Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 39250.08 kilometrów w tym 66.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 52.09km
  • Czas 02:07
  • VAVG 24.61km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem przez Babice

Czwartek, 18 lipca 2019 · dodano: 18.07.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa (powrót przez Powstańców Śląskich, Marymoncką, Trasę Mostu Północnego, Nocznickiego itd)
AVG: 24.1 km/h (24.6 km/h do pracy było)
MAX: 42.0 km/h

Prawdę powiedziawszy nie spodziewałam się jakiejś nie wiadomo jakiej średniej a tu proszę... Dojechałam do pracy, paczę a tu 24.6 km/h. Niezła kondycja i brak korków (wakacje) robią swoje i da się przejechać. W drodze powrotnej też starałam się pogrzać na tyle ile mogłam na śmieszynkach, które chciałam obejrzeć i sprawdzić jak wyglądają. No i niestety ale NIE. "Karuzela co niedziela!" czyli slalomy giganty i zakręciki o 90^ jeśli nawet nie przy ekierce to koniecznie tak, aby dało się wejsć w zakręt mając max 10 km/h i ani cm/h więcej. Część śmieszynek jest już z asfaltu ale dużo jest niestety z fazowanej kosteczki downa. I to takiej niekoniecznie świeżej, a więc już jazda po niej zaczyna być jazdą terenową.
Beluga przedwczoraj zdobyła nowe hamulce hydrauliczne, dzisiaj przeszły kolejny raz test i muszę napisać, że to jest rewelacja jak one ślicznie hamują. Niestety została mi jeszcze jedna linka idąca pod widelcem nad kołem, którą koniecznie muszę wymienić - to linka od przerzutki tylnej i już czuję na niektórych biegach "niechęć" do zmiany na nie.


Kategoria SWB Beluga


  • DST 73.79km
  • Czas 03:17
  • VAVG 22.47km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem przez Piaseczno

Wtorek, 16 lipca 2019 · dodano: 16.07.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
AVG: 22.3 km/h
MAX: 43.1 km/h

Rano do Warszawy jechało mi się bardzo fajnie, wręcz nawet przyzwoicie. Prędkość średnia przy pracy wynosiła 24.4 km/h czyli tyle ile powinno zawsze być. A zatem dłuższa przerwa po PTJ wcale nie była taka znowu zła, Organizm się zregenerował tak jak powinien - o czym świadczyły osiągi.
Po południu skoczyłam jeszcze na kilka chwil na Ursynów i tam przy okazji kupiłam komplet hamulców hydraulicznych tarczowych Shitmano: tył BR397 i przód BR447. Spakowałam się i poleciałam dalej na południe co by dobić jeszcze kilka kilometrów. W Piasecznie przebiłam się jako tako na lokalną wylotówkę na zachód, ale dopadł mnie deszcz więc schowałam się na przystanku. Nuda nuda, szkoda czasu - wymienię sobie hamulce. Niestety coś było nie tak z przednim, tarcza hamulcowa ocierała o sam hamulec. Przydałaby się podkładka albo ze dwie pod śrubami mocujacymi hamulec do adaptera - ale oczywiście takowych przy sobie nie wożę aktualnie bo i po co? - więc podskoczyłam na chwilkę do Franca i tam dokonałam reszty pracy i regulacji. Rezultat: hydrauliki działają jak brzytwy. Znacznie lepiej niż mechaniczne M385, wśród których i tak bym musiała niebawem wymieniać klocki w tylnych. Wyjeżdżając z osiedla napotkałam na jakiegoś dziwnego gościa w samochodzie... Facetowi mocno przeszkadzało mruganie mojej lampki przedniej. Poradziłam mu aby udał się do okulisty, a ten odpowiedział że bywa u takiego co miesiąc, ze względu na charakter pracy. Hm? I kontynuując dalej powiedział że jest policjantem wydziału ruchu drogowego. Jassssne, a ja królową Boną :D
Zmiana hamulców była dobrym pomysłem - uzyskałam pewność hamowania w każdych warunkach a zrobienie od razu 2 hamulców dało mi dodatkowe bezpieczeństwo podczas powrotu do domu w padającym deszczu :]
W ogóle to dzień z debilami na drodze. Na Dolinie Służewieckiej jakaś małpa w złotawej blaszce niepomna mojego znaku zmiany pasa specjalnie nadleciała za blisko z lewej trąbiąc. Bo przecież obok na chodniku jest DDRiP to trzeba zmusić rowerzystkę do zjechania tam, nawet poprzez rozjechanie jej, nie? ;) A to, że prawo ruchu drogowego mówicoś wyraźnie innego? No to co z tego?! Pan w blaszce wie leppppiej! :D


Kategoria SWB Beluga


  • DST 38.84km
  • Czas 01:49
  • VAVG 21.38km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem

Wtorek, 9 lipca 2019 · dodano: 10.07.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
AVG: 21.1 km/h
MAX: 40.7 km/h

Wyjechałam rano czując, że coś jest nie do końca ze mną dobrze. I jechało się nawet nawet zupełnie szybko. Ale potem w ciągu dnia dorwała mnie już na całą biegunka, pawie i wracałam już na jakichś ostatkach sił. Nawet nie usiłowałam dokręcać. A kondycja? No coś tam jest ale przy takim stanie zdrowia ciężko cokolwiek stwierdzić poza tym, że kółeczka jeszcze się dają pokręcić.


Kategoria SWB Beluga


  • DST 47.08km
  • Czas 01:50
  • VAVG 25.68km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Leszna i z powrotem

Niedziela, 7 lipca 2019 · dodano: 07.07.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Leszno
AVG: 25.6 km/h
MAX: 36.5 km/h

Miałam wyjechać wcześniej ale jakoś tak wyjechałam później. Nie liczyłam na zbyt wiele, jednak jakoś mi szło, wsłuchałam się w jutuba no i w końcu wyszło ze będzie ponad 20, potem 30 a potem to już było prawie Leszno i na koniec dokręciłam jeszcze do 25 kilometra co by dobić jeszcze kilka kilometrów. Na zachód było z niezłym wmordewindem ale nawet nawet mi to jakoś szło a wracając starałam się aby było ponad 30 na liczniku - i uzbierała się jako taka średnia.
Oczywiście to moja średnia, taka wilkowa na pewno byłaby znacznie większa, on w końcu MISZCZ jest i jest kilka klas wyżej :P
Tak i dla mnie moja dzisiejsza średnia to jest coś, a dla wilka być nie musi. Ani dla innych martinków.


Kategoria SWB Beluga


  • DST 14.61km
  • Czas 00:34
  • VAVG 25.78km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do marketu i z powrotem

Sobota, 6 lipca 2019 · dodano: 07.07.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
AVG: 25.5 km/h
MAX: 35.5 km/h

Jakoś się przemogłam i pojechałam rowerkiem.
Jednak to co mi odwalili "wspaniali kolarze" z wiadomego forum naprawdę woła o pomstę do nieba... Ich "motyffffofanie". Niszczenie wszelkiej chęci do jeżdżenia... :(
Żadna tarsa żądnego maratonu, żadne usterki roweru, keirowcy i inne przeszkody życiowe tak mnie nie zniszczyły jak wilk, jego koleżkowie i ich zagrywki na wiadomym forum.


Kategoria SWB Beluga


  • Aktywność Jazda na rowerze

Demotywacja - czy to koniec

Piątek, 5 lipca 2019 · dodano: 05.07.2019 | Komentarze 2

Muszę przyznać, że taki wilk (wilk.bikestats.pl) ma świetny talent do demotywowania innych. Nic, tylko pogratulować i życzyć dalszych sukcesów.
Minęło 5 dni od momentu powrotu z Mazur, z Świękitek. Myślałam żeby już we wtorek no może maksyalnie w środę wskoczyć na rower. No ale niestety w poniedziałek poczytałam odpowiedzi na swoje pytania o regenerację. I właśnie te wilkowe spowodowały że zaczęłam patrzeć na to wszystko zupełnie inaczej. Kręcenie przestało mnie bawić, a to co osiągnęłam z tak wielkim trudem zostało... zniszczone kilkoma prostymi słowami wilka. I nie tylko zresztą jego, ale to on właśnie napisał... troszkę za ostro i za dużo. Jego słowa przekroczyły wszelkie możliwe granice.
Minęło kilka kolejnych dni i nadal odczuwam nie radość - ale wielki smutek, rozgoryczenie i ŻAL że tak wiele dałam z siebie, tak wiele zrobiłam a to... A to w ogóle nie tylko nie zostało docenione to zostało wyzwane od... szkoda gadać i pisać, pewne wątki są nadal na forum podróże rowerowe.info - można sobie wejść i poczytać.
Jak bardzo jest źle? Bardzo. Na tyle, że tylko jakaś niewidzialna ręka zatrzymała mnie przed wyrzuceniem z kilograma różnych medali, odznak uzyskanych za różne maratony - przed wylądowaniem w koszu na odpady metalowe. Ale już nie wiszą tam gdzie wcześniej.

Także ten... odpadam. Czuję się bardzo źle. Zamiast radości po ultra, po jakby nie było 399 kilometrach po górkach czuję wielką depresję, czuję się przygnieciona do ziemi i nie mam ochoty na nic. Rower... stał się dla mnie symbolem nienawiści wobec mnie samej. Symbolem przegranego maratonu. Symbolem tego, że jestem gorsza od innych.

To chyba już ostatni mój wpis tutaj na BS. Więcej ich nie będzie.




  • DST 399.66km
  • Czas 17:35
  • VAVG 22.73km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierścień 1000 Jezior

Niedziela, 30 czerwca 2019 · dodano: 01.07.2019 | Komentarze 0

Świękitki - Świękitki wg trasy ze skrótem ze Szczynortu do Wydmin i z powrotem po punktach trasy
AVG: 22.7 km/h
MAX:  58.0 km/h

Start - przybywam dosłownie na kilkanaście minut przed startem a tu już kolejka ludzi stojących po odbiór GPSa. Cóż - dołączam do nich i za moment odbieram to co inni - białe pudełeczko. Sprawdzam jeszcze czy jest na pewno włączone i w przeciwieństwie do większości nie przypinam go do ramy ale chowam do sakiewki na bagażniku.
Start! Ruszyli! Przyspieszam, gonię trochę a tu odzywa się moje lewe kolano, które już wcześniej od kilku dni sygnalizowało problemy w okolicach rzepki... Takze ten no... Spodziewałam się tego i wiem, ze jeśli cokolwiek chcę przejechać to nie na 100% obu nóg, ale na max 75%. Czyli 100% prawej i 50% lewej.
Po starcie pierwsze kilka kilometrów lecę za peletonikiem swojej grupy ale na pierwszym większym podjeździe zgodnie z naturą odjeżdżają mi i zostaję z tylu. Jednakże interesujace jest to, że mimo iż jeszcze jadę jakby pod wiatr lub i jest on z boku - a na pewno nie mam go z tyłu - moja prędkosć już przekracza 28 km/h po płaskim. Ładnie.
Już w Miłakowie zatrzymuję się na drobne poprawki ventisita a i przy okazji łykam Ketonal na kolano i smaruję je Traumonem. Pierwszy i ostatni raz na tej trasie - więcej tego nie zrobię.
Miłakowo - przelatuję rondo, ale kiedy tak ślicznie się składam w zakręcie zauważam kątem oka już stojących zawodników przy starcie ostrym... Ahaaa... Wiec ten ostry to ostry ale stamtąd? Ślicznie się składam dalej w skręcie i wracam pod bramkę gdzie dołączam do grupy 17 z którą zaraz startuję (moja to była 16, ale mi uciekła).
40 km. Niechceniemniesię, lekka złość na to niechcenie się i w ogóle to tyłek boli i kolano się odzywa nieco. Nożesz... Nie zawrócę. Nie dojadę jak będzie mnie bolało. I weź tu wybierz. (pod koniec maratonu dotarło do mnie, że taki wpływ niechcenia się mógł być spowodowany właśnie Ketonalem). Remanent Vetisita na foteliku wiele nie pomaga, a ja nie bardzo mam pomysł jak rozwiązać problem z jego zsuwaniem się z gładkiego fotelika. Rzepy nie trzymają się taśmy dwustronnej tak jak powinny.
Kilka km dalej - nawierzchnia. krzywe lecą i w głowie i chwilami w powietrze. nogi chcą, organizm też daje radę, ale wertepy to... temat na kolejne kilka ksiąg. Amortyzacja niewiele pomaga, w zasadzie to nic. Lepsze by były koła 26" a najlepiej 28 - wtedy bym przelatywała po tych nierównościach jak szoszoni... nawet gdybym nie miała amortyzacji.
Jeden z wyprzedzających daje mi znać, że coś nie tak mam z tyłu - zatrzymuję sie i sprawdzam - sakiewka spadła z bagażnika na prawą stronę ciągnąć za sobą worek i tak sobie jadąc po prawej stronie roweru. Poprawiam. Przydałoby się mieć pionowe zahaczenie sakiewki... Może do fotelika dorobię?
65 km. Ventisit robi "papa" do fotelika i aż do PK2 czyli do Szczynortu będzie jechał na sakiewce przypięty do niej, a ja na samym foteliku. Co w sumie niewiele mi zaszkodzi a na pewno uchroni prawą stronę prawego uda przed kolejnymi otarciami i bolesnościami.
PK1 - Lidzbark Warmiński. Wody nie ma, ale już się pojawia. Dobieram 4x Prince Polo, dolewam wody do worka dosypując Aptonii i lecę dalej. lecę - czyli na nowo muszę złapać rytm ale już wiem ze jakoś mi idzie, chociaż jednak ciutkę gorzej niż myślałam. No ale to też kwestia częstych przystanków i rozwiązywania problemów z ventisitem, kolanem etc.
Około 100km - znowu nawierzchnia. No żesz do jasnej. Na 500-- kasa jest a na drogi nie! Gdybym miała opisać to po czym jechałam to byłby to najdłuższy tom polskiej łaciny podwórkowej.
Już wiem, ze nie zdążę do 19 do Szczynortu - a skoro tak to każą mi pewnie zjechać z trasy. Cóż. Jadę dalej.
134 km. Kryzys - spadłą mi kadencja, mniejsza moc. Głowa umie wykrywać takie rzeczy więc wiem jak reagować - staję na przystanku PKS i uzupełniam węglowodany i piję.
[Wtręt sprawdzający co jest nie tak a co było źle? Problem z fotelikiem, lewe kolano i brak pełnej regeneracji po Pomiechówku 400km. Power jest ale nie mogę go wykorzystać w 100%. Czyli póki co jest raczej OK, nic mi aktualnie nie dolega.]
Jadąc sprawdzam swoje położenie: za mną są jeszcze numerki open 217 i solo 02 i 31. Czekam na Andrzeja (217), który zatrzymuje się obok - chwila rozmowy i on leci dalej a ja za nim. W ogóle to Pepsi mi się skończyła - czas doładować kolejną. Swoją drogą - dobrze mi się na niej jeździ - dobre paliwko. Doganiam Andrzeja stojącego gdzieś przy sklepiku i lecę dalej.
Szczynort!!!
Omijam pochrzanione szlabany przy porcie, podjeżdżam na betonowe płyty przy porcie i ledwo co zsiadam, jeszcze nie zdjęłam słuchawek a już podchodzi jakiś na wpół obnazony chłopaczek:
- Czy mogę się na czymś takim przejechać?
- NIE!
Aha. I poszedł. A mnie aż gula urosłą ze złości, bezczelności gnoja i w ogóle sytuacji. No po prostu... "bomniesięnależy, DAJ!".
Po kilku zdjęciach wyjeżdzam z części portu i jadę dalej szukając punktu, który powinien być gdzieś za mostem. Jednak tuż przed nim dogania mnie samochód jakiś i powoliz jeżdża na bok mrugająć awaryjnymi. Nasi? Nasi! Obsługa 2 punktu. Wycofują mnie. :( :) Mam jechać do Wydmin. No cóż... No dobra. W zasadzie to się z tym liczyłam,l co jak co, ale górki i teren zrobiły na mnie mocne wrażenie, także... Oddaję ventisita, worek do picia i Aptonię obsłudze do odebrania na mecie - jakby przepak - i lecę dalej w stronę Pozezdrza. Jednocześnie dociera do mnie coraz częściej, że lewe kolano nie boli - bo się jakby rozgrzało i w ciepełku lepiej mu pracować :D Hurrra! :D Da się jechać :D Ale i tak będę go oszczędzała do samego końca.
Pozezdrze - w sklepiku nie mają tego co szukam czyli Pepsi więc biorę Fantę. I na wyjeździe z miasteczka zmieniam krótkie spodenki na długie - robi się coraz chłodniej.
Kruklanki - coś tu ładnie pachnie. Po kilku chwilach stoi przede mną rosołek i fryteczki. Takie tam krótkie, małe danie. Wyjeżdżam z Kruklanek i zawracam po chwili na drogę prowadzącą do Wydmin - miajjąc 217 który mimo spotkania z obsługą z PK2 jedzie dalej. No cóż, jego sprawa. Podróż z Kruklanek do Wydmin jest taka ciutkę długa. Chyba dlatego ze mi się jakoś tam spieszy, nie mogę się doczekać czy coś w tym stylu. Poza tym zapadła już noc i też jedzie się troszkę inaczej, zwłaszcza po ciemnym lesie ;)
Wydminy - odnalezienie punktu zajmuje mi kilka chwil przez to, że szukam go za wcześnie. I kiedy dojeżdżam okazuje się, że pierwszy peletonik już dojechał kilka minut przede mną - mimo iż PK ma być otwarty dopiero od 23:00.
W planie miałam zostać w Wydminach z godzinę albo dwie, odespać troszkę. Niestety coś zaczęło mnie gryźć, rozdrapałam się i po przyjechaniu i odjechaniu 217 ruszyłam za nim. (217 jednak zawrócił). Notabene doganiam Go kilka kilometrów dalej i wyprzedzam widząc jeszcze jakiegoś szoszona z przodu, ale ten ktoś przyspiesza i mi znika z oczu.
Giżycko! Jak fajnie jest odwiedzic stare dobre rejony, wjechać do miasta na rowerze i to mijając wcześniej dawno poznane miejsca :D W planie chciałam złapać jakiś Orlen, ale na Lotosie też mieli dobrego hotdoga i Pepsi ;) Oczywiście dogania mnie i wyprzedza 217 ale doganiam go za Piękną Górą.
Daleko jeszcze? Daleko. W Kętrzynie błądzę chwilkę ale odnajduję właściwe skrzyżowanie i skręt i lecę dalej na wioski. Wiocha za wiochą i w końcu robi się na tyle nużąco i niewyspanie robi swoje, że staję przy przystanku PKS i próbuję się przespać, ale ławki są niewygodne - za duże szczeliny między dechami. Szybko rezygnuję po przejechaniu jednej z grupek i jadę za nimi.
Kryzys. Nie mogę za bardzo przyspieszyć po tej chwili odpoczynku, prędkość spadła do okolic 12-15 km/h i ani drgnie. Ale doświadczenie z 2016 robi swoje: nie poddawać się i jechać dalej. Organizm się obudzi sam. I tak właśnie jest.
Daleko do tych Reszeli? Daleko i jeszcze przed nimi w Świętej Lipce jakiś "mundry" inaczej walnął brukiem przed i za wioską...
Reszele: znowu bruk na rynku i dookoła niego. Wlatuję pod PK, szybko się melduję, karta i zupka pomidorowa. I niestety nie ma gdzie się rozłożyć wiec po kilkunastu minutach odpoczywania jadę dalej. Tzn chcę jechać ale po wyjechaniu z miasteczka łapie mnie czkawka a chwilę potem muszę się zatrzymać i... puszczam pawia. Paw - wygoląda jak Prince Polo. Pierwsze zatrucie? Princem Polo? Może po upale taki jakiś? Jadę dalej czując znowu zgagę i nie mając poweru.
Przystanek PKS po lewej stronie. Olewam. Zsiadam z roweru, kładę się na moment i to z czekoladą w ręku. I ta drzemka bardzo mi pomaga bo kiedy wstaję to od razu rowerek jakiś się wydaje lżejszy i szybszy ;)
Kikity. Nie mogłam się go doczekać, ale punkcik malutki, niewiele mają i w ogóle. No trudno, jabłko woda i zmieniam spodenki na krótkie bo już się robi gorąco.
Znowu ZGAGA. I to taka że w ogóle... I jakby tego było mało kilka kilometrów za PK znowu się zatrzymuję i znowu... puszczam pawia. Tym razem jednak już wiem co jest grane - na stałe do końca maratonu rezygnuję ze słodkości i przerzucam się na jedzonko "białkowe" czyli w najbliższym sklepie w Jezioranach zaopatruję się w mleko, 2 kefiry i 6 frankfurterek. Z tych ostatnich połowę zjadam od razu bogato zapijając mlekiem i kefirem. Od razu lepiej!
Idzie cieżkawo. Upał już robi swoje, jednak wiatr na szczęście nie jest taki mocny jak nas nim straszono na odprawie.
W Orzechowie (to ta wioska gdzie nadal przypina się pieski łańcuchem!!! :( ) szukam jakiegoś sklepu aby uzupełnić zapasy ale nic nie znajduję i jadę dalej.
Dobre Miasto - jest tu jakiś malutki punkcik gdzie nawet nie chcą karty gdzie staję na kilka minut i wypijam dwa kubki wody. Z tego miasta idzie droga bezpośrednia do Miłakowa, ale P1000J poprowadzony jest inaczej - drogą przez Lubomino. Zmęczenie i brak picia robią swoje, dlatego czując że to już końcówka trasy włączam cokolwiek an jutubie byleby tylko odwrócić swoją uwagę od kłopotów związanych z jazdą na rowerze.
Ostatnie górki. Ostatni zakręt w Świękitkach w prawo i już szukam mety... Nie ma jej? Musi być, już jest górka... Zjazd... Mała góreczki i na zjeździe, tuż za nim wyłania się - META. WoooW!!! Hamuję przed zjazdem prawie do zera i po żwirze przejeżdzam do właściwej bramy przy domach - tu słyszę już jak lektor wyczytuje kto przyjechał na tym dziwnym - poziomym - rowerze :D Zdejmuję słuchawki, odstawiam rower i z rąk Oskara dobieram medal - niby za ukończenie 200 kilometrów, ale i On i ja wiemy że było ich 2x tyle. Czuję jak bardzo chce mi się pić i nei bacząc na nioc biegnę do wielkiego namiotu gdzie obsługa dolewa mi 5 dokładek kompotu a ja wychylam je jedna po drugiej nim Organizm wystarczająco nasiąknie wodą...

Ok, tylko 400 kilometrów, nie? Ale po takim terenie, takich nawierzchniach - to jest COŚ. Dojście do siebie zajęło mi z 5h w trakcie których zdołałam jeszcze wykąpać się, zjeść coś i podrzemać. I dojść do wniosku, że jeszcze nigdy wcześniej po żadnym maratonie nie byłam tak mocno "popsuta" jak po tym moim pierwszym P1000J. No może jeszcze po swojej pierwszej Kaszeberundzie w 2013 roku ale to była zupełnie inna bajka i wtedy tam pojechałam w ogóle na rympał, bez żadnego przygotowania się.


Kategoria SWB Beluga


  • DST 23.47km
  • Czas 01:16
  • VAVG 18.53km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza krótka trasa Zlotowa Rowerów POziomych w Spale

Czwartek, 27 czerwca 2019 · dodano: 27.06.2019 | Komentarze 0

Spała i okolice (bunkry w Konewce i Inowłódz)
AVG: 18.5 km/h
MAX: 61.1 km/h

Przyznaję, że obawiałam się tego co mi "powie" lewe kolano. W końcu w środę bolało mnie nieco cały czas, momentami przestawało (po jeździe samosmrodem) po czym znowu zaczynało. W końcu na noc wzięłam coś przeciwbólowego, wysmarowałam je i rano było już znacznie lepiej.
W Spale po złożeniu roweru i lekkim depchnięciu - niby nic się nie działo. Jednak kiedy mocniej dawałam czadu to czułam, że psychika hamuje ruch nogi, natęża nieprawidłow mięśnie i wówczas kolano dawało o sobie znać. Dopiero jak przestawałam je kontrolować - dawałam radę normalnie jechać. Teraz pisząc te słowa - nic nie boli. Także chodzenie po schodach nie powoduje bólu więc powinno być już jako tako OK.
Osiągi? Maksymalną jw osiągnęłam zjeżdżając w dół więc to się oczywiście nie liczy ;)
Ale po rozgrzaniu się, na prostej poziomej z wiatrem z boku wyciągałam przelotową na 8 biegu około 34-35 km/h. Oczywiście hamowałam się z przyspieszaniem, ale czuję że jest coś w tych nogach i one już jakby umieją jeszcze więcej niż nawet 2 tygodnie temu, przy próbie przejazdu Brevetu 400km w Pomiechówku.
Wniosek? Kolano lubi być smarowane. Odpoczynek - tak. Ale odpowiednie wysmarowanie nie zostanie wykonane przez samo chodzenie. Wydaje mi się, że jesli kolano uległo pewnemu uszkodzeniu podczas jazdy na rowerze to i naprawi się trochę również przy odpowiedniej jeździe na rowerze. Odpowiedniej - czyli dość lekkiej i średniej bez przeciążania. W zasadzie to... Po co przeciążać skoro mam już kadencję?
Z cyklu przygotowanie do maratonu - próbowałam podczepić kabel przedłużający pod ramą roweru w otulinie. Niestety otulina za wąska i złączka USB męski-żeński nie wchodzi. Muszę kupić dłuższy przedłużacz USB albo i nieco szerszą otulinę. Chociaż w sumie na co mi ona taka to nie bardzo wiem. Jeśli ma chronić przed otarciami to może i tak, ale po kilku przejazdach w oczkach siatki będzie błoto, kurz i piach z wodą. Czyli syf. No chyba, żeby gładka rurka giętka - to już prędzej. Póki co poprowadziłam po prostu kable na wierzchu.


Kategoria SWB Beluga


  • DST 36.44km
  • Czas 01:28
  • VAVG 24.85km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem

Poniedziałek, 24 czerwca 2019 · dodano: 24.06.2019 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
AVG: 24.8 km/h
MAX: 44.6 km/h

Magiczna granica 24 km/h prędkości średniej przekroczona ;)
Rano rekordów nie było, ale i tak pręðkość średnia przekraczała 22 - zdaje się dokładnie 22.4 km/h. Poza tym i tak było nieźle - mimo wmordewindu trzymałam prędkość między 26 a 28 km/h. Z kolei wracając na Marynarskiej miałam już 18 i rosło a z kolei na Łopuszańskiej dałam zadanie nogom aby nie spadły poniżej 20 km/h i trzymając 21 dopchałam na szczyt, gdzie miałam 22. Jest moc.
Swopją drogą jest tkai mały odcinek na Hynka, tuż przed wiaduktem i Al.Krakowską, gdzie prawy pas idzie lekko w górę. Kiedyś miewałam tam moooże do 20-22 km/h. Dzisiaj - 26.
I wtedy wpadł mi znakomity pomysł sprawdzenia jak się sprawdzę w roli konia pociągowego "super heavy" czyli dociążenie bagażem. Podjechałam pdo hipermarket, załadowałam 4 butelki 2litrowe, 8 x0.7 i 2x1l czyli ca 16 kg. Stabilność roweru nieco się popsuła, musiałam nieco kontrować tu i tam i zwracać baczniejszą uwagę na skrętach na to co chce zrobić rower a co ja. A osiągi? Troszeczkę poszły w dół - moooże o 1-2 km/h przelotowej, przyspieszenie nieco mniejsze ale dalej mogę lecieć.
I jeszcze o przelotowej - to już nie jest same 30, jestem w stanie dokręcać nawet do 32-34 km/h i to na 8 przedostatnim jeszcze biegu. Czyli jest i moc i kadencja do tego. Tu muszę zauważyć też, że kiedy przyspieszam i kończę fazę "rozbiegu" to ten rower jeszcze dalej trochę przyspiesza jakby sam. Wydaje mi się, że to efekt wagi. Tak czy inaczej zamiast 30 widzę na liczniku 31-32.
Aha i jeszcze ciekawostka. Chrobrego, tuż za Kleszczową zależało mi aby szybko przejechać wahadełko. Ledwo co pocisnęłam a już na liczniku 29 a ja jeszcze dopiero na 6 czy 7 biegu raptem. Także ten no... COŚ jest. Ciężko mi oceniać czy więcej czy mniej niż w 2013 roku. Ale coś koło tego chyba już osiągam. Warto by się przejechać do Bydgoszczy i przetestować na Nasypowej - tam jest 19m podjazdu i mój rekord tam to było coś koło 20 km/h. Nachylenie maksymalne wg RWGPS sięga 5.4%. Odcinek podjazdu ma około ~700m.





Kategoria SWB Beluga


  • DST 34.61km
  • Czas 01:44
  • VAVG 19.97km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łódź i okolice

Niedziela, 23 czerwca 2019 · dodano: 23.06.2019 | Komentarze 0

Łódź i okolice
AVG: 19.99 km/h
MAX: 51.1 km/h

Pierwsza przejażdżka po wymainie fotelika z siatkowego na laminatowy. Po wymianie siedzę bliżej kierownicy, więc musiałam z powrotem wysunąć więc bom z suportem. Jeździ się chyba tak jak wcześniej, ale wygodniej, chociaż na tej wycieczce fotelik jeszcze nia miał ventisita więc tyłek nieco odczuł to i owo.
Ponadto po 3 dniach niejeżdżenia więc wzrost formy. No co jak co, ale ledwo co ruszam i już na licnziku 28-30 km/h praktycznie bez rozgrzewki? Do tego na podjazdach spokojnie przekraczać 20 km/h albo i przyspieszać na tych bardziej stromych? Dawno tego nie widziałam u siebie :) Zdarzyło mi się też podjeżdżać w terenie pod górkę na małej tarczy z przodu i również była moc.


Kategoria SWB Beluga