Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 72.67km
  • Czas 04:48
  • VAVG 3:57min/km

Czechy - I wycieczka zlotowa

Czwartek, 10 września 2020 · dodano: 11.09.2020 | Komentarze 0

Nivnice i okolice
AVG: 15.09 km/h
MAX: 71.62 km/h

Pierwsza wycieczka zlotowa w Czechach już za nami. Przyznaję że jak tutaj jechaliśmy w środę po południu, to nie wyglądało to tak ciekawie jak obecnie. Wręcz wydawało nam się że okolice przypominają trochę te obok Zamku Grodziec. Byliśmy w błędzie - już sam wjazd na te terny opodal Uherskiego Broda dawały do myślenia silnikowi w samochodzie, a co dopiero nam dzisiaj. Gorzej: to o czym ostatnio myślałam czyli drodze z Ustrzyk Dolnych do Ustrzyk Górnych - to jest maluteńki pikuś wobec tego po czym jechaliśmy dzisiaj. To są większe górki niż Bieszczady które ja znam. Może mało znam więc Bieszczady. Jednak okolice Nivnic robią wrażenie. Pamiętam jak na początku lipca klęłamciągnąc się pod górkę na PTJ, taka tam mała krótka serpentynka. Tutaj coś podobnego, o nieco większym nachyleniu ciągnęło się znacznie bardziej niż tam. Prędkość wspinania oscylowała u mnie pomiędzy 6 a 7 km/h, momentami tylko spadając do 5 km/h ale to już naprawdę wyjątkowo. Parę godzin wspinania się, a potem piętnaście minut zjeżdżania w dół. Tak właśnie było z "wolontaryjnym" wjazdem na Javorin. Nie musiałam, mogłam się wykpić problemem z przednim kołem ale jak się już znalazł klucz 10 u Kolegi to po jego wykorzystaniu stwierdziłam, że spróbuję. Spróbowałam i nawet wjechałam tam gdzie większość czyli do końca asfaltu. Teoretycznie mogłabym dalej ciągnąć jeszcze po żwirze ale niestety przyczepność Durano nie jest największa w takich miejscach i więcej siły poszłoby mi w mielenie w miejscu niż sensowną pracę. Z Javorina trzeba było zjechać z powrotem na dół tą samą drogą i wtedy zrobiło mi się "na budziku" jakieś 62 km/h. Gdyby nie słaba widoczność i brak pewności co do tego co jest tam dalej między cieniami rzucanymi przez drzewa i pod nimi, to bym pewnie nie hamowała i doszła i do 70. Ale "safety first".
Ten pierwszy dzień z wycieczką był zarazem Wielkim Testem nowego przedniego koła 28" wstawionego w miejsce 27.5" Różnica niewielka acz kolosalna. Prowadzenie dosyć podobne, ale ilość dętek koniecznych do zabierania dzięki temu już 2x mniejsza. Niestety przy mojej długości nóg po wsadzeniu tego koła pojawił się problem z kolizją owego koła z korbami, co przy małych prędkościach i machaniu kierownicą celem utrzymania równowagi mogło się skończyć źle. Stąd też konieczność znalezienia kliucza 10 i imbusa 5 do wysunięcia boomu z suportem bardziej do przodu, a za nim oczywiście również przesunięcie fotelika. W wolnej chwili zmieniłam też ustawienie obwodu przedniego koła z 26" na 2125 co potem potwierdziłam jeszcze mierząc prędkość GPSem w smartfonie i w zasadzie odchyleń już nie było.
Po tych zmianach dało się już jechać, chociaż została niewielka kolizja korby z czołem opony, ale i tą podregulowałam i potem już mogłam jechać i kręcić kierownicą bez żadnych obaw.lewo-prawo. Dla pionowców brzmi to zapewne dosyć kosmicznie - dla mnie kosmicznie wyglądają pochyleni rowerzyści, wpatrzeni w swoje przednie koła ;) ;P
Całość - niecałe 73km zajęła nam sporo czasu i głownie była to walka przy tych 6-7 km/h. Czyli podjazdy. Ale fajnie było, bo za podjazdami kryły się ciekawe zjazdy i na jednym z takich grawitacha wyciągnęła 71 km/h :D Sporo, ale ten rower może pociągnąć jeszcze więcej, jest bardzo stabilny, chociaż początki jazd były trochę nerwowe, zwłaszcza zanim mózg nie przyuczył się na nowo do U-bara i nie opanował jeszcze innego sposoby jeżdżenia, na nieco większej wysokości niż w przypadku Ś.P. FWD*. O ile sama jazda poziomką ze sterowaniem ASS jest dosyć trudna, to U-Bar ma jeszcze większe wymagania - można by je określić jako ludzkie "Fly By Wire". Przy takiej kierownicy machanie nią na boki jest dosyć słabym pomysłem, za duży kąt skrętu to obolały brzuch po uderzeniach końcy kierownicy, albo poobijane piszczele. Co kto woli i co gdzie trafi.

Po wszystkim mogę napisać, że po powrocie byłam w stanie jeszcze chodzić, ale chyba tylko dzięki temu, że nie szalałam na podjazdach i po prostu kręciłam "swoje".

* FWD został pocięty już na kawałki. Nowy Właściciel mocno go przerobił po odcięciu tylnej części - w zasadzie tylnego widelca.


Kategoria Blue



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko znajomi. Zaloguj się · Zarejestruj się!