h

Po nogach czuję że im się nie podoba, że chcą jeszcze odpoczywania więc nie napieram dając im czas przed PW. Niech na spokojnie odsapną i się zmobilizują raz jeszcze w lipcu. Potem może będzie wolne a może kolejne większe trenowanie.


Kategoria Blue


  • DST 13.03km
  • Czas 00:28
  • VAVG 27.92km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczkunia przed burzą

Piątek, 10 lipca 2020 · dodano: 10.07.2020 | Komentarze 0

Ożarów i okolice
AVG: 27.46 km/h
MAX: 44.59 km/h

Po 4 dniach odpoczywania (oj no pogoda też nie była najlepsza) wyjechałam i od razu musiałam zawrócić bo zobaczyłam taką chmurkę i taki opad że... Ciężko opisać słowami.
Zdziwiły mnie osiągi - wysokie. Te 44 km/h to pociągnęłam bez brutalnego ładowania pary i mogłam je przez chwilę utrzymać, nie było to chwilowe króciutkie osiągnięcie.

Właśnie mi się przypomniało. Ktoś pisał mi niedawno że nie da się przejechać XYZ kilometrów jeżdżąc XY. To bzdura. Najlepszym przykładem jest dwóch kolegów - Krzysiek i Wojtek którzy na PTJ jechali czasowo gdzieś opodal mnie. Jeden z nich Wojtek zdaje się w tym roku przejechał życiówkę - ~70 km. I dał radę pokonać MPTJ 340km.


Kategoria Blue


  • DST 375.56km
  • Czas 18:33
  • VAVG 20.25km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierścień Tysiąca Podjazdów 2020

Poniedziałek, 6 lipca 2020 · dodano: 06.07.2020 | Komentarze 0

Świękity - Mały Pierścień Tysiąca Jezior
AVG: 20.23 km/h
MAX: 57.84 km/h

Muzyka z trasy: Gareth Emery & Ashley Wallbridge feat. PolyAnna - Lionheart
A bo jakoś tak często mi wchodziła w ucho.

Plany były wielkie, chciałam koniecznie zaliczyć kwalifikacje do BBTa. Pomarzyć można, a z realizacją to tak już różnie. Na wyjeździe z Warszawy korki, na wjeździe do miasta już lepiej i znowu korek na DK7/S7. Cała droga po prostu jakoś taka zapchana, ciężko się jechało i dopiero punkt 21:00 byłam u bram PTJ, skąd odebrałam pakiet i biegiem do obozowiska rozstawiać się. Kilka rzeczy miałam już przemyślanych ale kilka dorabiałam jeszcze tamtego wieczoru. Poprawki przy zapakowaniu, dopakowywanie tego i owego, przeróbki. Na sam prawie koniec ognisko i rozmowa o gwiazdach z Oskarem :) Wieczorne kiełbaski wchłonięte, ostatnie szykowanie się - i spać. Tu potężne podziękowania dla Pań z obsługi tak sprawnie podsuwających pełne kubki herbaty :)
Poranek przed czasem - organizm zmusił do wstania ale dzięki temu wpadło dodatkowych 20 minut, które mogłam wykorzystać na jako-takie śniadanko i ustawianie się. I znalezienie sposobu na brakujące jak się okazało krótkie spodenki na rower. Szczęściem miałam długie letnie zmęczone już życiem i lekko naddarte, wykorzystałam nożyk i zrobiły się krótsze. Po przygotowaniu się dopieszczałam jeszcze rower który dostał powerbanka (6x19650) pod kierownicę i wysmarowałam mu łańcuch bo wieczorem podczas jazdy skropił nas deszcz trochę a chciałam być pewna jego działania. I kiedy już byłam gotowa przypomniało mnie się o pakiecie i naklejkach. Nie trafiły one wszystkie tak jak powinny na wskazane miejsca, bo poziomka vs pion to nie to samo i nie ma gdzie. NO i jak mam na się przyczepić na plecach - i po co? - kartkę z info co i kto i skąd ja jestem, jaki mam #numerek? Brak też sakwy uniemożliwił mi doczepienie tego na taśmę gdzieś z boku.
Start. Przejeżdżam z obozowiska te metry do miejsca startu gdzie próbuję zainstalować pudełko z GPSem gdzieś miedzy rurtami tylnego widelca, ale nie ma jak chwycić wieć w końcu pakuję go do torby za fotelikiem. W ten sposób ma on całkiem dobre warunki do pracy co potwierdzają potem moje spojrzenia na przebieg maratonu na stronie ptj2020.1008.pl .Chwilę potem - start i przejazd do Miłakowa. Niestety sart ostry został przeniesiony gdzieś dalej od ronda, w miejsce do którego trzeba było najpierw zjechać a potem po starcie wyjechać. Kiedy dotarłam moja grupa już się szykowała, obijana miotełkami przez Czarownice ;) Po ostrym starcie - wyjazd z powrotem do ronda i dalej na trasę.
15km - jadę jadę... Rower ciągnie, podjazduy i zjazdy pokonuję z całkiem niezłą prędkością. Co kilka minut mijają mnie kolejne pociągi kolarskie, ale na to nic nie poradzę...
Między 20 a 30km dociera do mnie, że jesli nawet przy swojej przelotowej zawierającej się między 32 a 38 km/h szoszoni mnie tak łatwo wyprzedzają tzn że wcale nie jest tak znakomicie.
32km - zaczyna się ziewanie.
55km - a może by tak uzupełnić jakieś węglowodany? Snickersy są w kieszonce więc od razu jeden zostaje pochłonięty.
60km - zaczyna brakować picia, 1.5 litra mixu wody z soczkiem na wykończeniu.
71km - sklep, szybko do niego zawracam i nabywam loda i pepsi.
80km, przed wjazdem do Lidzbarka Warmińskiego gubi mi się resztka pepsi w butelce. Trudno.
85km, PK1, miał być czynny do 13:30 a jest 14:00? No to niefajnie. 85km 4.5h? Słabo. Na punkcie dolewam wody z izotonikiem do bidonu i po kilkunastu minutach odpoczywania jadę dalej.
100km - ukoppany Locus Map Pro wyprowadza mnie w las. Dosłownie i w przenośni kieruje mnie gdzies na boczną drogę, a z niej na jeszcze inną z której nakazuje skręcić na drogę z... betonowych płyt. Oklaski. No na pewno tamtędy pojadę.
110km - wracam do miasteczka, zjadam przy Lewiatanie hotdoga i przelewam ice tea do bidonów.
120km - do przodu chociaż czasami zapomina mi się o zmianie z małej tarczki na blat z przodu - potem też tak będzie.
180km - przed PK2 bardzo ostry podjazd który pokonuję na 2 raty "botak" i już
183km - ekipa podobno właśnie odjechała, zostawiła torbę z kanapkami, butle z wodą, batony i banany. Da się żyć. Na punkcie spotykam jeszcze Wojtka i Krzysztofa, z którymi jedziemy potem do Giżycka. Niestety ale czasu na pokonanie 610km po prostu nie starczy tak samo jak i sił, które tak jakby zaczynały się kończyć. Na PK2 dokańczam jeszcze małę przepakowanie na noc, przebieram się, wykonuję to co zrobić powinnam (WTCZP) i jadę za 2 ww kolarzami. 2x Convoy w ciemności tworzą za Kolegami jasność. Dodatkowy 3 Convoy zamontowany w miejsce kamerki na kasku rozwala ciemność tak mocno, że nawet ją gaszę aby przyzwyczajać wzrok do ciemności.
203km - odcięcie. Low power, jakoś siadam z energią i mniej mi się chce. Jeszcze nie wiem wtedy o co chodzi, jadę dalej.
Gizycko - przelatuję przez kolejne ronda jednak na kilkaset metrów przed PK3 na MOSiRze utajona ZGAGA do tej pory atakuje pełnią sił. W ostatniej chwili zatrzymuję się na rozjeździe i puszczam pawia. Czyli nic nie wychodzi bo to tylko odruch wymiotny. Niestety apteczki jako takiej nie mam, "jakośtobędzie" i Polprazolu brak. Szit.
231km - PK3. Zjeść i spać. O niczym innym nie myślę. Zjeść się da i wchłaniam kolejną kanapę a przez kolejne kilka godzin siedzenia i leżenia na PK3 dopycham 4x zupki pomidorowe słuchając wykładu Oskara o tym co i jak na maratonie. Oskar - bardzo Ci za to dziękuję :) BARDZO.
Na punkcie udaje mi się zdrzemnąć jeszcze pod prysznicami kładąc głowę na podwyższeniu oddzielającym kabinę z prysznicem od reszty pomieszczenia, wyciągam się jak długa i momentalnie zasypiam. Dopiero około 5 rano ruszam dalej wiedząc że idzie mi średnio i mając plan na najbliższe kilometry po 6 rano jak tylko znajdę jakiś otwarty sklep. Na wylocie z Giżycka jak zwykle omijam rozstaje i muszę do nich wrócić aby skrecić w DW. Kolejne kilka km nabite tak sobie. Z nudów :D
250km - spać. Na jakimś przystanku zatrzymuję się, stawiam rower obok, sama zwijam się w kłębek i zasypiam na 30 minut.
266km - Kętrzyn, stacja Orlen. Hotdog, maślanka i jogurt. Chciałam wstąpić do jakiejś Żabki, ale pozamykane bo to przecież niedziela niehandlowa. Wiwat PiS! Na stacji podsyopiam z godzinę bo nie jestem w stanie bez tego żyć. Tu swoją drogą trzeba nagrodzić brawami pracowników stacji przeróżnych, którzy nam rowerzystom dają odpocząć u siebie :)
Po przyjeździe jakiejś grupy na stację i rozbudzeniu się - jadę dalej już prosto do Kikit.
300km - podjazdy, podjazdy i podjeazdy przed Kikitami mnie dość szybko rozparcelowują na drobne. na koniec za ostatnimi hopkami dopadam sklepu spożywczego gdzie dokupuję kefiry i kolejną maślankę. Dziekli temu jestem w stanie pozbyć się przynajmniej chwilowo zgagi chociaż i tak towarzyszy mi ona w mniejszej postaci do samego końca maratonu.
Kikity - w tym roku jest znacznie więcej prowiantu. Zupa ogórkowa, kanapki, izotoniki, batony i banany. Po przełknięciu wszystkiego oddalam się na polankę gdzie po podłożeniu bluzy rowerowej pod górę a spodni pod głowę zasypiam w mniej niż minutę. Budzę się z dobrą godzinę potem i półprzytomna leżę do roweru z pewnymi oporami przywołując dane - co ja tur obię, o co tu chodzi i czemu nie mogę jeszcze pospać i czemu muszę jechać dalej? Po drodze zagadują mnie inni rowerzyści dopiero teraz przypominając sobie, że obok stoi poziomka. Jak się na tym jeździ? A wygodnie? A nie bolą plecy? A komfortowo? Drodzy - a Wam jak się siedzi na kanapie przed telewizorem na wspaniałym fotelu? Też boli kręgosłup? :P
Jeziorany - rok temu ratowałam się tam kefirami po podobnym ataku zgagi.
Radostawowo - przed nimi jest bardzo miła serpentynka, taka dodająca autowpierniczu.
Dobre MIasto - przelatuję jakby nic i lecę do Lubomina gdzie mało się nie gubię ale szybko się orientuję w temacie i wracam na właściwą drogę. W Wapniku tak samo jak i rok temu mijam, właściwą drogę i muszę do niej wracać aby podążać już do mety.
META.
Nie padam na twarz, zyję i mam się jako-tako-dobrze. Zjadam bigos, popijam jakąś herbatę, jogurta i wrzucam 3 jajka aby się zagotowały na twardo po czym idę pod prysznic. Standardowo gdzies jest ciepła woda a gdzieś jej nie ma, ale jest mi już to wszystko jedno i kąpię się częściowo nawet w zimnej wodzie co wcale mi już nie przeszkadza. Po wyjściu, odświeżona czująca się zupełnie inaczej i lepiej pochłaniam wspomniane jajka i lecę do ogniska gdzie piekę swoje kiełbaski a po ich pochłonięciu kładę się na 30 minut do namiotu.
Z Świękitek wyjeżdżamy o 22:40.

Kilka uwag i własnych spostrzeżeń z trasy i po.
- WTZCP - nic z tym nie zrobię. Życie jest ważniejsze niż jakikolwiek ultra i obietnica dana sobie czy komuś innemu. Nie zaliczę kwalifikacji do BBTa w tym roku to zaliczę je kiedy indziej. Teraz najważniejsze jest dla mnie otrzymywanie takich mejli jakie dostałam dzisiaj po dobrze wykonanej pracy
- wydaje mi się brak pełnej regeneracji po Zlocie gdzie dałam zdaje się >> 100% z siebie tylko jakoś tego nie zauważyłam
- zbyt późny przyjazd. Problem znany już z 2017 roku ale nie do końca jego rozwiązanie zależy tylko ode mnie obecnie
- Nienaładowany duży powerbank 8x18650. Może nie będę tego komentowała...
- brak czasu i nieprzymocowanie białych lampek do roweru
- brak krótkich spodenek (pakowanie na ostatnią chwilę, jea!)
- nieprzygotowana latarka do kierownicy
- brak śrubki do patyka Gopro
- tubka z kremem do opalania rozwalająca się w torbie i brudząca bluzę rowerową
- Duże powerbanki, brak mniejszych do pożyczenia czy zabrania ze sobą
- nieprzypięty - i niesprawdzone położenie - duży powerbank
- brak zaplanowanego miejsca na doczepienie tymczasowe jakichs butelek czy ubrania

Nie będę szukała wymówek pod brak przygotowania do tego maratonu. Zabrakło jednak nie chęci ale maratonów "po drodze" do sprawdzenia sie i rozwoju kompletnego pewnych umiejętności, w tym pokonywania podjazdów. W sumie i tak mi na nich szlo bardzo dobrze, ale na większych no niestety byłam trochę kiepska.

PLUSY:
+ jestem WIELKA = podjęłam się wyzwania o którym 99% polskiego społeczeństwa może pomarzyć :D
+ pokonałam >> 370 kilometrów w ciągu ~30h
+ ogarnęłam olbrzymią ilość rzeczy w bardzo krótkim czasie
+ dałam z siebie 100%
+ nie poddałam się pod koniec trasy
+ poradziłam sobie z WTCZP
+ rozwiązałam wiele problemów i problemików jakie się pojawiały w trakcie
+ po raz kolejny miałam możliwość sprawdzenia się "w boju"


Kategoria Blue


  • DST 11.49km
  • Czas 00:26
  • VAVG 26.52km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Test butów

Czwartek, 2 lipca 2020 · dodano: 02.07.2020 | Komentarze 0

Ożarów i okolice
AVG: 25.78 km/h
MAX: 31,58 km/h

Przemyślałam sprawę ustawienia bloków na bucie i postanowiłam to przetestować w praktyce. Niestety nowe ustawienie nie sperawdziło się tak jak powinno i nie rozwiązało problemu jaki mam z dużym naciskiem na pedały i związanym z tym bólem stóp. Może powinnam zwiększać kadencję, ale w to na razie nie wejdę ze względu na ograniczoną ilość tlenu - pokłony dla nadwagi...
Osiągi są ciekawe. Rok temu nie było takich.


Kategoria Blue


  • DST 41.14km
  • Czas 01:38
  • VAVG 25.19km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sprawdzam jak

Środa, 1 lipca 2020 · dodano: 01.07.2020 | Komentarze 0

Ożarów - Leszno
AVG: 25.04 km/h
MAX: 41.16 km/h

Sprawdziłam się po 3 dniach niejeżdżenia. 3 dni minęły, mięśnie nóg miały wolne, niewiele robiły poza bieganiem po marketach. Niestety od niedzieli mam jakis problem z jakimś mięśniem czy ścięgnem a może stawem w okolicy lewego pośladka-dołu pleców. Nie chcę zgadywać, diagnozować się też ponoć nie wolno :P z użyciem wujka Google/DuckDuckGo ale to może być rwa kulszowa. Ovby nie. Na rowerze mnie nie bolało ale nie wiem czy to kwestia pozycji i fotelika czy Naproxenu jaki wzięłam wcześniej. Teraz jak siadłam na krześle znowu pobolewa.
Osiągi - pełnej regeneracji jeszcze nie ma. Ale widzę potencjał dodatni. Jest siła tylko nie ma wytrzymałości w dłuższym okresie czasu. Maksymalna osiągnięta na uliczce pod domem. Nie powiem że było to łatwe ale na pewno znacznie łatwiejsze niż kilka miesięcy temu. Jest progress we właściwym kierunku.


Kategoria Blue


  • DST 100.04km
  • Czas 05:04
  • VAVG 19.74km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Trzecia - czwarta wycieczka zlotowa

Sobota, 27 czerwca 2020 · dodano: 28.06.2020 | Komentarze 0

Grodziec i okolice (również okolice Bolesławca)
AVG: 19.74 km/h
MAX: 50.71 km/h

Moja trzecia wycieczka zlotowa - ale zlotowa czwarta. Wczorajszy dzień był dla mnie i nóg czasem odpoczynku po dwóch pierwszych wyjazdach, i dopiero dzisiaj zaplanowałam kolejne torturowanie nóg. Oczywiście chodziło o regenerację która zadziałała. Są osoby które się dziwią że nie jeżdżę codziennie ale nieco rzadziej ale mnie chodzi aktualnie o zbudowanie mocy wyjściowej, pozwalającej na osiągi w ciągu określonego krótkiego czasu a nie do ciągnięcia ileś godzin bez przerwy i kolejnego i jeszcze kolejnego dnia to samo. Dla mnie to nie ma sensu bo moje nogi nie miałyby czasu na zregenerowanie się, a ponadto mogłoby dojść do jakiegoś przetrenowania na czym mi aktualnie najmniej zależy. Ci którzy się dziwią na wyższe obroty prawie nie wchodzą, nie przekraczają S1-S2 więc nie wiedzą za bardzo ile bólu kosztuje S4 i jak się kończy S4 i zaczyna S5. Jak się dyszy, jaki zmęczenie ogarnia mięśnie i człowieka, jak boli brak powietrza w płucach. Jeździć kilka dni pod rząd w S1-S2 to każdy umie. Ale zmusić się do cięższej pracy wcale nie jest tak łatwo. To oznacza ból, a człowiek jest tak zbudowany że stara się aby go nie bolało.
A propos osiągów - nie jest źle, nogi podają, dochodzę do swojej przelotowej tak jak chciałam czyli mogę chyba powiedzieć że nadrobiłam stracone miesiące z poprzednich lat. Chwilami na liczniku pojawiała się nawet i 4 z przodu ale to przy okazji niewielkich zjazdów ktore mi ułatwiały rozpędzanie się.






Kategoria Blue


  • DST 80.73km
  • Czas 04:30
  • VAVG 17.94km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Druga wycieczka zlotowa

Czwartek, 25 czerwca 2020 · dodano: 25.06.2020 | Komentarze 0

Zamek Grodziec i okolice
AVG: 17,87 km/h
MAX: 54.00 km/h

W przeciwieństwie do wczorajszego dnia moje nogi nie protestowały już, kolano lewej nie narzekało więc mogłam sobie pojeździć ile chciałam, momentami sięgając do wyższy wartości siły i mocy aby dać nogom poczuć to co je czeka za tydzień. Być może.
Okolice fajne, fajne zjazdy, jeszcze fajniejsze podjazdy, w szczególności te łagodniejsze które dało się pokonać z normalniejszymi prędkościami. Wracając do Zamku rowerek podprowadziłam bo nie tylko mi się nie chciało męczyć ile po prostu też nie chciałm zakatować nóg i przede wszystkim kolan, kiedy jutro i pojutre również będę tutaj zapewne jeździła.


Kategoria Blue


  • DST 20.58km
  • Czas 01:12
  • VAVG 17.15km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza wycieczka zlotowa

Środa, 24 czerwca 2020 · dodano: 25.06.2020 | Komentarze 0

Zamek Grodziec i okolice
AVG: 17.06 km/h
MAX: 50.63 km/h

Dużo górek, dużo takich niewidzianych które się odczuwa. Niestety po kilkunastu kilometrach walki z kolanem kolano wygrało i zdecydowałam się wrócić do bazy, aby mu dalej nie szkodzić i dać mu trochę czasu na ochłonięcie.


Kategoria Blue


  • DST 39.77km
  • Czas 01:34
  • VAVG 25.39km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ulewa, mokro i kolizja

Sobota, 20 czerwca 2020 · dodano: 20.06.2020 | Komentarze 0

Ożarów - Mościska
AVG: 25.21 km/h
MAX: 45.35 km/h

Po pierwszych 2.5 km złapała mnie ciężka ulewa i kolejne ~20 minut spędziłam na przystanku jak nie czytając coś, to patrząc i podziwiając jak sobie radzi studzienka odwadniająca z tak wielką ilością wody jaka zleciała z chmur. Przy okazji dowiedziałam się że część kierowców nie umie opanować samochodu przy takich warunkach i pędzi mimo iż nie widzi co jest pod wodą na wielkiej kałuży i nie bacząc na przystanek i mnie siedzącą na nim i chlapie naokoło wodą spod kół.
Za Mościskami krawędzie stóp dały mi się we znaki, co oczywiście zmniejsza moją uzywaną siłę do pedałowania, a co za tym osiągi idą w dół. Tak więc w końcu stanęłam przy przystanku, podregulowałam kilka razy i w końcu ustaliłam że jako-takie położenie bloków na bucie dla mnie to okolice środka. Oczywiście stopa nadal coś tam marudzi ale da się jechać na większym obciążeniu a jesli nawet coś zaboli to na krótko, w sposób kontrolowany. Niewymagający przerywania kręcenia i zdejmowania nóg z pedałów.
Pod domem pojawiłam się zamyślona - buty i zbliżające się ultramaratony - niestety ale natrafiłam na młodego kierowcę który widząc mnie odjeżdżającą do osi jezdni postanowił wyprzedzić mnie z prawej strony, czyli dokładnie tam gdzie skręcałam. Na szczęście on wyhamował, a mnie się nic nie stało. Wina obustronna, on by dostał mandat za wyprzedzanie z prawej a ja za jazdę nie po ścieżce dla rowerów i pieszych i dziwne manewry, ech. Czyli - nic się nikomu nie stało, lewe przednie koło samochodu lekko najechało mi na prawą stopę ale po kwadransie już nic nie czułam. Z samego powodu tej małej kolizji nerwów nie ma. Są jednak bo od razu pojawił się stary głupi dziad, który musiał od razu pokomentować. Jaki to on mądry, jak kto jeździ i na czym. Oczywiscie jak on gania po chodniku - wszystko OKEY! Kali dobry być! ;)
Zmiana bloków coś dała, osiągi wydają się być większe. Nogi dają radę o czym świadczy prędkość maksymalna. Pewnie z wiaterkiem w plecy, może z minimalnym spadkiem* ale jednak coś jest.
* 2 metry na 800 metrów = 0.25% nachylenia w dół. Czyli jednak wiaterek? Też chyba nie, bo wiało ze wschodu owszem, ale tylko 2 ktn.


Kategoria Blue


  • DST 84.55km
  • Czas 03:24
  • VAVG 24.87km/h
  • Sprzęt Blue
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dobicie

Wtorek, 16 czerwca 2020 · dodano: 16.06.2020 | Komentarze 0

Ożarów - Łomianki - Czosnów - Kazuń Nowy - Leszno - Ożarów
AVG: 24.83 km/h
MAX: 36.14 km/h

W pracy amortyzatora w samochodzie jak i w rowerze jest taki moment kiedy sprężyna nie jest w stanie się już bardziej ugiąć i dobija. Podobnie było dzisiaj ze mną - dobiłam się. No może nie tak całkiem, może z kilka % wydajności i zapasu jeszcze zostało ale do granicy nie było tak znowu daleko. Prędkość tak do połowy dystansu jako taka przypominająca wczorajsze, ale potem w związku ze zmianą wiatru zaczęła spadać. Zwłaszcza że nie dorzucałam węgli więc również i przez to pewnie osiągi spadły.


Kategoria Blue