Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Katrinam z miasteczka . Mam przejechane 39265.09 kilometrów w tym 66.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.86 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Katrinam.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 20.53km
  • Czas 00:46
  • VAVG 26.78km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozbiegowo

Sobota, 16 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Borzęcin - Babice - Ożarów
AVG: 26.70 km/h
MAX: 36.49
CAD: przewodzik się popsuł znowu

Wyjechałam aby ponownie po 2 dniach sprawdzić kondycję swojego organizmu i muszę przyznać, że wreszcie się coś ruszyło. Tętno wróciło do normy, osiągi również. Nawet bym powiedziała, że widzę poprawę w osiąganiu i utrzymywaniu wydolności w Strefie 3, czyli pokonywanie górek na Mazurach coś pomogło. Nie czuję już takiej zadychy jak tydzień temu, kiedy daję nieco mocniej po pedałach. Niestety nadal mi przeszkadzają stopy, ale jak sobie stanąłem na chwilę po ~7km to potem już się specjalnie nie odzywały.




  • DST 17.51km
  • Czas 00:38
  • VAVG 27.65km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozbiegowo

Czwartek, 14 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Borzęcin - Zielonka - Ożarów
AVG: 26.97 km/h
MAX: 32.07 km/h
CAD: 77

Sądziłam, że po 4 dniach regenerowania się po 400km wycieczce będzie już wszystko wypoczęte i gotowe do kolejnych jazd. A tu niestety wcale tak nie jest. Tętno nadal niskie, maksymalnie 120-130 i nie chce wchodzić wyżej, chyba że bardzo mocno pocisnę. Podczas jazdy odnosiłam wrażenie, że nogi mogą, ale nie bardzo bo organizm nie chce zapewnić im jakby wystarczającej ilości tlenu czy materiałów do spalania - czy czegoś takiego. Spróbuję wsiąść na rower jeszcze pojutrze w sobotę, moze wtedy będzie trochę lepiej. Na przetrenowanie mi to nie wygląda, ale może to jest właśnie to przemęczenie po 400 w ostatni weekend.




  • DST 10.73km
  • Czas 00:29
  • VAVG 22.20km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rozjazdowo

Wtorek, 12 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów i okolice
AVG: 21.94 km/h
MAX: 40.86 km/h
CAD: 72

Lajtowy i to bardzo przejazd tam i z powrotem po asfalcie dookoła małego komina. Ot, takie małe przypomnienie dla nóżek, żeby wiedziały że im nie odpuszczę i że mają się dalej regenerować. Wcześniej planowałam jeszcze jazdę jutro w środę, ale daruję sobie i skoczę do roboty i z powrotem dopiero pojutrze. Chcę aby moje nóżki miały idealne warunki do zregenerowania się i wzrostu kondycji.
O dziwo rowerek nie piszczy za mocno podczas hamowania, więc nie wiem o co mu biegało i czemu to robił wcześniej podczas wycieczki do/z Mikołajek. Ale i tak pojedzie do warsztatu bo czas jednak wymienić stery. Za szybko łapią luzy podczas hamowania.




  • DST 413.09km
  • Czas 18:21
  • VAVG 22.51km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Pomiechówka do Mikołajek i z powrotem

Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Pomiechówek - Nasielsk - Przasnysz - Chorzele - Wielbark - Szczytno - Ukta - Mikołajki - Mrągowo - [...jw...] - Pomiechówek
AVG: 22.50 km/h
MAX: 56.00 km/h
CAD: 72

Było takie marzenie sprzed tygodnia co by zrobić 400-tkę. Nie musiałam, ale obserwując przyjeżdżających z Brevetu 400km w Pomiechówku powoli nabierałam przeświadczenia, że skoro oni mogą i dali radę to i ja. Ja? Ja nie dam rady?!
Po 12 w południe w sobotę pojawiłam się ze smrodem i rowerem wewnątrzniego pod halą sportową w Pomiechówku. Na dużej hali rozgrywał się jakiś mecz piłki halowej, a ja w międzyczasie wyciągałam rower, pompowałam dętki na maksa, pakowałam sakwy... I wreszcie ruszyłam do Nasielska. To co poniżej to w zasadzie moje myśli i zdarzenia z kolejnych małych i większych postojów.
40 km - przerwa. Ziewam okropnie wchodząc w zarośla na jedyneczkę i za chwilę z nich wychodząc. Spać się chce. Gorąąąco. Upał, ale ja jadę dalej przed siebie.
57 km. Właśnie wtedy przypomniało mi się o czym zapomniałem.... 3 pełne pudełka 600ml z proszkiem izotonicznym do rozrabiania. Szit! A tu w sakwie zostało z 0.5 litra wody i izotonika. A upał jak był tak jest i dalej robi swoje... Ba: w ciągu 3 godzin wlałam w siebie 3.5 litra płynów!
79 km. Lidl - uzupełnienie płynów. Do sakwy i camelbaka wpływa 2x 1.1 litra osika. Kiedy się pakuję obok przystaje jakiś kolarz amator, starszy pan. Jego znajomy pyta się go skąd i dokąd a on odpowiada, że dzisiaj był w Ostrołęce. A ja do Mikołajek właśnie jadę. Ale nic nie mówię bo mi się nie chce (upał!). Znowu bym musiała udawać ekstrawertyczkę i opowiadać o rowerach poziomych. Gooorąąąco.
99 km. Czuję lekkie zmęczenie, wmordewind zrobił swoje. Osik jeszcze jest. Nie wiem o której będę w MIkołajkach ale chyba później niż sądziłam i kalkulowałam. Ale z powrotem to chyba jednak będę wracać głównymi. I co ciekawe - poczułam głód. Dziwne, bo zazwyczaj ostatnio go nie czuję podczas jazd. Tętno w normie, ale czuję delikatny kryzysik.
124 km. Sklep w Wielborku, Izotoniki i lód rożek. Lewe kolano się trochę o coś pluje, znowu czuję zmęczenie ale na drodze tego specjalnie nie czuję. Po drodze musiałam poluzować język lewego buta. Aż mi się nie chce wstawać ze stopni i jechać dalej.
146 km. Szczytno i karnyfur a przed nim "ziomale" z bolidem młodzieży wiejskiej czy innymi czterem zerami na masce i jeszcze się nie zatrzymałam, a już pada pytanie: "te a ile to warte?". Echhh. W sklepie kupuję mleko i połowa jego do razu trafia do żołądka. A tymczasem po wyjściu ze sklepu widzę długą cysternę na długiej naczepie i taki dziwny kształt ciągnika... Amerikańskij! A obok żołnierze US Army - zastanawiają się i szukają rozwiązania jak przejechać do stacji Orlenu obok - pewnie źle skręcili. Panowie sobie w końcu przejeżdżają i nawracają do stacji a ja lecę dalej, mijając jakiś teren wojskowy po lewej. (będzie o nim jeszcze potem ;) )
Kilkanaście kilometrów dalej słyszę coś dziwnego za sobą. Mocny diesel, ale jakiś taki inny niż TIRolotowy. I zachowanie kierowcy inne. Nie podjeżdża jak zafffotoffcy tirolotowi na 5-10 metrów, tylko ciągnie z tyłu dalej... Czyżby... owe widziane wcześniej przeze mnie US Army? A ja nie mam gdzie i jak ich puścić... Zakręt za zakrętem, góra-dół, lewo-prawo... Ale w końcu w jakiejś wsi odpadam na chodnik... I tak - to oni. US Army. Polecieli dalej - szerokości! Oby nasi polscy kierowcy mieli taką kulturę jak Wy!
175 km. Postój na kilkanaście sekund. Sprawdzam jak i czy dobrze jadę, stan liczników i wysysam resztę mleka.
~180 km - co jak co robi się zimno więc korzystając ze świateł jakiejś wioski zmieniam krótkie spodenki na długie. Jak dobrze, że je jednak wzięłam. Obok psy szczekają, ktoś wygląda przez okno... Spoko, to tylko zmaltretowana rowerzystka ze swoją chorą ambicją ;)
208 km. Jestem! Mikołajki! Dojechałam! Staję obok stacji benzynowej Okoń. Zamknięta na głucho. A ja mam ochotę na hotdogsa! I muszę uzupełnić płyny. Siegam po smartfona i znajduje Orlena 2 kilometry na zachód w Prawdowie. Rzucam jeszcze okiem w kierunku centrum i ruszam na zachód. Po kilku minutach tam jestem i całuję klamkę bo jest kilka minut po północy i pracownicy przeliczają się. Trudno, czekam spokojnie na ponowne otwarcie. Mam czas bo i tak muszę odpocząć nim ruszę z powrotem. Po wejściu kupuję 2x izotoniki i 2 hotdogsy z parówkami. Takie sobie, ale dają radę zapchać mnie na trochę. Zmęczona i trochę czekając na rozwidnienie przed wschodem słońca przysypiam i drzemkuję na stacji. Rozbudza mnie na dobre awantura między tubylcami, która kończy się przyjazdem Policji. Ja sama zmywam się kilkanaście minut później i jadę popędzana pierwszymi promieniami słońca, które powoli wynurza się gdzieś za moimi plecami na wschodzie. Właśnie teraz jedzie się wspaniale. Nogi po odpoczynku ciągną jak trzeba, kolejne górki pokonują z łatwością, chociaż pojawia się górka czy dwie gdzie muszą cisnąć mocniej. I tam też wykręcam rekordową maksymalna prędkość 56 km/h. Robię też kilka zdjęć mazurskiego wschodu słońca :)
243 km. Zatrzymuję się tylko po to aby dorobić kilka zdjęć wschodu słońca ale przypominam sobie o lusterku, które wykręca się z kierownicy i dokręcam je śrubokrętem. Raptem kilka sekund prostej roboty a ile radości potem z korzystania ;)
267 km. Szczytno a raczej kilka kilometrów przed nim - stają na kilka minut przy mijanej wcześniej jednostce wojskowej, uzupełniam płyny, spożywam magnez i potas bo czułam już wcześniej "niesubordynację" mięśni. I tak sobie stoję, rozglądam się przeglądając fejsika i newsy, a tu słyszę dźwięk silnika. I to nie z drogi, ale ze środka jednostki... Minutę później przede mną staje terenówa i dwaj żołnierze WP z pytaniem czy mogą mi w czymś pomóc ;) No cóż, w niczym... Także siadłam na rowerek i poleciałam dalej, ale chwała Wojsku że tak pilnują swojego. I że nie zatrudniają do tego ani poborowych ani Firmy Krzak & Janusz i Niepełnosprawni.
278 km. Szczytno - kolejny Orlen. Padam trochę. Zamawiam zapiekankę aby dać nogom nieco białeczka a po jej zjedzeniu odpływam drzemkując na godzinę albo i dłużej.
328 km. Nie ciągnę od kilku kilometrów. Przy 313 kilometrze minęłam mój wcześniejszy rekord dystansu sprzed 5 lat, do tej pory nie pobity. Ale teraz mam już serdecznie dosyć. Spiekota. Upał. Skręcam na parking gdzie stawiam rower na nóżce, zdejmuję karimatę i walę się na niej w cień. Nie wiem ile drzemałam, ale budzi mnie słońce (koniec cienia) i spiekota jaka zaczyna się robić. Nie powinnam tak robić, ale zrywam się z miejsca, siadam na rower i kręcę dalej, co nie jest przyjemne ani początkowo skuteczne bo organizm dopiero się rozbudza na nowo. I mózg jeszcze się dopiero budzi i rozgląda... "Co ja robię?" :) Pierwszy kilometr pokonuje chyba zygzakiem :] Kryzysik? Chyba tak, ale nie przejmuję się i ciągnę dalej.
344 km. Stacja BP. Butelka wody, dwa izotoniki, siadam i chleję w siebie ile mogę bo już mam dosyć, a UPAŁ naprawdę daje mi się coraz bardziej we znaki. To już drugi w ciągu 24 godzin... Co ja wyrabiam? Ale nadal chcę walczyć bo... innej opcji nie mam. Gdybym nie poleciała z DK59 na DK58 ale na DK53 - byłabym w Ostrołęce i miałabym szansę na jakiś pociąg. Ale nie, nie chciałam korzystać ze smartfona no i mam to co mam. Ale i tak chciałam dojechać sam, bez żadnej pomocy z zewnątrz do Pomiechówka. Nie chciałam się poddać a nie mając niczego w zapasie - musiałam ciągąć dalej.
371 km. Mały sklepik wiejski gdzie kupuję wodę i loda rożka. Woda częściowo trafia do camelbaka potem a częściowo od razu do żołądka, co by zostawić izotonika na potem. Dobrze się siedzi i odpoczywa, ale skwar i upływający czas robią swoje, czas się zmywać... Kiedyś trzeba do tego Pomiechówka dojechać.
390 km. Stanęłam w cieniu pod jakimiś drzewami, przelewam wodę do camelbaka do izotonika, który zaczyna być bardziej smaczny niż był wcześniej (4move co za syf...). Nie chcę, ale muszę... Coraz trudniej mi się kręci, ale wiem, że już gdzieś tam za horyzontem jest Nasielsk a tam za nim - cel mojej podróży czyli Pomiechówek. To już niedaleko...
398 km. Nasielsk. Cholerny but albo i paznokieć dużego palca prawej stopy. Ból jest taki, że musiałam ściągnąć buta i spojrzeć o co chodzi. Na szczęście o nic wielkiego - duży paznokieć i wbija się w palucha. A ja nie mam scyzoryka i nożyczek aby przyciąć.
413.09 km. Tory kolejowe! Zjazd w dół i już jest... Pomiechówek... JESTEM!!! Dojechałam!!! 413.09 km w czasie 27:10.
Wyprawę kończę przy budce z zapiekankami gdzie zamawiam dwie duże z szynką i tradycyjną. Pierwszą wchłaniam w całości, z drugiej pół. Do tego wyjątkowo pól litra zimnej coli, która troszeczkę mnie schładza. Ale nie pobudza jak powinna jak się potem okazuje. Dojeżdżam pod smroda, otwieram go a w środku gorzej jak w piekarniku. Ale nic, otwieram wszystkie drzwi, przepakowuję się, wsadzam rower do środka i wreszcie ruszam do domu. Ale jazda przyjemna nie jest. Czuję straszne zmęczenie, robię się też senna.
Kiedy wysiadam przed domem drżę jak osika albo i bardziej. Czyli - brak potasu albo i magnezu. To u siebie uzupełniam od razu wchłaniając też z miejsca 3 jaja na twardo - niech organizm ma się z czego odbudować. Kolejnym - chwilowo ostatnim krokiem - jest moje wspaniałe łóżeczko na które się walę nie zwracając uwagi na brudne kolano po oleju z łańcucha.

Summa summarum? Hardcore na własne życzenie. To nie powinna być "już" 400-setka ale maksymalnie 200. No może 300. I nie w takich warunkach. Nie w takim upale. Dobrze że przejechałam te 400, ale to był olbrzymi wysiłek, za duży jak na ten poziom rozwoju. A już w tych warunkach atmosferycznych [UPAŁ] powinnam go sobie darować. Mądra Polka po szkodzie. Obym tylko się nie przetrenowała.
Kolejny krok - odpoczynek. Nie 2 ale planuję 3 dni. Muszę dać sobie i przede wszystkim nogom nieco wolnego. Nogi dały z siebie tym razem naprawdę bardzo dużo na górkach. Czuję, że Kaszebe i późniejsze jazdy bardzo dużo poprawiły w ich osiagach. Do licha... Nigdy wcześniej w żadnym poprzednim roku nie wjeżdżałam na wzniesienia mając 20 km/h ot tak sobie bez zmęczenia i bez specjalnego napinania się!
Póki co - tegoroczny HIT już jest :D




  • DST 38.36km
  • Czas 01:45
  • VAVG 21.92km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do roboty i z powrotem

Środa, 6 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa - Ożarów
AVG: 21.78 km/h
MAX: 44.62 km/h

CAD: 71

Po wczorajszym energii już nieco mniej było, ale i tak przelotowa rzędu 32-33 km/h w miejscu gdzie się dało. Czyli jest forma. Bardzo mi się podobał przejazd po Dźwigowej w drodze powrotnej - jak miło było poganiać veturilowców na podjeździe: "kręcimy kręcimy!" ;) Ale ja niedobra jestem! ;)
Poza tym jestem znowu zaskoczona, bo na Marynarskiej było dzisiaj 17 km/h czyli spadek jest niewielki. W drodze powrotnej już się nieco oszczędzałam ale na Łopuszańskiej nie schodziłem poniżej 3 biegu i 15 km/h. A więc jest faktycznie przyrost mocy.
Jeśli chodzi o rower to pewnie czeka go na koniec sezonu albo i wcześniej wymiana sterów, ale to się jeszcze zobaczy. Póki co kieruje się dobrze, mimo pojawiającego się chwilami luzu po mocniejszym hamowaniu lub braniu jakichś krawężniczków czy innych pomysłów projektantuffff śmieszynek rowerowych i innych dróg w tym mieście - pod koło.




  • DST 47.48km
  • Czas 02:02
  • VAVG 23.35km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do roboty i z powrotem

Wtorek, 5 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa - Komorów - Pruszków - Ożarów
AVG: 23.27 km/h
MAX: 40.24 km/h
CAD: 72

Muszę przyznać, że treningi robią swoje. Jest power, jest wytrzymałość, pojawia się siła. Dzisiaj na Łopuszańskiej, prędkość podjazdu 18-18 km/h. Na Marynarskiej 22 km/h i to bez siłowania nawet. W drodze powrotnej na wiadukciku nad WKD w Pruszkowie - 26 km/h. Wiadukt nad torami kolejowymi - 18 km/h. Wiadukt nad A2 kilka kilometrów dalej - 16 km/h. Co ciekawe również na Żbikowskiej za Pruszkowem w kierunku na Ożarów, mimo wiatru i nachylenia terenu - byłam w stanie pociągnąć 24-26 km/h. Ponadto okazuje się również, że całą drogę poza podjazdami jestem w stanie jechać na S2 czyli w normalnym, zakresie pracy. Brakuje mi jeszcze wytrzymałości powyżej S2 na S3. Po osiągnięciu pulsu 155 i wyżej pojawia sie zadycha no i jest po ptokach. Nie ma też już problemów z ruszaniem ze światel itepe. Jest siła niezbędna do popchnięcia, rozkręcenia i przyspieszenia. Ciekawostka: 20/100. 100bpm przy 20 km/h jest już osiągane, czyli mój power jest na co najmniej tak dobrym poziomie jak kilka lat temu :)
Sądziłam, że średnia będzie normalniejsza, ale niestety debile w smrodzikach na Marynarskiej jak zwykle robią co mogą aby zakorkować skutecznie tą ulicę. Włącznie z czterema zaffoodofffcamy w tirolotach, którzy chyba oślepli i nie zobaczyli kilku znaków, a i zapomnieli, że to jest MIASTO, środek MIASTA a nie wieś i tu TIRoloty nie powinny się pchać. A czepiam się - bo mogliby jednak nie zajeżdżać nerwowo drogi i wpuszczać bo i tak na kolejnych światłach będę daleko przed nimi :P




  • DST 104.10km
  • Czas 04:11
  • VAVG 24.88km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Pułtuska

Sobota, 2 czerwca 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Pomiechówek - Nasielsk - Pułtusk - Serock - Dębe - Nowy Dwór Mazowiecki - Pomiechówek
AVG: 24.83 km/h
MAX: 48.63 km/h
CAD: 73

Ano podjechałam sobie smrodem pod halę sportową w Pomiechówku około 13, wypakowałam rowerek, wyciągnęłam graty potrzebne na te kilka kilometrów i ruszyłam przed siebie. W planie był Nasielsk a "potem się zobaczy". Do Nasielska w zasadzie było krótko. Dość szybko mimo wmordewindu, który próbowal przeszkadzać. Raptem kilkanaście kilometrów, więc specjalnie się nawet nie zmęczyłam. Aczkolwiek zrobiłam krótką przerwę na 7 kilometrze dla podeszw stóp, którym nie podobały się znowu buty spd, a potem za Nasielskiem na ~30 kilometrze jeszcze na chwilę. I to były dosłownie chwilki. Teraz patrzę na mapę... Winnica? Winniczki? Chyba coś takiego było, ale znaku chyba nawet nie pamiętam, ale za to wcześniej widziałam Krzyczki(Żabiczki, Pieniążki, Szumne) :) Bardzo ciekawe nazwy wsi trzeba przyznać. Podjazdy i góreczki - były dosyć małe, pokonywałam je bez żadnego specjalnego napinania się, z rzadko kiedy schodząc na podjazdach poniżej 15-16 km/h. Czyli zdecydowanie >>2 bieg.
W Pułtusku patrząc z boku, można powiedzieć, że się na chama wtarabaniłam przed TIRolota. Ok, ok miał do mnie z 50 metrów jeszcze, ale jednak. W dodatku było to na podjeździe i nie mogłam dosyć szybko odskoczyć, aczkolwiek oczywiście nie poddałam się, nie zwolniłam, wypracowałam tą górkę na tyle aby za bardzo tego 40-tonowca nie spowalniać. No cóż... Chyba już byłam tak bardzo napalona, że nie chciałam się zatrzymywać. Ruszanie pod górę ze skręceniem nie jest dosyć szybkie na rowerze, a ruch tam był dość spory. Jakby nie było - DK61. Rozpędzenie się, i zaczęła się kolejka podjazdów i zjazdów. Znakomite miejsce do poćwiczenia wytrzymałości. Początkowo pozwalałam nogom na schodzenie na 2 bieg, ale potem "jakoś tak" stwierdziłam, że to ma być rozwój a nie stagnacja i tuptanie w miejscu. I dalejże na 3 biegu pod cięższe górki, a co! :D Muszę przyznać, że mięśniom nóg się to nawet podobało, nie jęczały i nie prosiły o darowanie życia swoim włókienkom ;)
W tym roku nie zignorowałam znaku zakazu na wysokości Klusek i zjechałam na bok celem sprawdzenia drogi na Serock, wypicia dodatkowego izotonika aby się dowodnić i jak tylko to zrobiłam - od razu jazda dalej. Drogę sprawdzałam po to, aby ominąć DK61 i wylecieć w Borowej Górze na Dębe. I tak też uczyniłam. Ledwo co zjechałem - od razu poczułam lekkie dopalenie. Wcześniej wiatr przeszkadzał - teraz trochę pomagał. W drodze do Dębe zatrzymałam się jeszcze aby uzupełnić zawartość camelbaka izotonikami. Przy okazji sprawdziłam odległości do Pomiechówka i okazało się, że to raptem tylko kilka kilometrów. No, może naście. Kiepsko. Chciałam wiecej! W Dębe miałam do wyboru - albo pociągnąć dalej via DK62 co było średnim pomysłem, albo zjechać po tamie na dół na południowy brzeg Narwi. Co również było takim sobie pomysłem bo potem czekały mnie podjazdy za Nowym Dworem Mazowieckim. Ale chwila, JA nie dam rady?! JA?! ;) Przeleciałam przez tamę jak pocisk i wykręciłem na DW631, którą poszłam na zachód. Niestety, na wysokości terenów wojskowych nie mogłam już ignorować bólu ścięgna/mięśni znajdujących się pod językiem lewego buta i zrobiłam szybki przystaneczek na poluzowanie zapięcia. Od razu leciało się lepiej i bezboleśnie. I tak dotarłam do NDMu, gdzie wykręciłam obok maka (nie, nie spotkamy się :P) na DK85, którą pognałam do DK62 wiodącej przez Pomiechówek. Oczywiście tam był spodziewany przeze mnie podjazd, a nawet kilka. I wcale nie były one takie trudne jak mi się kieeedyś wydawało. Ba, nie musiałam nawet schodzić na 2 bieg, no chyba że na skrzyżowaniu za mostem, gdzie upewniłam się, że dobrze jadę. Po krajówce jechało się też calkiem płynnie, mimo iż miałem za sobą kilka TIRolotów, które jednak wyprzedzały mnie ciągnąc po pasie dla jadących z naprzeciwka :) Wiwat zawodowcy :) I wreszcie Pomiechówek. Na liczniku 104 kilometry, średnia też calkiem odpowiednia jak na taki dystans.
Podsumowując:
- raptem 3 przystaneczki na minutkę
- zero jedzenia po drodze, samo picie. Wypite: 2+3*0.7= 4,1 litra, bez pół litra, które zostało w camelbacku czyli około 3.5 litra.
- dobrze, ze pogoda była odpowiednia na rower, nie grzało za mocno, ale też nie padało tak więc jechało się bardzo przyjemnie.




  • DST 96.42km
  • Czas 03:57
  • VAVG 24.41km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Skrzeszewa

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Mościska - Czosnów - Nowy Dwór Mazowiecki - Janówek Pierwszy - Skrzeszew - Legionowo - Warszawa - Babice - Ożarów
AVG: 24.40 km/h
MAX: 39.86 km/h
CAD: 76

Wmordewind i tyle w temacie. To znaczy - miało go tak dużo nie być wg Windy.com - a jednak był i przeszkadzał. Momentami znacznie. Do Łomianek i Rolniczej to w zasadzie szło mi nieźle. Potem zaczęłam odczuwać rosnący upał, który odbierał i wysysał ze mnie energię. Dodatkowo podeszwy stóp przestały być kompatybilne z butami i w zasadzie to właśnie BÓL stóp powodował, że nie mogłam skoncentrować się na wyciąganiu z siebie maksimum możliwości. Praktycznie nie było 10 kilometrów, abym nie zatrzymywała się i nie próbowała rozchodzić nóg. Próbowałam też zmiany położenia bloku na lewym bucie - niestety to wiele nie pomogło. W dodatku BÓL pojawiał się zarówno na stopie lewej jak i prawej, tak więc zamiast zakładanego Zegrza skończyłam w Skrzeszewie. Pomijając fakt, iż za wcześnie skręciłam w prawo i miast na NDM i Pomiechówek - poleciałam na Wieliszew.
Górki - brałam jak leci. Mogłam faktycznie na nich wyciągać tyle ile chciałam, ale BÓL podeszw stóp hamował mnie dość znacznie. Dopiero wracając przez Warszawę byłam już trochę znieczulonz na tyle, aby chwilowo ignorować tą BOLESNOŚĆ - dzięki czemu wdrapałam się przez cały podjazd na Trasie Mostu Północnego z V ~ 23 km/h. NIeźle :D Aczkolwiek w sumie nie powinno mnie tam być, prawda? A jednak. Mam dosyć opieprzania się na XYZ zakręcikach śmieszynki rowerowej, której jakaś menda projektancka nie umiała poprowadzić możliwie po prostej na moście, a nie gdzieś obok, w dodatku slalomując nie tylko w poziomie - ale i w pionie. Bo przecież poruszanie się rowerem jest fe, rower to tylko rekreacja! :P

Picie: 3 litry wody/izotonika +1.5 = 4.5 litra. Camelback sprawdza się bardzo dobrze, nie trzeba się zatrzymywać celem nawodnienia.
Rower: posmarowanie i zluzowanie zawiasu kierownicy spowodowało ustąpienie przykrego skrzypienia. Czyli to jednak było to, a nie coś z fotelikiem jak podejrzewałam wcześniej. Aczkolwiek coś tam jeszcze momentami trzeszczy i muszę to sprawdzić podczas jazdy.
Siła - chyba ciuteńkę się pojawia, znacznie bardziej jednak widać rosnącą wytrzymałość, która wydaje mi się obecnie nawet większa niż na koniec sezonu 2017 podczas brevetu w Pomiechówku. Most nad Wisłą w Kazuniu przeskoczyłam również szybciej i pewniej niż poprzednim razem jadąc do Wyszogrodu. Nogi potrafią też już szybciej rozpocząć kręcenie na wyższych biegach zaraz po skończeniu podjazdu.

Buty - zastanawiam się czy by nie zmienić wkładki w środku na te kupne w Decathlonie. Ale chyba skończy się jednak mimo wszystko na kupnie butów Shitmano, które do tej pory nie powodowały u mnie takich problemów jak te Bontrager, Btwiny czy Sidi.

P.S. Rosnąca kadencja (76!) to chyba efekt częstszej zmiany biegów i dopasowywania ich do tego co chcą nogi. Bez przymuszania się do kręcenia na niskiej kadencji z dużą siłą.




  • DST 18.42km
  • Czas 00:45
  • VAVG 24.56km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z roboty do domu

Środa, 30 maja 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Warszawa - Ożarów
AVG: 24.32 km/h
MAX: 45.15 km/h
CAD: 73

Wpis jest oddzielny, ponieważ to są jedyne dane z licznika jakie posiadam z tego dnia. Niestety ale rano okazało się, że przewód od czujnika przy kole poszedł się wziął i połamał. Także poleciałam na Stravie z której dodałam poranny przebieg.
Start to wiadomo, Po(d)stępu - megakorek, kierowcy i kierowczyki, każdy się wciska jak tylko może. I to mimo iż jest już 18:20 czy nawet wpół do 19. Marynarska - spokojniej, ale przede mną 2 przegubowce, a jak zostały już z tyłu to znowu problem bo na pewno będą wyprzedzały a raczej nie mają gdzie... Podjazd na stopniowym szybkim redukowaniu biegów, ostatecznie na 2 biegu. Po drodze wnerw, bo jakaś chińska ****** wymyśliła ograniczenie głośności w telefonie. Biedna, pewnie nigdy nie trzymała w rączkach słuchawek co nie mają 4-8 Ohm oporności ale 64... :P Wiadukt na Łopuszańskiej poszedł jako tako, również ostatecznie na 2 biegu, ale czuć, że dałoby się i więcej. Na Kleszczowej znowu spotkanie II stopnia z kierowczykiem, który wyprzedzał za blisko Mazdą 6 z rejestracją z PO. Czyżby tam w Poznańskiem nie znali PoRDu? O dziwo dogoniłam klienta przy skręcie w Bolesława Chrobrego:
- Ale ja nic nie zrobiłem!
= Wyprzedzał pan za blisko...
- To trzeba było jechać bliżej krawężnika!
Jasssssssssssssne. Podsumujmy:
- ślepota
- nieznajomość PoRDu
- brak kultury na drodze
Nic tylko zabrać prawko.
Wiadukt pod torami we Włochach pokonałam mając >30 km/h. No po prostu nogi zrobiły to co mi się spodobało. Na Dźwigowej dałam im więcej luzu ze względu na sygnalizację i to, że nie musiałem się spieszyć ze zmianą pasa ruchu na lewy do skrętu w Połczyńską.
Połczyńska i Poznańska - przelotowa od 32 do 35 km/h. Jestem w lekkim szoku, bo takiej mocy się tak szybko nie spodziewałam. Widać efekty po KaszbeRundzie. Zresztą na KR też nogi dawały nieźle sobie radę co było widać na niektórych podjazdach.
Z czym problem?
Wydaje mi się, że z siłą, której chwilami nie ma. Jest pewna wytrzymałość, ale dopiero przy większych kadencjach. Z kolei starty są dość powolne. Ale przyspieszenie idzie potem już zupełnie dobrze.




  • DST 17.80km
  • Czas 00:51
  • VAVG 20.94km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do roboty

Środa, 30 maja 2018 · dodano: 08.07.2018 | Komentarze 0

Ożarów - Warszawa
Dane z licznika - brak. Strava cos pieprzy o 20.8 km/h

Z rana okazało się, że licznik mi nie działa, w związku z czym odpaliłam Stravę. Nawet umiała coś naliczyć i nie zgubić sygnału GPS (WOOOOOW!) i nie ma teleportów po prostej między punktami... :P
Swoją drogą zrobić 17 kilometrów w 51 minut? Tak oszukiwać umie tylko straffa.