Info
Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 35541.45 kilometrów w tym 56.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad4 - 0
- 2024, Październik11 - 0
- 2024, Wrzesień11 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec17 - 0
- 2024, Czerwiec19 - 0
- 2024, Maj13 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec13 - 0
- 2024, Luty10 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad8 - 0
- 2023, Październik12 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień13 - 0
- 2023, Lipiec12 - 0
- 2023, Czerwiec12 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec15 - 0
- 2023, Luty8 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad15 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec13 - 1
- 2022, Czerwiec8 - 2
- 2022, Maj11 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 1
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik11 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 0
- 2021, Sierpień16 - 0
- 2021, Lipiec11 - 0
- 2021, Czerwiec11 - 0
- 2021, Maj14 - 2
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty3 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik6 - 0
- 2020, Wrzesień6 - 0
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec9 - 1
- 2020, Czerwiec12 - 6
- 2020, Maj11 - 3
- 2020, Kwiecień13 - 5
- 2020, Marzec15 - 4
- 2020, Luty13 - 3
- 2020, Styczeń2 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Listopad7 - 0
- 2019, Październik18 - 2
- 2019, Wrzesień12 - 0
- 2019, Sierpień18 - 0
- 2019, Lipiec13 - 2
- 2019, Czerwiec13 - 2
- 2019, Maj19 - 0
- 2019, Kwiecień7 - 0
- 2019, Marzec6 - 1
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad14 - 0
- 2018, Październik18 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień16 - 2
- 2018, Lipiec12 - 1
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj18 - 0
- 2018, Kwiecień17 - 0
Blue
Dystans całkowity: | 12479.32 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 591:18 |
Średnia prędkość: | 21.10 km/h |
Suma podjazdów: | 1661 m |
Liczba aktywności: | 227 |
Średnio na aktywność: | 54.97 km i 2h 36m |
Więcej statystyk |
- DST 50.41km
- Czas 03:12
- VAVG 15.75km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
3 wycieczka zlotowa
Sobota, 3 lipca 2021 · dodano: 06.07.2021 | Komentarze 0
Białystok i okolice
AVG: 15.73 km/h
MAX: 41.98 km/h
Kolejny wyjazd na Zlocie Rowerów Poziomych w Białymstoku, wycieczka do Supraśla na kapiel która odbyła się w Wasilkowie ;)
- DST 52.49km
- Czas 03:20
- VAVG 15.75km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
2 wycieczka zlotowa
Czwartek, 1 lipca 2021 · dodano: 06.07.2021 | Komentarze 0
Białystok - Kruszewo - Śliwno - Waniewo - Rzędziany - Saniki - Tykocin
AVG: 15.72 km/h
MAX: 36.79 km/h
Tutaj już moje nogi odmawiały współpracy, kondycja nie pozwalała na zbyt wiele a i porządne zmęczenie po wcześniejszej wycieczce dzień wcześniej dało mocno w kość. Ja już miałam pewne problemy z łażeniem po schodach.
Na szczęście po uzyskaniu pomocy od innych z powrotem do Bursy sama mogłam jej udzielić innym swoim blaszkowozem :)
- DST 117.90km
- Czas 05:58
- VAVG 19.76km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
1 wycieczka zlotowa
Środa, 30 czerwca 2021 · dodano: 06.07.2021 | Komentarze 0
Bydgoszcz - Supraśl - Krynki - Kruszyniany
AVG: 19.71 km/h
MAX: 49.98 km/h
Ja nie dam rady?!
No oczywiście, że... czasami może dam ;)
Ten wyjazd przywalił mi z grubej rury. Tamtego dnia poznałam nie tylko wspaniałe uroki Podlasia ale i jego pagóreczki i góreczki które dały mi popalić w obie strony. Do Supraśla całkiem całkiem mi szło, jechało się dobrze, a za nim powolutku brak kondychy dawał mi się we znaki coraz mocniej bo i wypłaszczenia coraz mniej już było i ciągłe podjeżdżanie robiło swoje. Do Krynek jakoś tam się dojechało jeszcze ale droga do Kruszynian obfitowala już w spływający pot i wyraźnie czułam rosnącą trudność wycieczki. Droga z powrotem do Krynek jeszcze jakoś wyszła bo i w tymże miejscu czekał na nas obiad, po którym zafundowałam sobie jeszcze loda i nawet udało mi się zdrzemnąć co pozwoliło odzyskać pewną część sił. Ale droga z powrotem to była już męczarnia. Górka za górka, podjazd za podjazdem. I nie ma kogo chwycić za ramę, przytrzymać się jakiego elektryka ;)
Do Bursy dojechałam padnięta, na szczęście na stole czekała już kolacja i wiele nie musiałam myśleć o posiłku bo to miałam podstawione pod nosek.
Przydałyby mi się trasy takie jak ta na Mazowszu do trenowania przed Kaszeberundą i innymi maratonami :D
- DST 93.26km
- Czas 04:13
- VAVG 22.12km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Do Sochaczewa i z powrotem
Sobota, 26 czerwca 2021 · dodano: 26.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Pilaszków - Zaborów - Leszno - Sochaczew - Stalowa Wola - Leszno - Zaborówek - Wąsy - Pilaszków - Ożarów
AVG: 22.08 km/h
MAX: 36.79 km/h
Miała być setka ale nie wyszło, bo w dalszym ciągu coś mam nie halo po tym jak się przetrenowałam. A może po prostu od nowa buduję formę, jaką miałam przedtem? No w każdym bądź razie wyniki są dość słabe.
Liczy się jednak nie tyle forma ile spalanie kalorii, a tych troszkę na pewno dzisiaj zgubiłam.
Przy okazji serdeczne pozdrowienia dla baraniego siusiaka, który w Sochaczewie skręcał w lewo z przyczepką wymuszając na mnie pierwszeństwo a na koniec zapominając, że na tej przyczepce ma wystająće dechy do tyłu, przez co musiałam dodatkowo awaryjnie hamować. Za takie manewry powinien być ostrzegawczy kop z półobrotu w czółko metalowym czubem buta... Zero pomyślunku, zero wyobraźni i przewidywania.
- DST 26.91km
- Czas 01:11
- VAVG 22.74km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
O wczesnym poranku
Poniedziałek, 21 czerwca 2021 · dodano: 21.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Jawczyce - Babice - Borzęcin - Ożarów
AVG: 22.66 km/h
MAX: 31.73 km/h
Z nie do końca zależnych ode mnie powodów położyłam się spać dopiero nad ranem, koło 3... Już świtało. I oczywiście ze względu na kolejny dzień upałow tak i ta noc była upalna, temperatura sięgała 21^C. Mojemu ciału żadna pozycja nie odpowiadała a jakby tego było mało pojawiły się małe, gówniane meszki, które koniecznie musiały fruwać dookoła i siadać gdzieś obok albo na mnie. I na koniec dorzucili mi się dyżurujący technicy dzwoniac z informacją o jakiejś awarii w systemie. Cool!
O godzinie 5 rano byłam z jednej strony wybudzona, z drugiej strony niewyspana. A widząc tak wspaniale rozpoczynający się dzień za oknem wpadłam na znakomity pomysł przejażdżki o poranku :) Tylko dokąd pojechać tak wcześnie rano i bez śniadania... Zaraz, śniadanie? Jawczyce... Tam jest srakumaku! Przejazd "tam" odbył się zasadniczo bezproblemowo. Oczywiście na miejscu restaŁŁracja zamknięta jeszcze, ale po chwili się otworzyli lecz tylko okienkowo nie wiadomo dlaczego. Może komuś nie chciało się podejść z kluczykiem do drzwi, cokolwiek. Po napchaniu się paszą wyjechałam w kierunku na Ożarów i za chwilę przed Broniszami już trąbił na mnie jakiś kretyn udajacy kierowcę, któremu się "coś" nie spodobało. Coś - nie wiem co. Może tom, że biednego zmusiłam do jazdy po środkowym pasie podczas wyprzedzania? No bo jak on myślał? Że będę jechała przy i po krawężniku aby Jaśnie Wielmożny Hrabia Co Psom Dupy Obrabia mógł zmieścić się na tym samym pasie co ja? :) Taki **** jak słonia nos! :)
Po drodze dostąpiłam kolejnych zaszczytów w rodzaju wyprzedzania na milimetry bo przecież Hrabiom za kierownicami ich przewspaniałych kilkunastoletnich złomów i rzęchów tak się spieszy z rana, że nie powstrzymają się i będą taranować jak tylko będzie trzeba, byleby szybciej do pracy w tak wspaniały poniedziałkowy dzień...
Wycieczkę musiałam skończyć wcześniej, gdyż Organizm oświadczył mi dość mocno że nieprzespana noc to raz, a dwa to szykująca się "2" do opuszczenia trzewi.
- DST 41.14km
- Czas 01:49
- VAVG 22.65km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Zero
Czwartek, 17 czerwca 2021 · dodano: 17.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno - Blonie - Ożarów
AVG: 22.44 km/h
MAX: 40.80 km/h
Zero przyrostu a wręcz spadek względem tego co zrobiłam we wtorek. I nie wiem o co chodzi. Zupełnie tak jakbym wpadła w jakieś przetrenowanie czy coś ale przecież wg Dzikiego Trenera takich rzeczy nie ma. Więc o co chodzi? Dlatego to co mogłam pokonałam na niskim poziomie zużywania tego co miałam, aczkolwiek na uliczce pod domem pozwoliłam sobie na sprint do 40, który kosztował mnie naprawdę dużo.
- DST 47.20km
- Czas 02:03
- VAVG 23.02km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Po nowe buty SPD
Wtorek, 15 czerwca 2021 · dodano: 15.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Pruszków - Komorów - Janki - Warszawa - Janki - Komorów - Pruszków - Ożarów
AVG: 22.86 km/h
MAX: 39.68 km/h
Mimo trwającego wqrwienia zebrałam się i pojechałam do znanego sklepu francuskiej sieci aby poprzymierzać i kupić to co wyda mi się najlepsze. Moim łupem padła ostatnia para w moim rozmiarze RockRider MTB, które są może ciutkę miękkie i bardziej przypominają obudowane tenisówki czy trampki, ale dobrze się w nichc hodzi a i ból stopy jeśli nie znikł całkowicie to przynajmniej nie jest tak odczuwalny. Oczywiście to się zmieni z czasem a jak już zakładam że to zalezy od cholernej wkładkiw butach, która się wyrabia z czasem i przez to moje stopy nie pracują tak jak powinny. Bo na logikę: jeśli podczas pedałowania każdy obrót korb będzie powodował ból stopy to bedziemy starali się pedałować mocniej czy słabiej? Jak określić stopień zmęczenia nogi i mięśni kiedy ból stopy przyćmiewa te wrażenia i odczucia?
Nie da się, a przynajmniej ja nie umiem. Skupiam się na bólu i metodach jego likwidacji a odczucia płynące z mięśni nikną w tle.
Wróciłam też do gąbki pod pupcią i jest lepiej, nic nie ociera, nic nie uciska, jest miękko i jedzie się przyjemniej.
Kondycyjnie coś jest ale chyba jeszcze mniej niż było, wytrzymałość mięśni nóg pozwala mi na ładowanie na niskich obrotach full power pod górkę ale to chyba jeszcze nie jest pełnia tego na co stać moje nogi. Zwłaszcza po ostatniej niedzielnej imprezie.
- DST 175.09km
- Czas 08:36
- VAVG 20.36km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszeberunda
Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 14.06.2021 | Komentarze 0
Kościerzyna i trasa Kaszeberundy + dojazd do miejsca startu i powrót
AVG: 20.33 km/h
MAX: 52.81 km/h
Aby mieć pełną wizję, trzeba poznać całość więc ten wpis będzie dosyć długi. I dobrze, będę miała co czytać po latach :D
Ten sezon zaczynałam praktycznie pod koniec kwietnia, jak pogoda się ustabilizowała na tyle ile powinna w takim miesiącu. Zatem czasu miałam nieco mało, ale to co miałam starałam się wykorzystać w 100%. Różnie z tym bywało, ale plan moim zdaniem wykonałam w 92.75%. Liczę to tak, że zgodnie z założeniami nie chciałam być w gorszej kondycji jak 2 lata temu na Kaszeberundzie - na tegorocznej Kaszeberundzie. Wówczas miałam przejechane około 2.000 kilometrów, w tym roku udało mi się przejechać przed imprezą 1855, a więc po podzieleniu obecnego dystansu przez poprzedni wychodzi 92.75%. Czyli całkiem nieźle. A w zasadzie to bardzo dobrze, biorąc pod uwagę jakość treningów tegorocznych, które nie były tylko samym nudnym kręceniem. Tu było coś więcej. Znacznie więcej.
W pogoni za przygotowaniem, bazując na własnych obserwacjach nieco ponad tydzień temu postanowiłam sprawdzić się w terenie i to zrobiłam w okolicy Bydgoszczy, dzięki czemu nogi nabyły nowe doświadczenia. Oczywiście nie wystarczyła mi 1 dniowa wycieczka, więc dobiłam się w niedzielę drugą i to mogło zadecydować o tym, że się wypompowałam na tyle mocno, że Organizm potrzebował więcej czasu na regenerację, którego to czasu mu zabrakło. W środę czułam, że przyrostu formy nie ma i jest pewien spadek ale miałam nadzieję na zregenerowanie do niedzieli, co niestety się nie udalo. Dlaczego? Cholera wie. Na pewno Organizm dostawał wszystko to co powinien.
Przed startem jadąc na miejsce gdzie zaczynał się maraton już odczuwałam, ze czegoś jakby brakuje, ale wiadomo że Organizm nierozgrzany więc to jeszcze mogłam zignorować. Ale na trasie było już gorzej. Po prostu brakowało kondycji, Organizm nie bardzo chyba wiedział co ma robić ale jakoś tam dobrnęłam do Borska i wsunęłam niezłe śniadanie i po nim ruszyłam dalej w drogę, ale im dalej tym ciutkę słabiej. Zabrakło mi drugiego punktu przy szkole, a kolejny był dopiero w Laskach. Już wtedy czułam, ze jest kiepsko, że nie jestem w formie, że coś jest nie tak, że za duzo rzeczy mi też przeszkadza - zbyt twarde buty SPD, zbyt wpijające się w prawe podudzie ventisit. W końcu dojechałam do rozstaju dróg i tras na 120 i 200 km i tam stanęłam na ~10 minut. Napić się, podeżreć coś słodkiego... przed podjęciem decyzji czy w lewo czy prosto. 200? Czy 120? Oczywiście zgodnie z planem ostatecznie ruszyłam na 200 ale przez kilka następnych kilometrów zatrzymywałam się jeszcze 2 razy pytając siebie samą czy na pewno dam radę? Tutaj przyszedł z pomocą opracowany wcześniej sposób radzenia sobie z takimi wyborami - mam notatkę z tytułami energetycznych utworów muzycznych - więc i tym razem poleciał Alone Tonight Above & Beyond. Startujące rakiety pomagają i to bardzo - więc chwilę potem jechałam dalej ciesząc się z dokonanego wyboru. Jednocześnie mając pewne wątpliwości czy aby na pewno? Bo co z tego, że dojadę jakoś potem do mety - której może już nie będzie - jeśli potem będę znacznie dłuzej dochodziła do siebie po jeszcze większym wysiłku i przez to opóźnię swój dalszy rozwój?
Mimo to parłam do przodu ile mogłam i wkrótce dojechałam do Lasek, gdzie wchłonęłam banana i po kilku chwilach ruszyłam dalej, za małą grupką chłopaka i dwóch dziewczyn. uciekali mi nieco, ale po kilku minutach ich dogoniłam i ciągnęłam jak mogłam na kole, albo gdzieś z boku chwilami wchodząc w grupę aby nie hamować na małych zjazdach. Jakoś to szło, czułam że mam pewien zapasik mocy, tempo było momentami prawie spacerowe. Prawie. Bo jednak im głębiej w las tym więcej trudu musiałam z siebie wydobyć aby ciągnąć tak jak oni. I za Swornymigaciami pojawił się kryzysik an jednym z dłuższych podjazdów, grupka mnie wyprzedziła i pooooszła dalej a ja zostałam sama. Pomachałam im jeszcze jak to mam w zwyczaju i... dogoniłam chwilę potem. Scenariusz ten powtórzył się jeszcze raz ale przy kolejnym odejściu zostałam już sama i to się nie zmieniło do zjazdu z DW236. Niedaleko dalej pomiędzy Jeziorami Małym i Dużym Głuchem stanęłam i zrozumiałam, że w zasadzie no to mam lekko przerypane. Najdalszy zakatek trasy a ja... sama nie wiem co mam robić. Energii brak, wydolność Organizmu została w Bydgoszczy tydzień wcześniej. A wiedziałam co mnie czeka po trasie - czyli znamienite podjazdy na trasie do Ugoszczy, gdzie jest coś co boli a jakby było mało jeszcze, to za DK20 czeka Półczno i Sulęczyno. Ten drugi taki taki cudowny :D Jak się jest w formie to się przelatuje i zastanawia gdzie te takie okropności są. A jak się formy nie ma tak jak ja nie miałam to się człowiek wnerwia bo noga nie podaje. Dlatego kiedy ponownie pojawił sie przy mnei Ratownik na motocyklu, dałam Mu znać że odpadam. On mi zaproponował serwis rowerowy ale... Na liczniku tylko 103 kilometry... A ja chciałam tego dnia zrobić co najmniej 120, tyle ile wynosiła średnia trasa. Dlatego pokręciłam główką - nie, nie trzeba dam sobie radę i pojadę do Kościerzyny sama... Bo przecież wg map gugla mam do przejechania tylko 68 kilometrów, prawda? :P Albo 80... Jak kto woli.
I te 68 to nie było proste zadanie, dwukrotnie musiałąm się zatrzymywać i po prostu regenerować siły. A czy dałabym radę jednak podjechać te urocze miejsca o których wspomniałam wcześniej? Na to pytanie odpowiedział mi podjazd na DK20 tuż przed Kościerzyną. Kategorycznie stwierdził: nie.
Łącznie zrobiłam 175 kilometrów i wg sprawdzenia w RWG po mojej trasce wyszło spokojnie >200 metrów mniej podjazdów.
I tu aspekty jakie musiałam wziąć pod uwagę:
- ukończenie maratonu?
- buty SPD będące bolesnym końcem moich dolnych konczyn
- siedzenie i ból pułdupka
- brak formy, szybkie męczenie się
- niewielką różnicę pomiędzy 168-170 km a 200 kilometrami na końcu
- zamykane bufety po drodze, które moga być już nieczynne
- ciągnące się patrole motocyklistów (szacun rzecz jasna), czekające na ostatnich maruderów czyli na mnie...
- nieczynną metę na koniec
- jeszcze dłuzszą regenerację która i tak nie byłá pełna - tu się kłania wykresdik z friela bodaj o tym jak to jest jak się wpadnie w dół przetrenowania. Oczywiście Dziki Trener twierdzi że nie ma czegoś takiego jak przetrenowanie, ja stwierdzam że nie wiem komu mam wierzyć i ma to wedupie. Pełnej regeneracji nie osiągnęłam przed Kaszeberundą.
- wolność - czyli robię co chcę po zjechaniu z trasy i przerwaniu udziału w Imprezie
- tak czy owak do pokonania 68 kilometrów samotnie po terenie Kaszub, które do płaskich jak wspomniałam wcześniej nie należą
- marudzenie znajomych: "nie dała rady!" Ojeeeej. Sram na to. Zapomniał wół jak cielęciem był.
- "ale kilka lat wczesniej zrobiłaś mimo iż w ogóle nie miałaś formy". I jak potem wyglądałam? Jak TRUP? Który nie jest w stanie ustać? Który trzęsie się jak osika? Na co mi to i jak to wpłynie na mój dalszy trening?
- "walczy się do końca!" a to sobie walczcie. Powodzenia. Ja machać motyką w kierunku Słońca nie zamierzam :D
Wiem jedno - 99% polskich rowerzystów jeżdżących w Polsce nawet nie marzy o tym żeby przejechać 100 kilometrów na raz, nie mówiąc o wzięciu udziału w takiej imprezie jak Kaszeberunda. Więc nawet jak nie przejadę pełnych 200 kilometrów a tylko 170 to i tak jestem "Above & Beyond" zasięgiem 99% rowerzystów ;)
P.S. Próba robienia na siłę 120 kilometrów była błędna. Zjarałam wszystko co miałam, z czego mogłam wyciągnąć to wyciągnęłam i wróciłam do bazy noclegowej po prostu pusta. Zajechana. Gdybym zrobiła sobie tak jak zrobiłam na tym 55 kilometrze ta przerwę i potem kolejną juz na punkcie na średnim dystansie, tam odpoczęła jeszcze trochę i potem kontynuowała w podobny sposób przejazd to z całą pewnością do domku bym dojechała szczęśliwa i mając jeszcze kilka % energii. Również regeneracja nie trwałaby tak długo i ja sama nie czułabym się jak wypluta i nie chodziła wqrwiona na wszystko przez następne 24 godziny.
P.S.2 Pewną przyczyną niezregemnerowania się mogła być mniejsza ilość snu - wychodziło mi jakieś 5-6 h średnio kilka dni pod rząd po przebojach w Bydgoszczy.
- DST 60.24km
- Czas 02:42
- VAVG 22.31km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Okolice
Środa, 9 czerwca 2021 · dodano: 09.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Białutki - Białuty - Błonie - Grodzisk Mazowiecki - Milanówek - Brwinów - Pruszków - Ożarów
AVG: 22.26 km/h
MAX: 41.19 km/h
Na ostatnich kilku kilometrach zrozumiałam jak nabrać siły a nie tylko samej wytrzymałości. Cool. Ale od początku.
Ale mi się nie wiem jak nie chciało to ciężko przyznać, ale wzięłam się i zmusiłam i wyszłam z rowerkiem na rowerek. Tak prawdę powiedziawszy to nie tylko na rowerek ale i na obiadek w znanym doskonale miejscu ale o tym sza, pomińmy te słabsze strony wyżywienia... :P Zatem z racji dystansu zdecydowałam się na Białutki i Białuty i tamtedy pognałąm starając się powalczyć powyżej średniej możliwości z wiatrem, ale tak aby się nie zajechać bo w tym tygodniu celem nie jest zajeżdżanie się, ale dalszy mały rozwój, podtrzymanie tego co juz jest i lekki odpoczynek przed Kaszeberundą, która ma miejsce tuż tuż za momencik czyli w niedzielę. Z Białut poganałm po prostej DW do Błonia, gdzie usiadłam, zjadłam i wyszłam - tak w skrócie. Przed wyjściem jeszcze spojrzam na mapkę, stwierdziłam że nie, Wawrzyszewa nie chciałam zrobić tym razem bo nie i już i poleciałam na Grodzisk, mimo iż w pamięci miałam bardzo nieładne, chamskie zachowania kierowczyków tirolotów. I poleciałam dochodząc do DW przez lokalne miejskie. Na moje szczęście ruch do ronda na szczycie przy A2 był stosunkowo niewielki, jechało się zupełnie fajnie. Tak samo po drugiej stronie, aż do zjazdu i skrętu na Grodzisk. A potem dogonił mnie jakiś RABEN... Dogonił i zaczał trąbić i trąbić... I trąbić... No to co ja mogę zrobić? Wyjechałam grzecznie bardziej przed niego, zwolniłam - a nuż coś się dzieje nie tak? Może coś z rowerkiem? Zatrzymałam się, zsiadłąm z roweru słysząc jak ten tirolot za mna parska po zatrzymaniu, jego kierowczyk jak poprzednio trąbił... Oglądam się za siebie, facio coś tam pokazuje na różowy chodnik po prawej i coś tam u siebie gada - czego w ogóle nie słyszałam. Poikazuję mu, żeby wyjął słuchawki z uszu (!tak! kierowczyk miał słuchawki w uszach :D)m, a on dalej coś tam trąbi i coś mi wskazuje na chodnik. Wzruszyłam ramionami, siadłam na rower i pojechałam dalej. Ale faciu dogania mnie, znowu trąbi. I o co mu chodzi? Ponownie zwalniam, ponownie się zatrzymuję - wiedząc doskonale że takiego weqrwionego kierowczyka każdorazowe moje zatrzymania wqrwia jeszcze bardziej ale... o to chodzi :D Niech tylko wyjdzie z szoferki, niech się ładnie pokaże do kamerki... Ale nie. Nie wysiadł, tylko dalej podqrwiony coś tam pokazuje na prawo, na prawo, na prawo... Patrzę na prawo, postałam tam chwilę, drugą, popatrzyłam na niego... I ruszyłam dalej, ale obok był przystanek to zjechałam bo głupiemu durniowi lepiej ustąpić, bo a nuz odwali coś głuipiego? Oczywiście zjeżdżając nie zapomniałam o właściwym pożegnaniu kierowczyka międzynarodowym gestem pożegnania :D
Przypomnijmy więc raz jeszcze:
- klakson nie służy do nadużywania, używa się go tylko w razie niebezpieczeństwa. Trąbienie na rowerzystów w takich sytuacjach jest absolutnie naganne gdyż może przerazić rowerzystę i spowodować wypadek
- od karania rowerzystów jadących tam gdzie nie powinni jest milicja i inne służby a nie byle kierowczyk z RABENu
- jeśli pan wielmożny kierowczyk nie umie się powstrzymać to nie tylko nie powinien być kierowcą zawodowym ale nie powinien mieć prawa jazdy nawet na hulajnogę (!)
"A jak ty byś jechała to....."
To co? Ileż razy jadąc osobówką miałam przypały robione przez kretyństwo jadące byle jak, nie wiedzące jak jechać, pędzące po Ax z prędkością 100 km/h i wstrzymujące ruch i... I co? I nie trąbiłam, nie machałam grabiami, nie wyzywałam. Jeśli ja mogę, nie bedąc kierowcą zawodowym jechać normalnie, łagodnie i kulturalnie wobec innych, nawet tych co jadą gorzej niż ja - to ten zawodowiec MUSI to robić TYM BARDZIEJ.
A jeśli nie umie lub nie chce - to czas oddać prawko i zająć się np hodowaniem szypiorka. Albo grzybków w kiblu.
Uprzedzam lojalnie wszystkich takich samych jak on. Dzisiaj zatrzymałam się _tylko_ 2 razy, następnym razem zatrzymam się na dłużej, odlożę rower na jezdnię, podejdę do szoferki z telefonem i nagram dokłądnie kierowcę wzywając przy tym milicję do podejrzanie zachowującego się kierowcy - prawdopodobnie pijanego :D Wniosek jaki będzie z tego będzie taki:
- ja dostanę mandat w wysokości 50-100 złotych
- on dostanie mandat za stwarzanie zagrożenie w ruchu lądowym
- jego tachometr tyka, na przyjazd milicji straci co najmniej z pół godziny jak nie godzinę = nie dojedzie do miejsca przeznaczenia lub wybranego miejsca odpoczynku, sorry... lajf is brutal...
"Ale ty jesteś chamska!!!"
No jasne... SETKI RAZY jadąc rowerem czy samochodem przepuszczam TIRy wszędzie gdzie tylko się da. Zawsze jak mogę się zatrzymać - zatrzymuję się i puszczam. Zdarzyło mi się też schodzić z roweru, zatrzymywać ruch innych aut, aby ten TIR mógł wyjechać na drogę. I w zwią zku z tym MAM PRAWO oczekiwać przynajmniej 1/100 tego co ja daję im i przepuszczenia mnie i zrozumienia, że NIE, w tym miejscu z jakiegoś powodu nie pojadę po chodniku czy innej chodnikopodobnej śmieszynce rowerkowej.
"Kierowca mógł mieć zły dzień..."
Aha, dlatego ja w swoim samochodzie mając złe dni mogę zapieprzać 200 km/h wszędzie gdzie zechcę? Po to jest po testach i po odpowiednim szkoleniu na kierowcę zawodowego aby zdawać sobie sprawę z tego CO prowadzi, i że to waży nie 15 kg jak rower ale 40 TON.
- DST 52.23km
- Czas 02:36
- VAVG 20.09km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Szarańcza
Niedziela, 6 czerwca 2021 · dodano: 07.06.2021 | Komentarze 0
Bydgoszcz - Kotomierz - DK56 X DW256 - Kusowo - Dobrcz - Bydgoszcz
AVG: 19.97 km/h
MAX: 45.22 km/h
Nocka w namiocie była twarda i średnio się wyspałam, ale zawsze te kilka godzin na płask było i część zmęczenia ze mnie zeszła. Obudziłam się jakoś tak z powodu rosnącego ciepła, na zewnątrz robiła się kolejna "lampa" i czas było zbierać się i udawać biegusiem na śniadanie do srakamaka... ;) No tam najlepiej mi smakuje żąrcie "na obczyźnie" bo zawsze wiem jak ma smakować ;)
Pakowanie namiotu zajeło mi niestety kilka minut bo musiałam oczyścić podłogę z mokrej ziemi, ptoem jeszcze toto dokładnie zwinąć, dorzucić górę... Ale w końcu byłam gotowa i opuściłam "Zimne Wody" z uśmiechem na ustach i gotowa do kolejnych kilometrów na rowerze.
Srakamaka odwiedziłam na Marszałka Focha czyli standardowo, jak kiedyś. Dwa tosty, srakmuffin farmerski i można rozmawiać o jeździe dalej - rowerowej. Jednak w tym celu musiałąm się przenieść na Myślęcinek gdzie już wjeżdzając na uliczkę Rekreacyjną widziałam pozajmowane wszystkie miejsca, włącznie z tym które sama zajęłam dzień wczesniej. No i ta Rekreacyjkna i tyle samochodóœ stojących tam dalej... A czy da się już przejechać przez mostek do Niemcza? Poleciałam samochodem na sam koniec, sprawdziłam że niestety ale nie. Ale wracając zobaczyłam... poziomkę :D No i zawróciłam, dogoniłam, zatrzymałam... I godzina stania i gadania z życia :D
Po spotkaniu wróciłam na bliższe petli tramwajowej miejsca i wjechałam w las jak wczesniej licząc na cokolwiek do stanięcia tam, ale niestety. mało miejsca, bardzo ciasno i jakoś wolałam aż tak głęboko samochodu nie zostawiać. Dlatego wycofałam się i dołączyłam do ciągu samochodów parkujących wzdłuż Rekreacyjnej na jej ukośnym odcinku idącym na pólnocny zachód. Chwilę potem za mną stanęły kolejne samochody i kolejne... Mimo iż była ledwo co trzynasta godzina to ludzi zjeżdzało się coraz więcej. Cóż, park w Myslęcinku jest znakomitym miejscem na odpoczynek i nie można się dziwić masowym przyjazdom mieszkańców Bydgoszczy w to miejsce. Można się jednak dziwić zachowaniom niektórych z nich ;P
Wyjazd zajął mi nieco mniej czasu, nie musiałam się już przejmować paroma detalami potrzebnymi na wieczór i w nocy, aczkolwiek złamany uchwyt na smartfona pozbawił mnie paru % szczęścia. Nie dość że nowy wydatek to jeszcze brak pełnej przyjemności ze słuchania podczas jazdy. I kilka chwil potem już się toczyłam na ulubiony asfaltowy wjazd do parku, od razu widząc rosnący ruch ludzi i pojawiających się rowerzystów, którzy nie do końca chyba wiedzieli już co się dzieje przed nimi i robili dość gwałtowne manewry. Na szczęście doświadczenie moje poradziło sobie z tymi paroma przypadkami ale też miałam chwilę zgrozy. Oto z przeciwka jechała paniusia dość młoda, która zapomniałą chyba o Bożym Świecie, kierując się idealnie na mnie. Szczęście moja porządna trąbka wybudziła ją z letargu i minełyśmy się przy akompaniamencie jej głośnego PRZEPRASZAM!!! Wspaniale, że mnie przeprasza, że zauważą swój błąd, szkoda że po czasie, kiedy spotkaniowa wynosiła już 40-50 km/h i co by było gdybyśmy się zderzyły czołowo? Ja pewnie bym to jakoś zniosła... W końcu mam suport z przodu i ostre zębatki i pedały... A ona? Głowa z przodu. I co? OIOM? Warzywko?
Na podjeździe w Myślęcinku podobnie jak dzień wcześniej dłuższe chwile mordowania się, powiększone o zmęczenie mięśni z dnia poprzedniego jednak obyło się bez zrzucania z przodu z blatu na mniejszą tarczę więc sobie jakoś_tam poradziłam. Ciężko żebym sobie radziła znacznie lepiej, jeśli tam nie jeżdżę na co dzień ;)
Dalsza trasa to standard - kierunek Kotomierz, jednakże z wykorzystaniem niektórych elementów powstałej w międzyczasie infrastruktury rowerowo-rekreacyjnej. No niestety braki są, nie ma oznakowania lub jest ono niepełne, a niektóre zjazdy i wjazdy wołają o pomstę do "inszyniera-insztalatora" który toto projektował i wykonywał. Mimo wszystko odniosłam wrażenie że poprzez zmianę kieurnku wiatru jechało mi się nieco lepiej, ale może to tylko złudzenie. W Kotomierzu zatrzymałam się wyrzucić już pusta butelkę po osiku po czym w miarę wcześnie wjechałam na śmieszynkę rowerową nie tyle co z chęci uniknięcinia spotkań z samochodami ile z chęci przejazdu w ciszy i spokoju. To mi dało bezproblemowy wyjazd na DK5, gdzie obecnie trwają wielkie prace nad przerobieniem tej trasy na ekspresówkę i mój pobyt tam nie należąl chyba do mile widzianych bo pobocza często nie ma już, a powstające jezdnie wymagają przesunięcia jezdni DK5 na bok co z kolei skutkuje zwężeniem drogi i spowolnieniem ruchu a kiedy pojawia się tam nie najszybszy rower to już robi się średnio szybko. Dlatego w Kusowie odbiłam na bok i skierowałam się na Dobrcz, skąd wyjechałam w Pyszczynie i skręciłam na Bydgoszcz. Ta sama trasa, tak często pokonywana kilka lat wcześniej a jednak ciągle sprawiająca dużą dozę przyjemności. Aczkolwiek powstała ścieżka rowerowa nie jest najlepsza nie tylko dlatego że powstała w takim charakterze (ok, asfalt nie jest zły, jest ok) ile także przez to że naruszyła cichy zakątek z wiatą w pełnym lesie. A las jest piekny - ta cała masa zielnie, te wszystkie barwy zielonego odcięte pięknym letnim niebem ze słońcem - to jest to co chyba kazdy lubi i ceni. I to tam jest. Zresztą sam las na Myślęcinku jest przepiękny, to jest super miejsce do spacerów, do przejażdżek rowerem po lesie (nie po ścieżkach asfaltowych, tam trzeba mieć górala). Tuż przed Żołędowem wybudowali ekspresówkę S5 - kiedyś nie było tam kompletnie nic, nie licząc drogi prowadzącej na Augustowo. Dzisiaj w swego rodzaju dosyć niewielkim wykopie pędzą samochodu, na szczęscie dośc mało słyszalne we wsi obok i mało dokuczliwe dla jadacych ulicą Kotomierską na południe czy północ. W Żołędowie jest również to miejsce, ten przystanek PKS na którym zmęczona siedziałam ze 2 razy w 2013 i 2014 roku. Wtedy na jesieni i w zimie to miejsce wyglądało odpychająco, czułam się przytłoczona tą szarością, all w lecie, w pełni słońca nawet taki brzydki przystanek sprzed lat, za czasów PRL ma swój pewien mały urok. Dla mnie to miejsce przypomina mi, że tu spędziłam kilka dłuższych chwil odpoczywając po tym jak koledzy przepędzili mnie po raz pierwszy po kujawsko-pomorskim kiedy ziałam i dyszałam a oni pędzili jakby nie odczuwali zmęczenie :) To jest właśnie taka wydolnosć Organizmu, która tworzy się w takich miejscach, gdzie nie ma płaskiej równiny, gdzie nie ma 1 kilometra bez choćby mikrego ale odczuwalnego podjazdu. Niestety droga na południe przez Jagodowo już taka przyjemna do końca nie jest ponieważ "inszynierowie-insztalatorzy" zrobili po jednej ze stron drogi "ścieżkę" rowerową, teoretycznie z asfaltu, teoretycznie w miarę jako taką, ale przez to że jest oddzielona od jezdni to jest zanieczyszczona jak nie żwirkiem, to piachem, błotem i wszystkim tym co wyrzucą spod kół samochody. Do tego oddzielenie jej od jezdni plastikowymi czy gumowymi elementami utrudnia wjeżdżanie i zjeżdżanie z niej.
Za rondem w Niemczu są już tylko dwa kroki do początku zjazdu do parku w Myślecinku. Zjazdu, który czy na Żółtku czy na FWD pokonywałam z dużymi prędkościami, często przekraczając 50 km/h. Zjazdu często zajętego przez rolkarzy, deskorolkarzy i podjeżdżające pod górę rowery. W tym miejscu nie ma miejsca na słabe hamulce wibrejkowe a chwila zadumy może się skończyć wypadkiem. W niedzielę wjechałam tam utrzymując "tylko" 43-45 km/h ale taki jest pewien minus wysokiego SWB oraz wiatru z nieodpowiedniego kierunku czy chwilowego przyhamowania dla zwiększenia bezpieczeństwa. Kto jeździ szybko = ten nie hamuje ;) Na mostku miałam tylko >30 km/h, jednak wydaje mi się, że było to wiecej niż kilka lat wcześniej kiedy jeździłam na mniejszych kółkach 20".
Po skręcie w lewo i przejechaniu kilkujdziesięciu metrów wjechałam... w tytułową szarańczę. Szarańczę ludzi. Kłębowisko, gdzie każdy idzie i robi co zechce bez specjalnego oglądania sie na innych, a za to z myślami tylko o sobie. A to znakomicie utrudnia poruszanie się i kilka chwil mi zajęło nim doptarłam do Gdańskiej i do części parku z barami i fastfoodami. I oczywiście nie dosć, że ceny wyższe niż w takiej Stopce to jeszcze chmara ludzi, mega kolejki i biegające dzieciory a na dodatek okazało się, że nie można w jednym "okienku" zamówić pełnego dania. Szok. No bo jak tio>? Mam żreć na obiad kiełbasę z rożna z bułą jak na śniadanie? Na co mi buła jak ja potrzebuję frytek czy ziemniaków? A mogłam jechać do Stopki. lecz czy tam dałabym radę pokonać po raz koleny 10% nachylenie na podjeździe? Może dałoby się je jakoś ominąć ;) I miałabym extra kiełbaskę ze wszystkim co chciałam :D
Na Myślecinku pobyłam jeszcze tylko kilka chwil - byle do samochodu, spakować się, rzucić okiem na wspaniałą zieleń i niestety - czas do domu. Na Rondo Jagiellonów aby tam spojrzeć na sekundę na mijany dom gdzie mieszkałam dwa lata i dalej na południe.
Okolice Bydgoszczy są piękne na rower i mogę każdemu polecić to miejsce do aktywnego odpoczynku. Trzeba tylko mieć trochę przygotowania do pokonywania niektórych pochyleń ;)
Tęsknię do tego miejsca i bardzo mi się ono kojarzy z pewnym okresem w moim życiu kiedy wszystko było trochę prostsze, kiedy sama mogłam decydować o tym co robię i nikt nie wchodził mi w drogę a ja mogłam się skupić na normalnym życiu i pracy w zupełnie dobrej i przyzwoitej firmie.