Info
Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik11 - 0
- 2024, Wrzesień11 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec17 - 0
- 2024, Czerwiec19 - 0
- 2024, Maj13 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec13 - 0
- 2024, Luty10 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad8 - 0
- 2023, Październik12 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień13 - 0
- 2023, Lipiec12 - 0
- 2023, Czerwiec12 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec15 - 0
- 2023, Luty8 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad15 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec13 - 1
- 2022, Czerwiec8 - 2
- 2022, Maj11 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 1
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik11 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 0
- 2021, Sierpień16 - 0
- 2021, Lipiec11 - 0
- 2021, Czerwiec11 - 0
- 2021, Maj14 - 2
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty3 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik6 - 0
- 2020, Wrzesień6 - 0
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec9 - 1
- 2020, Czerwiec12 - 6
- 2020, Maj11 - 3
- 2020, Kwiecień13 - 5
- 2020, Marzec15 - 4
- 2020, Luty13 - 3
- 2020, Styczeń2 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Listopad7 - 0
- 2019, Październik18 - 2
- 2019, Wrzesień12 - 0
- 2019, Sierpień18 - 0
- 2019, Lipiec13 - 2
- 2019, Czerwiec13 - 2
- 2019, Maj19 - 0
- 2019, Kwiecień7 - 0
- 2019, Marzec6 - 1
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad14 - 0
- 2018, Październik18 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień16 - 2
- 2018, Lipiec12 - 1
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj18 - 0
- 2018, Kwiecień17 - 0
SWB Beluga
Dystans całkowity: | 9590.75 km (w terenie 24.00 km; 0.25%) |
Czas w ruchu: | 478:23 |
Średnia prędkość: | 20.05 km/h |
Suma podjazdów: | 88 m |
Liczba aktywności: | 218 |
Średnio na aktywność: | 43.99 km i 2h 11m |
Więcej statystyk |
- DST 40.70km
- Czas 01:48
- VAVG 22.61km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Czwartek, 13 czerwca 2019 · dodano: 13.06.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 22.57 km/h
MAX: 40.47 km/h
Rano znowu spotkałam się z wiekszym wmordewindem więc prędkość nie była powalajaca, ale te przelotowe 25 udawało mi się jakoś trzymać.
Gorzej było po południu, bo nie dość że jechałąm do Centrum i jeszcze wiatr się zmienił i jechałam pod wiatr, to jeszcze jazda po ścieżynkach rowerkowych to jest po prostu spotkanie z pedalarzami. Z gównianym wykonaniem śmieszynek. Ja na 100 metrach ścieżek obrywam większą ilością nierówności niż na 10 kilometrach!
Jednak power był, miomo wiatru rano wyciągnęłam 18 km/h na Marynarskiej na wiadukcie więc coś się dzieje pozytywnego :)
Na koniec jazdy oczywiście zaaplikowałam sobie 40 po uliczce. Nie chciało się strasznie, ale zmusiłam się i warto było, Organizm dał radę.
- DST 36.64km
- Czas 01:29
- VAVG 24.70km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Wtorek, 11 czerwca 2019 · dodano: 11.06.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 24.52 km/h
MAX: 45.23 km/h
Poranek był zupełnie przyjemny i zanim jeszcze się na dobre rozgrzałam to już na liczniku pojawiło się 25 a potem 27 i wreszcie 30 km/h. Nieźle. Albo nawet i wspaniale, bo na te 300m przed pracą miałam średnią >23 km/h. Niestety wjazd do firmy trochę mnie kosztował, ale taka średnia raptem tydzień czy dwa po tym jak miałam średnią ledwo co przekraczającą 20 km/h? "No ładne cacko..." ;)
Rano nie było rekordów - wiadukt na Łopuszańskiej zakorkowanuy ale co ciekawe przyspieszając od zera miałąm po chwili 16 a na szczycie 18 i mogłabym przyspieszać jeszcze dalej. Ładnie! Z kolei na Marynarskiej pociągnęłam sobie spokojne 16. A i wylot na Dźwigowej spod wiaduktów - 25 km/h. Po prostu... Była moc.
Powrót. Miało być przez Komorów, ale zabrakło mi czsu bo za późno wyszłam. Nadgodziny.
Ale plan był i go wykonałam - maksymalne możliwości, spalić ile się da, niech mięśnie mają z czego się odbudowywać jutro, kiedy będą miały wolne. I tak na Marynarskiej na szczycie wiaduktu było powyżej 20 na pewno (nie pamiętam dokładnie ile), tuż za Radarową wchodząc na zwężenie nie zeszłam poniżej 27 a wreszcie na wiadukcie na Łopuszańskiej nie tylko utrzymałam 24 to jeszcze na szczycie było już 25... Powtórzę - na wiadukcie na Łopuszańskiej. W miejscu, którego jeszcze parę lat temu nie cierpiałam, nienawidziłam, omijałam jak mogłam... A teraz przelatuję. I doskonale wiem dlaczego teraz mi to wychodzi a wtedy nie.
Prędkość przelotowa? Dokładnie tak jak przewidywałam. Bieg na którym kiedyś kręciłam do 27-28, obecnie starcza mi nawet na 30 km/h. Czyli rosnąca moc nóg pozwoliła osiągnąć też większą kadencję. Kolejny bieg, który pozwalał mi z trudem osiągać 30-31 obecnie daje mi od 33 do 35 km/h. A to jest bieg przedostatni i jest jeszcze jeden, którego jeszcze nie odpalam.
I wisienka na torcie - uliczka pod domem. Sczaiłam się, pociągnęłam delikatnie aby mieć te 26- no moze 27 km/h przed rondem i potem wrzucić gaz do dechy... Ja patrzę na licznik a tam 29... :D Wpadam na rondo. A tam gówniażeria na rowerkach przez przejście przejeżdża na mojej drodze. No żesz do jasnej! Aż zaklęłam głośno i pińcet plusy wystraszone zatrzymały się, a ja wyleciałam za rondo... Dopchałam do 41 km/h. I to dziwne bo jakoś tak niby ciężko ale nie miałam aż takiej zadychy jak powinnam mieć. Czyli chyba mój próg mleczanowy jest znacznie wyższy niż był kiedykolwiek wcześniej. Chociaż jeszcze chyba ciągle niżej niż w czerwcu/lipcu 2013 :] Ale powalczę i o to :D
- DST 36.68km
- Czas 01:38
- VAVG 22.46km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Poniedziałek, 10 czerwca 2019 · dodano: 10.06.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 22.28 km/h
MAX: 48.19 km/h
Poranna jazda była jak zwykle standardowa. Wmordewind i to taki silniejszy chwilami więc też jechało mi się średnio. Jakby tego było mało w stolicy "dopadł mnie" w słuchawkach Kickstarter MotoZnaFca opowiadający o Oplu Tigrze i po prostu nie wyrabiałam. Ze śmiechu. LoLe a momentami prawie ROTFLowałam :D Także nie mogłam dopalić i w końcu po prostu musiałam zapauzować, żeby w ogóle dojechać do firmy :D
Za to po południu. Coś już delikatnie czułam jak wyjeżdzałam na Postępu i nie był to wiatr, tylko jakby mi nogi mówiły że mają duuużo mocy. No to teges... Zapraszam do tańca - Marynarska wiadukt. 22 km/h. Hm, o czym to ja myślałam, aha... Lecę dalej, mielę spokojnie, al;e licznik jakby wariował - podaje wartości naprawdę wysokie. Hynka i Łopuszańska to ja przeleciałam i nie pamiętam nawet kiedy. Ale najlepsze było na wiadukcie na Lopuszańskiej właśnie. W skrócie: 22 km/h. Bez napierania.
I to w zasadzie by było na tyle, no może dodać warto jeszcze, że na Poznańskiej miałam przelotową 33-35 km/h a i to na przedostatnim biegu a nie ostatnim tak więc...
Niestety spotkałam osobę pozbawioną zdrowego rozsądku i przenoszącą swoją odpowiedzialność na innych. Człowieczka z twarzą jak żywcem zabraną od Willa Poulter'a (kretyn Gally z Maze Runner 1 i 3), który nie bardzo rozumie co robi i jak.
Dźwigowa. Po udanym przelocie na prawą stronę przed przegubowcem łapię pas dla rowerów i zjeżdzam nim w dół po chwili mając na liczniku 38 km/h a przed sobą paniusię na rowerku prawie miejskim. Mogę jechać i wlec się dalej za nią, ale szkoda mi czasu i pędu jaką mam, a która niezbędna mi będzie na wylocie... No nie, sorki. Dzwonię - prawie brak reakcji. "Uwaga!" nie przynosi rezultatu wiec wzorem kolarzy - "LEWA!!!:. Bez reakcji. Nosz...? Ale ona nie ma słuchawek! "HALOOO!!! Czy mogłabyś zjechać na prawooo?!".
Obejrzała się. Znowu bez reakcji. Ona jedzie dalej sobie prosto jakby nigdy nic "HALOOOOO!!! ZJEDŹ NA PRAWO!!!!" - pomogło. Zjechała. Przelatuję obok i lecę dalej... Oczy dostosowują się do mniejszej jasności i dostrzegam, tam dalej jakby coś jechało... Ale nie rower. Nie poruszają się pedały i... HULAJNOGA! Na dobre zauważam ją majać 38-40 km/h będąć z 10-15m od niej. "LEWAA!!!". Wyprzedzam i... Krzywa na pół tunelu wypada mi z ust bo to coś odpychajac się nóżką co chwila wyskakuje na lewą stronę pasa i mogę o to coś zahaczyć. W międzyczasie moje widzenie obwodowe dostrzega "Coś" w lusterku. Coś jakby... było rowerem za mną. Ciemne takie. I o dziwo trzyma się bardzo blisko, mimo iż naciskam na pedały bardzo mocno. Na wylocie z tunelu widzę jakiegoś pionowca za sobą, który nagle zeskakuje na jezdnię między samochody i widzę po raz pierwszy mordę Gally'ego (^^), która wyraża niezadowolenie. Coś tam sobie krzyknął i pojechał między samochody. No ale jak to tak? Albo albo i... W tym samym momencie widzę, że ów Najszybszy Bohater Dnia ma silniczek w tylnym kółeczku :D I to raczej z tych takich co mają 700-1000 Wattów a nie dopuszczalne 250W. (dopuszczalna moc i prędkość silniczka wg polskiego prawa to odpowiednio 250 Watt i prędkość ograniczana do 25 km/h.). Wylatuję za nim, on oczywiscie grzeje szybciej i za chwilę znika na czerwonym świetle... Ale już widzę go jak znowu pomyka po przejeździe rowerowym. Doganiam go, staję grzecznie obok, wyjmuję słuchawkę z uszu i pytam się co on do mnie krzyczał. I wywiązuje się dyskusja z której dowiaduję się, jaka to ja zła jestem, że mu nie ustąpiłam i jechałam lewą stroną :) Że sama krzyczę na innych ale nie ustępuję takiemu Dzielnemu Szybkiemu jak ON. Tak wiec Szanowny Panie Szybki Gally informuję, że:
- masz nieprzepisowo zbudowany rower, z wykorzystaniem silnika który nie powien być montowany w rowerach
- w związku z powyższym poruszasz się nielegalnie po pasie dla rowerów
- nie przestrzegasz dystansu między rowerem przed sobą a sobą samym - jedziesz za blisko innych
- jeśli chcesz być widoczny i puszczany - włącz swoje światła. Nie masz ich? Ojej.
- jeśli będę wiedziała, że Szanowny Pan Gally chce wyprzedzać = puszczę. Nie widziałam aby Pan Gally podejmował próby wyprzedzania mnie. Raczej trzymał się z tyłu. Nie zeskakiwał na jezdnię między samochody jak inni aby być szybciej o 5 sekund na światłach na górze ;P
- skoro Szybki i Dzielny Pan Gally ma silniczek to chyba doskonale wie, że może sobie pojechać wolniej - nie musi nadrabiać prędkości jak inni. W każdej chwili może przekręcić manetkę i polecieć szybciej.
Kiedy kończyłam dyskusję spojrzałam jeszcze w dół i zobaczyłam... nóżki jak u bociana. Zero mięśni. Nic dziwnego, że nasz Dzielny i Szybki Gally jest mocny w mordzie tylko jak ma silniczek. :)))
Kilka kilometrów dalej, tuż za Tesco, widę w lusterku szoszona. Pozdrawiamy się, on mnie wyprzedza i leci dalej. I zatrzymuje się na światłach. Staję za nim, światło się zmienia na zielone, widzę jak on staje na pedałach, ale jego przyspieszenie na małych prędkościach jest 1/2 tego co ja mogę mieć na poziomce. Ale za 30 sekund on wyprzedzałby mnie. Więc spokojnie czekam i go puszczam. Doganiam go kilometr dalej, wyprzedzam i jestem tuż przed zwężeniem a on idzie tuż za mną i po lewej. Puści mnie czy nie? Oglądam się, puszcza mnie i lecę dalej kilkadziesiąt metrów, aby za moment go przepuścić bo on już się rozpędził i idzie szybciej niż ja.
To jest KULTURA. Współpraca. Zrozumieją ją tylko ci co dużo jeżdżą, którzy widzą, chcą być widziani. Którzy traktują innych tak samo jak sami chcą być traktowani przez innych. Którzy widzą i obserwują świat dookoła i są otwarci na potrzeby innych. Którzy mając MOC pod nogą/ręką nie będą ciągnąć do przodu kosztem innych słabszych uczestników ruchu.
Nietety - 90% rowerzystów miejskich to pedalarze. Pedałują. Ale jechać na rowerze - nie umieją. A jak jeszcze sobie zamontują silniczek to już świat jest ich. Bo mogą i mają.
- DST 47.23km
- Czas 02:07
- VAVG 22.31km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Czwartek, 6 czerwca 2019 · dodano: 06.06.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 22.27 km/h
MAX: 39.12 km/h
Standardowa droga chociaż z powrotem via Pruszków. Niestety rano walka z wmordewindem, osiągi takie sobie, średnia niższa niż poprzednio ale pewnych spraw się nie przeskoczy. No może jeszcze ta kanapka poranna była takim sobie średnim pomysłem...
Z powrotem mi się nie za bardzo chciało. Po prostu nie i już. Ale przemogłam się i skręciłam na Al.Krakowską. I w sumie się leciało całkiem fajnie do Raszyna, kiedy to postanowiłam sprawdzić śmieszynkę obok. Taka gładka, asfaltowa, miła... I na kolejnym skrzyżowaniu wielki van wymusił na mnie pierwszeństwo. Bo może. Pojechałam za nim. Niedaleko zresztą, "aż" 200 metrów na oko. Faciu wysiadł, pytam się czy on mnie widział.
- "trzeba było zwolnić!".
Kierowczyku... Z których chipsów wyjąłeś prawo jazdy? To MY rowerzyści mamy pierwszeństwo, a ty skręcając masz OBOWIĄZEK ustąpić! A jeśli tego nie rozumiesz - oddaj prawo jazdy. Albo zjedz. Albo wrzuć do kibla i spuść wodę. Zarwałbyś setką kilogramów w bok swojej bryczki, zobaczyłbyś blacik w środku auta - od razu by ci zmiękła faja. Zwłaszcza, że naprawiałbyś sam swoje autko a ze swojego OC fundowalbyś mi nowy rower. Wart pewnie więcej niz twój van...
Chrzanię taką jazdę. Nie dość, że jedzie się wolnije bo węziej, nie ma gdzie uciec w razie czego na bok, co chwila jakieś krawężniki i inne tam takie... Szkoda pisać bo nie raz o tym pisałam. Więc - zjechałam na jezdnię. Bo tam paradoksalnie dla mnie bezpieczniej.
Reszta drogi w miarę spokojna. Alejka z drzewkami za Sanatoryjną poszła mi błyskawicznie na jakimś niskim przełożeniu. Wiadukt w Pruszkowie nad WKD przeleciałam nie wiem jakim cudem z prędkością 29-30 km/h. Nie rozumiem. Nie czaję. Potem wiadukt nad torami kolejowymi... Przeszkadzały mi samochody i gdyby nie one by było lepiej. Ale stałe 21 km/h było*. I na koniec wiadukt nad A2. 17-18 km/h. Mimo iż on stromy bardziej niż dwa poprzednie.
* kiedyś tam miałam "ASZ" 13 km/h i to było dla mnie dużo... :>
Beluga jest trochę dziwna. To, że waży swoje 20.7 kg powoduje że jej przyspieszanie zajmuje więcej czasu, ale też ono trwa nawet wtedy kiedy wydaje się, że już nie będzie jechała szybciej. Ja widzę na liczniku 29 km/h a ona jeszcze sama jedzie coraz szybciej i za moment na liczniku jest 30 mimo iż ja wcale nie czuję abym mocniej deptała.
- DST 37.34km
- Czas 01:42
- VAVG 21.96km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Wtorek, 4 czerwca 2019 · dodano: 04.06.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 21.75 km/h
MAX: 44.39 km/h
W zasadzie mogłabym sobie odpuścić i polecieć smrodem aby dać więcej czasu na regenerację nogom, ale miała być taka pogoda, że nie mogłabym sobie tego wybaczyć gdybym poleciała blachą. Nigdy.
Pogoda idealna - od rana krótkie spodenki i teszirt i się jedzie. Wmordewind więc prędkosć taka sobie, nogi też dawały znać, że są zmęczone po Kaszeberundzie tak więc nie przemęczałam ich. Ale z kolei też widziałam na niektórych podjazdach, że one są jakby prawie gotowe, ale nie do końca jeszcze.
Po południu. Wiadomo, że te pierwsze kilka kilometrów jest takich luźnych. Ale potem... Potem przywaliłam a nogi podchwyciły temat. Może i było z wiaterkiem, ale na DDRiP na Kleszczowej miałam spokojnie 30. A i reakcje nóg na "więcej!" były natychmiastowe. Ja po prostu przelatywałam między światłami cisnąć ile mogłam - i tyle ile chciałam. Jest zarówno wspaniała moc jak i kadencja. Do wyboru - do koloru.
Wniosek?
Żeby jeździć - trzeba jeździć. Samo się nie zrobi i nie stanie.
- DST 207.02km
- Czas 09:19
- VAVG 22.22km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszeberunda 200km + dojazd/powrót
Niedziela, 2 czerwca 2019 · dodano: 03.06.2019 | Komentarze 0
Kościerzyna i okolice
Czas netto: 9:07, czas brutto: 10:52:14
AVG: 22.57 km/h brutto: 22.18 km/h
MAX: 54.93 km/h
W tym roku przyjechałam do Kościerzyny na zupełnie nowym rowerku, który zdołałam sprawdzić już na dojazdach do pracy, na brevecie w Szczebrzeszynie. Rowerek, który po prostu jeździ. Dzień przed maratonem tradycyjnie już poświęciliśmy na pełen relaks i krótkie przejażdżki po mieście. Wszystko aby tylko w dzień M wyjechać z pełnymi siłami.
Niedziela - pobudka o 5:30 i szybkie śniadaneczko - byleby tylko zapchać na moment żołądek. I biegiem z rowerami na dół Dopakowanie i fru na miejsca startowe koło basenu, który po prostu minęliśmy.
6:15 stanęliśmy w poczekalnie przed startem. Jeszcze ostatnie poprawki, słuchawki, smartfon i... Organizm wzywa do przelotu z powrotem do Aqua Parku. Nie ma co, ładnie mnie urządził ;) Po kilku chwilach byłam z powrotem i o ile wcześniej nie było za wiele osób, tak po powrocie zobaczyłam już ze 2-3 grupy startowe praktycznie gotowe. Na szczęście nie było problemu aby się przebić do tej "naszej" pierwszej i wystartować jako jedna z pierwszych osób :)
Trasa - prawie standardowa z drobnymi zmianami. Na szczęście bo rok temu asfalt w pewnych miejscach nadawał się wyłącznie do zaorania i położenia na nowo. Ale początek był taki sam - prosto do Borsku. Czyli około 30 kilometrów. Na samym początku o dziwo udało mi się wpaść jako pierwszej na rondo na którym skręcaliśmy w lewo a chwilę potem zaczęli mnie już wyprzedzać szoszoni na których nie reagowałam. Zero przyspieszania i walczenie o... Nie wiem o co. Co prawda Asia oczywiście uruchomiła wszystko co dała fabryka, ale nie ja. Ja wiedziałam, że szoszoni się dopiero rozgrzewają i jak uruchomią coś więcej niż swoje 25-30% to zostaniemy w tyle. Dlatego sama powoli się rozgrzewałam i po około 10 kilometrach będąc rozgrzana i gotowa do nieco szybszej i normalnej jazdy - spotkałam Asię, która właśnie miała już dość wyścigu ;) Wypaliła się i zbierała na nowo siły na kolejne kilometry. Jazda była przyjemnością - jak zwykle miałam już słuchawki, ulubioną muzykę w nich i mogłam sobie jechać daleeeej i daleeej bez myślenia o tym jak mi idzie, jaka prędkość, czemu tak wolno i takie tam bzdety. Po prostu ciągnęłam swoje. Oczywiście co jakiś czas mijały mnie "pociągi" szoszonów, ale nie zwracałam na nie za dużej uwagi - hej hej i tyle.
Borsk - tak dobrze mi szło właśnie, że nie bardzo się chciałam zatrzymywać, ale śniadanko II by się przydało i napić też, a poza tym to Borsk i jajeczniczka :D Wpadłam, przeleciałam przez punkt jak zwykle i postawiłam się byle gdzie, czyli na środku niczego. I od razu do kolejeczki po jajeczniczkę ;) Do tego ogóreczek małosolny, kawałek chlebka, herbatka i można powoli się zbierać oczywiście po dokładce. Na punkcie też spotkałam Asię i Mikrobiego i ustaliliśmy, że dalej jedziemy razem. Tylko to się nie mogło udać, bo jednak ja miałam więcej mocy w nogach a one chciały koniecznie jechać szybciej no i tego no... Oni jechali z tyłu razem a ja grzałam dalej sama.
Jechałam swoje - tam gdzie mogłam dawałam mocniej, tam gdzie nie bardzo to się oczywiście redukowałam. I niestety na kolejnej prostej, na gładkim asfalcie przy większej prędkości dotarło do mnie - tylne koło bije. Nosz..... Czyli nie tylko nowy prżód ale i nowy tył jest źle zapleciony? I co ja mogę zrobić? Nic. Jechać dalej i nie zwracać uwagi, mając nadzieję że to na pewno nie jakiś burchel na oponie. Na nowej oponie zresztą co raczej niemożliwe.
Leśna.
Bananek, coś do picia i koniecznie zmiana spodni na krótkie. Długie powędrowały do sakiewki gdzie spoczęły obok kurteczki zdjętej już w Borsku. W ruch poszedł też krem do opalania (50) co by się nie spalić i ten zdał egzamin do samego końca.
Laska.
Na tym punkcie dogoniłam resztę ekipy, która ponoć nie zauważyła bufetu w Leśnie i go minęła ;) I tam również spędziłam kilka minut aby napić się czegoś ciepłego i poczęstować się arbuzem i kolejnym już bananem.
Jak się jechało? Nieźle. Rowerek spokojnie dawał radę, moje nogi umiały go napędzać i praktycznie do Lasek nie miałam żadnych problemów ze ściankami. Dopiero za tym bufetem musiałam użyć gdzieś I biegu a i to też dosłownie kilka minut.
W Lipnicy połączyliśmy się w grupkę na te kilkanaście kilometrów aby wspólnie przejechać do Ugoszczy i dalej. Spodziewałam się tam spotkać "swoje ulubione" góreczki, które kiedyś znienawidziłam... Ale nie w tym roku. Dzisiaj je przeleciałam. Ta góreczka z barierką tuż przy połyskującym po prawej stronie w dole jeziorkiem została przeze mnie pokonana z palcem w nosie, tak jakby jej wcale nie było. Za tymi górkami oczywiście czekała nas mała ścianka a potem straszny asfalt i za nim po jakimś czasie większy podjazd. Ale i tu nie miałam problemów z przejechaniem go. A na DK20 wypadłam o wiele szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Po prostu wyleciałam jak na wyścigach i wleciałam w drogę prowadzącą już do bufetu w Półcznie. I ten bufet był przeze mnie nawet oczekiwany - lody :D Warto było bo się nieco ochłodziłam, popiłam herbatkę i mogłam jechać dalej - na aleję drzew. Pamiętam, że jakoś mi ona nie przypadała do gustu bo się wjeżdżało jakby pod górę - ale chyba ten teren wypłaszczyli albo co... Nie odczułam prawie żadnych problemów. Dopiero za tym punktem zaczęły się te "prawdziwe" górki, które były dla mnie jeszcze parę lat temu dużym postrachem. Na jednej z Kaszeberund na FWD było tak ciężko, że na tej górce pod Parchowem po prostu musiałam stanąć bo miałam już dosyć. Mega low power. Ale dzisiaj - bez żadnych problemów manewrując troszkę biegami wjechałam jakby nigdy nic na szczyt popodziwiałam widoki i poleciałam do Sulęczyna, które ominęła Asia, a gdzie zatrzymałam się ja z Mikrobim. Cztery kanapeczki ze smalcem i z ogóreczkiem błyskawicznie wylądowały w moim żołądku podobnie jak i dużo wody do picia - i mogłam lecieć dalej. Przy czym początkowo słowa "lecieć" bym już nie używała bo zaczął się jakiś leciutki kryzysik, ale szybko został przegnany przez coś z żołądka pochłoniętego wcześniej w drodze - zapewne czekoladki krówkowe z własnych zapasów ;) Przejazd do Stężycy był lajtowy. Wleciałam i wyleciałam omijając ten punkt. Goniłam Asię i spotkałam ją czekającą na nas parę zakrętów dalej. I stamtąd wraz razem pojechaliśmy już na Metę do Kościerzyny. Albo mi się wydaje, albo ta trasa była również zmieniona bo wylot ze Stężycy był jakiś inny.
Meta. Szybkie dekorowanie. Zejście z rowerów pokazało mi jak padnięta jestem a jak już usiadłam, zjadłam loda i posiłek to dopiero poczułam wtedy jak mocno się wypaliłam na tym dystansie. Organizm miał dosyć o nogach nawet nie mówiąc. To znaczy one dały radę do samego końca, ale dopiero kiedy ostygłam, kiedy adrenalina zeszła - dowiedziałam się jak bardzo się popsułam po drodze.
Schody w Willi Strzelnica okazały się być nie jak jeszcze wczoraj żadną przeszkodą, ale przeszkodą trudną do pokonania. A i ta ciężka praca przy rowerze, zmiana koła i opony... To już nie było lajtowe zajęcie, tylko poważna praca. Czyli - faktycznie się zmachałam.
Czasu sprzed roku i obecnego trudno porównywać bo trasy się różniły między sobą. Ja wiem jedno - traskę pokonałam wydaje mi się szybciej w moim odczuciu a i ze zdecydowanie lepszym nastawieniem i większymi osiągnięciami jeśli chodzi o wykorzystywane przełożenia, przyspieszenia, prędkości na podjazdach.
A tylne koło - faktycznie biło. Złe zaplecenie.
- DST 17.58km
- Czas 01:17
- VAVG 13.70km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Kościerzyna i okolice + testy roweru
Sobota, 1 czerwca 2019 · dodano: 01.06.2019 | Komentarze 0
Kościerzyna
AVG: 13.61 km/h
MAX: 43.09 km/h
Po pierwsze testy. Po wczorajszym byłam pewna, że przednie koło jest źle zaplecione, ale dzisiaj wyszło, że mam niedopięte koło przednie. Dziwne. Dlatego zapięłam i przejechałam się po Kościerzynie i niestety... Bije. Biło znaczy się. Powyżej 20 było już to czuć wyraźne bicie, a powyżej 25 km/h jazda robiła się dosyć nieprzyjemna a przede wszystkim - niestabilna. Także... Kółko wymieniłam na poprzednie, na które na szczęście udało mi się założyć oponkę Durano :) Czyli - te nowe koła w zasadzie mi nie były potrzebne... Cóż... Wolałam jednak mieć pewność, że węższe oponki wejdą, więć kupiłam i dałam do zaplecenia. Teraz pewnie sobie poleżą jako zapasowe albo co.
Poza tym:
- udało mi się wszystko z sakw z narzędzi, dętek etc etc upakować w sakiewce na bagażnikowej. Szok. Da się. Ile to miejsca się zwolniło, a ile ciężaru mniej :)
- nakleiłam taśmę izolacyjną na bagażnik w miejscach gdzie opierają się sakwy
- wydłużyłam taśmy sakw aby było łatwiej je zakładać
- dokręciłam jeszcze jeden koszyczek na bidon z prawej strony co daje mi możliwość posiadania pod ręką aż dwóch izotoników/bidonów :) Czyli ca 2h jazdy bez konieczności stawania
- pobawiłam się hamulcami - podregulowałam przód ale i tak coś tam jeszcze trze, zupełnie jakby jeden z klocków czasami się nie cofał.. Ach te mechaniki. jednak co hydraulik to hydraulik :]
Jutro na Kaszeberundzie jadę bez sakw nie licząc tej małej na bagażniczku. Będzie lekko i przyjemnie :) (nadzieja)
Aaa i rowerek po zmianie opon i po odciążeniu bardzo ładnie reaguje na kopnięcia w pedały. :)
- DST 1.75km
- Czas 00:05
- VAVG 21.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Test po zmianie kół i opon
Piątek, 31 maja 2019 · dodano: 31.05.2019 | Komentarze 0
Ożarów
AVG: 22.12 km/h
MAX: 32.26 km/h
Zmiana kółek nieco mi zajęła, do tego jeszcze konieczne przełożenie kasety i na koniec poprawienie ubu hamulców tarczowych. Po wyjechaniu na asfalt - rowerek okazał się być znacznie lżejszy i chętniejszy do jazdy niż poprzednio. Niestety - przednie zmienione koło ma feler - bije góra-dól w związku z czym jutro w Kościerzynie czeka mnie próba zmiany koła z powrotem. Może wąska opona jakoś się przyjmie na szerszą obręcz. Jeśli nie - czeka mnie jazda na 2x Kojak albo sama nie weim, może 1+1 Kojak z przodu i Durano z tyłu.
- DST 48.39km
- Czas 02:07
- VAVG 22.86km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Do pracy i z powrotem
Czwartek, 30 maja 2019 · dodano: 30.05.2019 | Komentarze 0
Ożarów - Warszawa
AVG: 22.82 km/h
MAX: 40.09 km/h (uliczka pod domem!)
Wczoraj wieczorem dorzuciłam sobie troszeczkę do pieca i dzisiaj powinno być nieco słabiej - ale nie było. Wręcz przeciwnie było lepiej. Pewnie dzięki korekcji ustawienia klocków hamulcowych... :>
Rano leciało mi się tak sobie, organizm i mięśnie musiały się po prostu obudzić i zacząć pracować. Ale im dalej w las - tym lepsze wyniki. Połczyńską po DDRce przeleciałam czując, że mogę dokręcić mocniej. Z kolei na wylocie spod wiaduktów na Włochach miałam już zupełnie przyzwoite wyniki. No i ten brak zadychy. Ostatnie kilometry jechało mi się po prostu znakomicie. Czułam tą moc.
I ta moc objawiła się w pełni jak wracałam. Poleciałam dłuższą traską via Komorów i Pruszków. Na wylocie z Komorowa połknęłam stromiznę przy alejce drzew jakby jej nie było (" co tu tak płasko?"). A potem po drodze musiałam zaliczyć dwa miłe wiadukciki - jeden dość krótki ale stromy nad WKDką a drugi w Pruszkowie nad torowiskiem kolejowym. Ten to potrafi dać popalić... Pierwszy połknęłam przy 21-22 km/h (nie tak znowu wiele, kiedyś miałąm tam więcej). Potem dwie proste i właściwy "czarujący" wiadukt na którym dokręciłam ile mogłam - 20-21 km/h. Nie przypominam sobie, abym w tym miejscu miała takie wyniki wcześniej. Oczywiście na górze czekała na mnie z niecierpliwością zadycha i zjeżdżałam na dół dysząc jak sprinterka po 9 sekundach na 100m, no ale... Czego się nie robi dla umęczenia. Tzn zdobycia większego poweru. Trzeci wiadukcik nad A2 pokonałam już na resztkach. Udało mi się nie zejść poniżej 12 km/h :P
Na koniec moja uliczka pod domem. Spokoooojnie, spoookojnie na zakrętach przed... Jeszcze rondo... Kiedyś max na wyjściu z ronda miałam 27 km/h i byłot o średnio bezpieczne, a dzisiaj zobaczyłam ponownie ten sam wynik z trudem się mieszcząc na wylocie. I co ciekawe wcale nie musiałam mocno pedałować. Organizm dopalił ot tak sobie. No a potem wyścig do "40". Udało się - ale dopiero na koniec prostej po zakręcie czyli nieco słabo. Muszę jeszcze poćwiczyć, ale pierwsze efekty już są.
P.S. Czyli waga roweru (zmierzone 20.7 kg) nie ma znowu tak wiele znaczenia. Póki co.
- DST 32.55km
- Czas 01:27
- VAVG 22.45km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wieczornie dookoła komina
Środa, 29 maja 2019 · dodano: 29.05.2019 | Komentarze 0
Ożarów i okolice
AVG: 22.33 km/h
MAX: 33.86 km/h
Cisnęłam ile mogłam chcąc sprawdzić swoje przygotowanie przed Kaszeberundą. Szło mi naprawdę nieźle, chociaż początek byl kiepski bo z wmordewindem. Dopiero po 8km się rozgrzałam i nawet pokonałam mały wiadukt nad S8 z prędkością około 19 km/h. Wow! No prawie wow. Stać mnie na więcej.
A po powrocie, jak już wprowadzałam rower do garażu sprawdziłam obracanie się kółek i wyszło mi, że oba delikatnie trą o nieruchome klocki w hamulcach tarczowych... I ręce mi opadły po czym oczywiście to poprawiłam. Zobaczymy jak będzie jutro.