Info

Suma podjazdów to 3363 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Sierpień2 - 0
- 2025, Lipiec13 - 0
- 2025, Czerwiec10 - 0
- 2025, Maj11 - 0
- 2025, Kwiecień6 - 0
- 2025, Marzec11 - 0
- 2025, Luty8 - 0
- 2025, Styczeń9 - 0
- 2024, Grudzień8 - 0
- 2024, Listopad6 - 0
- 2024, Październik11 - 0
- 2024, Wrzesień11 - 0
- 2024, Sierpień12 - 0
- 2024, Lipiec17 - 0
- 2024, Czerwiec19 - 0
- 2024, Maj13 - 0
- 2024, Kwiecień9 - 0
- 2024, Marzec13 - 0
- 2024, Luty10 - 0
- 2024, Styczeń1 - 0
- 2023, Grudzień5 - 0
- 2023, Listopad8 - 0
- 2023, Październik12 - 0
- 2023, Wrzesień10 - 0
- 2023, Sierpień13 - 0
- 2023, Lipiec12 - 0
- 2023, Czerwiec12 - 0
- 2023, Maj14 - 0
- 2023, Kwiecień11 - 0
- 2023, Marzec15 - 0
- 2023, Luty8 - 0
- 2023, Styczeń4 - 0
- 2022, Grudzień8 - 0
- 2022, Listopad15 - 0
- 2022, Październik15 - 0
- 2022, Wrzesień7 - 0
- 2022, Sierpień8 - 0
- 2022, Lipiec13 - 1
- 2022, Czerwiec8 - 2
- 2022, Maj11 - 0
- 2022, Kwiecień7 - 1
- 2022, Marzec3 - 0
- 2021, Listopad4 - 0
- 2021, Październik11 - 0
- 2021, Wrzesień10 - 0
- 2021, Sierpień16 - 0
- 2021, Lipiec11 - 0
- 2021, Czerwiec11 - 0
- 2021, Maj14 - 2
- 2021, Kwiecień7 - 0
- 2021, Marzec4 - 0
- 2021, Luty3 - 0
- 2021, Styczeń1 - 0
- 2020, Listopad2 - 0
- 2020, Październik6 - 0
- 2020, Wrzesień6 - 0
- 2020, Sierpień7 - 0
- 2020, Lipiec9 - 1
- 2020, Czerwiec12 - 6
- 2020, Maj11 - 3
- 2020, Kwiecień13 - 5
- 2020, Marzec15 - 4
- 2020, Luty13 - 3
- 2020, Styczeń2 - 0
- 2019, Grudzień2 - 0
- 2019, Listopad7 - 0
- 2019, Październik18 - 2
- 2019, Wrzesień12 - 0
- 2019, Sierpień18 - 0
- 2019, Lipiec13 - 2
- 2019, Czerwiec13 - 2
- 2019, Maj19 - 0
- 2019, Kwiecień7 - 0
- 2019, Marzec6 - 1
- 2019, Luty3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad14 - 0
- 2018, Październik18 - 0
- 2018, Wrzesień7 - 0
- 2018, Sierpień16 - 2
- 2018, Lipiec12 - 1
- 2018, Czerwiec13 - 0
- 2018, Maj18 - 0
- 2018, Kwiecień17 - 0
Blue
Dystans całkowity: | 12598.82 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 596:33 |
Średnia prędkość: | 21.12 km/h |
Suma podjazdów: | 1661 m |
Suma kalorii: | 658 kcal |
Liczba aktywności: | 230 |
Średnio na aktywność: | 54.78 km i 2h 35m |
Więcej statystyk |
- DST 175.09km
- Czas 08:36
- VAVG 20.36km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Kaszeberunda
Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 14.06.2021 | Komentarze 0
Kościerzyna i trasa Kaszeberundy + dojazd do miejsca startu i powrót
AVG: 20.33 km/h
MAX: 52.81 km/h
Aby mieć pełną wizję, trzeba poznać całość więc ten wpis będzie dosyć długi. I dobrze, będę miała co czytać po latach :D
Ten sezon zaczynałam praktycznie pod koniec kwietnia, jak pogoda się ustabilizowała na tyle ile powinna w takim miesiącu. Zatem czasu miałam nieco mało, ale to co miałam starałam się wykorzystać w 100%. Różnie z tym bywało, ale plan moim zdaniem wykonałam w 92.75%. Liczę to tak, że zgodnie z założeniami nie chciałam być w gorszej kondycji jak 2 lata temu na Kaszeberundzie - na tegorocznej Kaszeberundzie. Wówczas miałam przejechane około 2.000 kilometrów, w tym roku udało mi się przejechać przed imprezą 1855, a więc po podzieleniu obecnego dystansu przez poprzedni wychodzi 92.75%. Czyli całkiem nieźle. A w zasadzie to bardzo dobrze, biorąc pod uwagę jakość treningów tegorocznych, które nie były tylko samym nudnym kręceniem. Tu było coś więcej. Znacznie więcej.
W pogoni za przygotowaniem, bazując na własnych obserwacjach nieco ponad tydzień temu postanowiłam sprawdzić się w terenie i to zrobiłam w okolicy Bydgoszczy, dzięki czemu nogi nabyły nowe doświadczenia. Oczywiście nie wystarczyła mi 1 dniowa wycieczka, więc dobiłam się w niedzielę drugą i to mogło zadecydować o tym, że się wypompowałam na tyle mocno, że Organizm potrzebował więcej czasu na regenerację, którego to czasu mu zabrakło. W środę czułam, że przyrostu formy nie ma i jest pewien spadek ale miałam nadzieję na zregenerowanie do niedzieli, co niestety się nie udalo. Dlaczego? Cholera wie. Na pewno Organizm dostawał wszystko to co powinien.
Przed startem jadąc na miejsce gdzie zaczynał się maraton już odczuwałam, ze czegoś jakby brakuje, ale wiadomo że Organizm nierozgrzany więc to jeszcze mogłam zignorować. Ale na trasie było już gorzej. Po prostu brakowało kondycji, Organizm nie bardzo chyba wiedział co ma robić ale jakoś tam dobrnęłam do Borska i wsunęłam niezłe śniadanie i po nim ruszyłam dalej w drogę, ale im dalej tym ciutkę słabiej. Zabrakło mi drugiego punktu przy szkole, a kolejny był dopiero w Laskach. Już wtedy czułam, ze jest kiepsko, że nie jestem w formie, że coś jest nie tak, że za duzo rzeczy mi też przeszkadza - zbyt twarde buty SPD, zbyt wpijające się w prawe podudzie ventisit. W końcu dojechałam do rozstaju dróg i tras na 120 i 200 km i tam stanęłam na ~10 minut. Napić się, podeżreć coś słodkiego... przed podjęciem decyzji czy w lewo czy prosto. 200? Czy 120? Oczywiście zgodnie z planem ostatecznie ruszyłam na 200 ale przez kilka następnych kilometrów zatrzymywałam się jeszcze 2 razy pytając siebie samą czy na pewno dam radę? Tutaj przyszedł z pomocą opracowany wcześniej sposób radzenia sobie z takimi wyborami - mam notatkę z tytułami energetycznych utworów muzycznych - więc i tym razem poleciał Alone Tonight Above & Beyond. Startujące rakiety pomagają i to bardzo - więc chwilę potem jechałam dalej ciesząc się z dokonanego wyboru. Jednocześnie mając pewne wątpliwości czy aby na pewno? Bo co z tego, że dojadę jakoś potem do mety - której może już nie będzie - jeśli potem będę znacznie dłuzej dochodziła do siebie po jeszcze większym wysiłku i przez to opóźnię swój dalszy rozwój?
Mimo to parłam do przodu ile mogłam i wkrótce dojechałam do Lasek, gdzie wchłonęłam banana i po kilku chwilach ruszyłam dalej, za małą grupką chłopaka i dwóch dziewczyn. uciekali mi nieco, ale po kilku minutach ich dogoniłam i ciągnęłam jak mogłam na kole, albo gdzieś z boku chwilami wchodząc w grupę aby nie hamować na małych zjazdach. Jakoś to szło, czułam że mam pewien zapasik mocy, tempo było momentami prawie spacerowe. Prawie. Bo jednak im głębiej w las tym więcej trudu musiałam z siebie wydobyć aby ciągnąć tak jak oni. I za Swornymigaciami pojawił się kryzysik an jednym z dłuższych podjazdów, grupka mnie wyprzedziła i pooooszła dalej a ja zostałam sama. Pomachałam im jeszcze jak to mam w zwyczaju i... dogoniłam chwilę potem. Scenariusz ten powtórzył się jeszcze raz ale przy kolejnym odejściu zostałam już sama i to się nie zmieniło do zjazdu z DW236. Niedaleko dalej pomiędzy Jeziorami Małym i Dużym Głuchem stanęłam i zrozumiałam, że w zasadzie no to mam lekko przerypane. Najdalszy zakatek trasy a ja... sama nie wiem co mam robić. Energii brak, wydolność Organizmu została w Bydgoszczy tydzień wcześniej. A wiedziałam co mnie czeka po trasie - czyli znamienite podjazdy na trasie do Ugoszczy, gdzie jest coś co boli a jakby było mało jeszcze, to za DK20 czeka Półczno i Sulęczyno. Ten drugi taki taki cudowny :D Jak się jest w formie to się przelatuje i zastanawia gdzie te takie okropności są. A jak się formy nie ma tak jak ja nie miałam to się człowiek wnerwia bo noga nie podaje. Dlatego kiedy ponownie pojawił sie przy mnei Ratownik na motocyklu, dałam Mu znać że odpadam. On mi zaproponował serwis rowerowy ale... Na liczniku tylko 103 kilometry... A ja chciałam tego dnia zrobić co najmniej 120, tyle ile wynosiła średnia trasa. Dlatego pokręciłam główką - nie, nie trzeba dam sobie radę i pojadę do Kościerzyny sama... Bo przecież wg map gugla mam do przejechania tylko 68 kilometrów, prawda? :P Albo 80... Jak kto woli.
I te 68 to nie było proste zadanie, dwukrotnie musiałąm się zatrzymywać i po prostu regenerować siły. A czy dałabym radę jednak podjechać te urocze miejsca o których wspomniałam wcześniej? Na to pytanie odpowiedział mi podjazd na DK20 tuż przed Kościerzyną. Kategorycznie stwierdził: nie.
Łącznie zrobiłam 175 kilometrów i wg sprawdzenia w RWG po mojej trasce wyszło spokojnie >200 metrów mniej podjazdów.
I tu aspekty jakie musiałam wziąć pod uwagę:
- ukończenie maratonu?
- buty SPD będące bolesnym końcem moich dolnych konczyn
- siedzenie i ból pułdupka
- brak formy, szybkie męczenie się
- niewielką różnicę pomiędzy 168-170 km a 200 kilometrami na końcu
- zamykane bufety po drodze, które moga być już nieczynne
- ciągnące się patrole motocyklistów (szacun rzecz jasna), czekające na ostatnich maruderów czyli na mnie...
- nieczynną metę na koniec
- jeszcze dłuzszą regenerację która i tak nie byłá pełna - tu się kłania wykresdik z friela bodaj o tym jak to jest jak się wpadnie w dół przetrenowania. Oczywiście Dziki Trener twierdzi że nie ma czegoś takiego jak przetrenowanie, ja stwierdzam że nie wiem komu mam wierzyć i ma to wedupie. Pełnej regeneracji nie osiągnęłam przed Kaszeberundą.
- wolność - czyli robię co chcę po zjechaniu z trasy i przerwaniu udziału w Imprezie
- tak czy owak do pokonania 68 kilometrów samotnie po terenie Kaszub, które do płaskich jak wspomniałam wcześniej nie należą
- marudzenie znajomych: "nie dała rady!" Ojeeeej. Sram na to. Zapomniał wół jak cielęciem był.
- "ale kilka lat wczesniej zrobiłaś mimo iż w ogóle nie miałaś formy". I jak potem wyglądałam? Jak TRUP? Który nie jest w stanie ustać? Który trzęsie się jak osika? Na co mi to i jak to wpłynie na mój dalszy trening?
- "walczy się do końca!" a to sobie walczcie. Powodzenia. Ja machać motyką w kierunku Słońca nie zamierzam :D
Wiem jedno - 99% polskich rowerzystów jeżdżących w Polsce nawet nie marzy o tym żeby przejechać 100 kilometrów na raz, nie mówiąc o wzięciu udziału w takiej imprezie jak Kaszeberunda. Więc nawet jak nie przejadę pełnych 200 kilometrów a tylko 170 to i tak jestem "Above & Beyond" zasięgiem 99% rowerzystów ;)
P.S. Próba robienia na siłę 120 kilometrów była błędna. Zjarałam wszystko co miałam, z czego mogłam wyciągnąć to wyciągnęłam i wróciłam do bazy noclegowej po prostu pusta. Zajechana. Gdybym zrobiła sobie tak jak zrobiłam na tym 55 kilometrze ta przerwę i potem kolejną juz na punkcie na średnim dystansie, tam odpoczęła jeszcze trochę i potem kontynuowała w podobny sposób przejazd to z całą pewnością do domku bym dojechała szczęśliwa i mając jeszcze kilka % energii. Również regeneracja nie trwałaby tak długo i ja sama nie czułabym się jak wypluta i nie chodziła wqrwiona na wszystko przez następne 24 godziny.
P.S.2 Pewną przyczyną niezregemnerowania się mogła być mniejsza ilość snu - wychodziło mi jakieś 5-6 h średnio kilka dni pod rząd po przebojach w Bydgoszczy.
- DST 60.24km
- Czas 02:42
- VAVG 22.31km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Okolice
Środa, 9 czerwca 2021 · dodano: 09.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Białutki - Białuty - Błonie - Grodzisk Mazowiecki - Milanówek - Brwinów - Pruszków - Ożarów
AVG: 22.26 km/h
MAX: 41.19 km/h
Na ostatnich kilku kilometrach zrozumiałam jak nabrać siły a nie tylko samej wytrzymałości. Cool. Ale od początku.
Ale mi się nie wiem jak nie chciało to ciężko przyznać, ale wzięłam się i zmusiłam i wyszłam z rowerkiem na rowerek. Tak prawdę powiedziawszy to nie tylko na rowerek ale i na obiadek w znanym doskonale miejscu ale o tym sza, pomińmy te słabsze strony wyżywienia... :P Zatem z racji dystansu zdecydowałam się na Białutki i Białuty i tamtedy pognałąm starając się powalczyć powyżej średniej możliwości z wiatrem, ale tak aby się nie zajechać bo w tym tygodniu celem nie jest zajeżdżanie się, ale dalszy mały rozwój, podtrzymanie tego co juz jest i lekki odpoczynek przed Kaszeberundą, która ma miejsce tuż tuż za momencik czyli w niedzielę. Z Białut poganałm po prostej DW do Błonia, gdzie usiadłam, zjadłam i wyszłam - tak w skrócie. Przed wyjściem jeszcze spojrzam na mapkę, stwierdziłam że nie, Wawrzyszewa nie chciałam zrobić tym razem bo nie i już i poleciałam na Grodzisk, mimo iż w pamięci miałam bardzo nieładne, chamskie zachowania kierowczyków tirolotów. I poleciałam dochodząc do DW przez lokalne miejskie. Na moje szczęście ruch do ronda na szczycie przy A2 był stosunkowo niewielki, jechało się zupełnie fajnie. Tak samo po drugiej stronie, aż do zjazdu i skrętu na Grodzisk. A potem dogonił mnie jakiś RABEN... Dogonił i zaczał trąbić i trąbić... I trąbić... No to co ja mogę zrobić? Wyjechałam grzecznie bardziej przed niego, zwolniłam - a nuż coś się dzieje nie tak? Może coś z rowerkiem? Zatrzymałam się, zsiadłąm z roweru słysząc jak ten tirolot za mna parska po zatrzymaniu, jego kierowczyk jak poprzednio trąbił... Oglądam się za siebie, facio coś tam pokazuje na różowy chodnik po prawej i coś tam u siebie gada - czego w ogóle nie słyszałam. Poikazuję mu, żeby wyjął słuchawki z uszu (!tak! kierowczyk miał słuchawki w uszach :D)m, a on dalej coś tam trąbi i coś mi wskazuje na chodnik. Wzruszyłam ramionami, siadłam na rower i pojechałam dalej. Ale faciu dogania mnie, znowu trąbi. I o co mu chodzi? Ponownie zwalniam, ponownie się zatrzymuję - wiedząc doskonale że takiego weqrwionego kierowczyka każdorazowe moje zatrzymania wqrwia jeszcze bardziej ale... o to chodzi :D Niech tylko wyjdzie z szoferki, niech się ładnie pokaże do kamerki... Ale nie. Nie wysiadł, tylko dalej podqrwiony coś tam pokazuje na prawo, na prawo, na prawo... Patrzę na prawo, postałam tam chwilę, drugą, popatrzyłam na niego... I ruszyłam dalej, ale obok był przystanek to zjechałam bo głupiemu durniowi lepiej ustąpić, bo a nuz odwali coś głuipiego? Oczywiście zjeżdżając nie zapomniałam o właściwym pożegnaniu kierowczyka międzynarodowym gestem pożegnania :D
Przypomnijmy więc raz jeszcze:
- klakson nie służy do nadużywania, używa się go tylko w razie niebezpieczeństwa. Trąbienie na rowerzystów w takich sytuacjach jest absolutnie naganne gdyż może przerazić rowerzystę i spowodować wypadek
- od karania rowerzystów jadących tam gdzie nie powinni jest milicja i inne służby a nie byle kierowczyk z RABENu
- jeśli pan wielmożny kierowczyk nie umie się powstrzymać to nie tylko nie powinien być kierowcą zawodowym ale nie powinien mieć prawa jazdy nawet na hulajnogę (!)
"A jak ty byś jechała to....."
To co? Ileż razy jadąc osobówką miałam przypały robione przez kretyństwo jadące byle jak, nie wiedzące jak jechać, pędzące po Ax z prędkością 100 km/h i wstrzymujące ruch i... I co? I nie trąbiłam, nie machałam grabiami, nie wyzywałam. Jeśli ja mogę, nie bedąc kierowcą zawodowym jechać normalnie, łagodnie i kulturalnie wobec innych, nawet tych co jadą gorzej niż ja - to ten zawodowiec MUSI to robić TYM BARDZIEJ.
A jeśli nie umie lub nie chce - to czas oddać prawko i zająć się np hodowaniem szypiorka. Albo grzybków w kiblu.
Uprzedzam lojalnie wszystkich takich samych jak on. Dzisiaj zatrzymałam się _tylko_ 2 razy, następnym razem zatrzymam się na dłużej, odlożę rower na jezdnię, podejdę do szoferki z telefonem i nagram dokłądnie kierowcę wzywając przy tym milicję do podejrzanie zachowującego się kierowcy - prawdopodobnie pijanego :D Wniosek jaki będzie z tego będzie taki:
- ja dostanę mandat w wysokości 50-100 złotych
- on dostanie mandat za stwarzanie zagrożenie w ruchu lądowym
- jego tachometr tyka, na przyjazd milicji straci co najmniej z pół godziny jak nie godzinę = nie dojedzie do miejsca przeznaczenia lub wybranego miejsca odpoczynku, sorry... lajf is brutal...
"Ale ty jesteś chamska!!!"
No jasne... SETKI RAZY jadąc rowerem czy samochodem przepuszczam TIRy wszędzie gdzie tylko się da. Zawsze jak mogę się zatrzymać - zatrzymuję się i puszczam. Zdarzyło mi się też schodzić z roweru, zatrzymywać ruch innych aut, aby ten TIR mógł wyjechać na drogę. I w zwią zku z tym MAM PRAWO oczekiwać przynajmniej 1/100 tego co ja daję im i przepuszczenia mnie i zrozumienia, że NIE, w tym miejscu z jakiegoś powodu nie pojadę po chodniku czy innej chodnikopodobnej śmieszynce rowerkowej.
"Kierowca mógł mieć zły dzień..."
Aha, dlatego ja w swoim samochodzie mając złe dni mogę zapieprzać 200 km/h wszędzie gdzie zechcę? Po to jest po testach i po odpowiednim szkoleniu na kierowcę zawodowego aby zdawać sobie sprawę z tego CO prowadzi, i że to waży nie 15 kg jak rower ale 40 TON.
- DST 52.23km
- Czas 02:36
- VAVG 20.09km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Szarańcza
Niedziela, 6 czerwca 2021 · dodano: 07.06.2021 | Komentarze 0
Bydgoszcz - Kotomierz - DK56 X DW256 - Kusowo - Dobrcz - Bydgoszcz
AVG: 19.97 km/h
MAX: 45.22 km/h
Nocka w namiocie była twarda i średnio się wyspałam, ale zawsze te kilka godzin na płask było i część zmęczenia ze mnie zeszła. Obudziłam się jakoś tak z powodu rosnącego ciepła, na zewnątrz robiła się kolejna "lampa" i czas było zbierać się i udawać biegusiem na śniadanie do srakamaka... ;) No tam najlepiej mi smakuje żąrcie "na obczyźnie" bo zawsze wiem jak ma smakować ;)
Pakowanie namiotu zajeło mi niestety kilka minut bo musiałam oczyścić podłogę z mokrej ziemi, ptoem jeszcze toto dokładnie zwinąć, dorzucić górę... Ale w końcu byłam gotowa i opuściłam "Zimne Wody" z uśmiechem na ustach i gotowa do kolejnych kilometrów na rowerze.
Srakamaka odwiedziłam na Marszałka Focha czyli standardowo, jak kiedyś. Dwa tosty, srakmuffin farmerski i można rozmawiać o jeździe dalej - rowerowej. Jednak w tym celu musiałąm się przenieść na Myślęcinek gdzie już wjeżdzając na uliczkę Rekreacyjną widziałam pozajmowane wszystkie miejsca, włącznie z tym które sama zajęłam dzień wczesniej. No i ta Rekreacyjkna i tyle samochodóœ stojących tam dalej... A czy da się już przejechać przez mostek do Niemcza? Poleciałam samochodem na sam koniec, sprawdziłam że niestety ale nie. Ale wracając zobaczyłam... poziomkę :D No i zawróciłam, dogoniłam, zatrzymałam... I godzina stania i gadania z życia :D
Po spotkaniu wróciłam na bliższe petli tramwajowej miejsca i wjechałam w las jak wczesniej licząc na cokolwiek do stanięcia tam, ale niestety. mało miejsca, bardzo ciasno i jakoś wolałam aż tak głęboko samochodu nie zostawiać. Dlatego wycofałam się i dołączyłam do ciągu samochodów parkujących wzdłuż Rekreacyjnej na jej ukośnym odcinku idącym na pólnocny zachód. Chwilę potem za mną stanęły kolejne samochody i kolejne... Mimo iż była ledwo co trzynasta godzina to ludzi zjeżdzało się coraz więcej. Cóż, park w Myslęcinku jest znakomitym miejscem na odpoczynek i nie można się dziwić masowym przyjazdom mieszkańców Bydgoszczy w to miejsce. Można się jednak dziwić zachowaniom niektórych z nich ;P
Wyjazd zajął mi nieco mniej czasu, nie musiałam się już przejmować paroma detalami potrzebnymi na wieczór i w nocy, aczkolwiek złamany uchwyt na smartfona pozbawił mnie paru % szczęścia. Nie dość że nowy wydatek to jeszcze brak pełnej przyjemności ze słuchania podczas jazdy. I kilka chwil potem już się toczyłam na ulubiony asfaltowy wjazd do parku, od razu widząc rosnący ruch ludzi i pojawiających się rowerzystów, którzy nie do końca chyba wiedzieli już co się dzieje przed nimi i robili dość gwałtowne manewry. Na szczęście doświadczenie moje poradziło sobie z tymi paroma przypadkami ale też miałam chwilę zgrozy. Oto z przeciwka jechała paniusia dość młoda, która zapomniałą chyba o Bożym Świecie, kierując się idealnie na mnie. Szczęście moja porządna trąbka wybudziła ją z letargu i minełyśmy się przy akompaniamencie jej głośnego PRZEPRASZAM!!! Wspaniale, że mnie przeprasza, że zauważą swój błąd, szkoda że po czasie, kiedy spotkaniowa wynosiła już 40-50 km/h i co by było gdybyśmy się zderzyły czołowo? Ja pewnie bym to jakoś zniosła... W końcu mam suport z przodu i ostre zębatki i pedały... A ona? Głowa z przodu. I co? OIOM? Warzywko?
Na podjeździe w Myślęcinku podobnie jak dzień wcześniej dłuższe chwile mordowania się, powiększone o zmęczenie mięśni z dnia poprzedniego jednak obyło się bez zrzucania z przodu z blatu na mniejszą tarczę więc sobie jakoś_tam poradziłam. Ciężko żebym sobie radziła znacznie lepiej, jeśli tam nie jeżdżę na co dzień ;)
Dalsza trasa to standard - kierunek Kotomierz, jednakże z wykorzystaniem niektórych elementów powstałej w międzyczasie infrastruktury rowerowo-rekreacyjnej. No niestety braki są, nie ma oznakowania lub jest ono niepełne, a niektóre zjazdy i wjazdy wołają o pomstę do "inszyniera-insztalatora" który toto projektował i wykonywał. Mimo wszystko odniosłam wrażenie że poprzez zmianę kieurnku wiatru jechało mi się nieco lepiej, ale może to tylko złudzenie. W Kotomierzu zatrzymałam się wyrzucić już pusta butelkę po osiku po czym w miarę wcześnie wjechałam na śmieszynkę rowerową nie tyle co z chęci uniknięcinia spotkań z samochodami ile z chęci przejazdu w ciszy i spokoju. To mi dało bezproblemowy wyjazd na DK5, gdzie obecnie trwają wielkie prace nad przerobieniem tej trasy na ekspresówkę i mój pobyt tam nie należąl chyba do mile widzianych bo pobocza często nie ma już, a powstające jezdnie wymagają przesunięcia jezdni DK5 na bok co z kolei skutkuje zwężeniem drogi i spowolnieniem ruchu a kiedy pojawia się tam nie najszybszy rower to już robi się średnio szybko. Dlatego w Kusowie odbiłam na bok i skierowałam się na Dobrcz, skąd wyjechałam w Pyszczynie i skręciłam na Bydgoszcz. Ta sama trasa, tak często pokonywana kilka lat wcześniej a jednak ciągle sprawiająca dużą dozę przyjemności. Aczkolwiek powstała ścieżka rowerowa nie jest najlepsza nie tylko dlatego że powstała w takim charakterze (ok, asfalt nie jest zły, jest ok) ile także przez to że naruszyła cichy zakątek z wiatą w pełnym lesie. A las jest piekny - ta cała masa zielnie, te wszystkie barwy zielonego odcięte pięknym letnim niebem ze słońcem - to jest to co chyba kazdy lubi i ceni. I to tam jest. Zresztą sam las na Myślęcinku jest przepiękny, to jest super miejsce do spacerów, do przejażdżek rowerem po lesie (nie po ścieżkach asfaltowych, tam trzeba mieć górala). Tuż przed Żołędowem wybudowali ekspresówkę S5 - kiedyś nie było tam kompletnie nic, nie licząc drogi prowadzącej na Augustowo. Dzisiaj w swego rodzaju dosyć niewielkim wykopie pędzą samochodu, na szczęscie dośc mało słyszalne we wsi obok i mało dokuczliwe dla jadacych ulicą Kotomierską na południe czy północ. W Żołędowie jest również to miejsce, ten przystanek PKS na którym zmęczona siedziałam ze 2 razy w 2013 i 2014 roku. Wtedy na jesieni i w zimie to miejsce wyglądało odpychająco, czułam się przytłoczona tą szarością, all w lecie, w pełni słońca nawet taki brzydki przystanek sprzed lat, za czasów PRL ma swój pewien mały urok. Dla mnie to miejsce przypomina mi, że tu spędziłam kilka dłuższych chwil odpoczywając po tym jak koledzy przepędzili mnie po raz pierwszy po kujawsko-pomorskim kiedy ziałam i dyszałam a oni pędzili jakby nie odczuwali zmęczenie :) To jest właśnie taka wydolnosć Organizmu, która tworzy się w takich miejscach, gdzie nie ma płaskiej równiny, gdzie nie ma 1 kilometra bez choćby mikrego ale odczuwalnego podjazdu. Niestety droga na południe przez Jagodowo już taka przyjemna do końca nie jest ponieważ "inszynierowie-insztalatorzy" zrobili po jednej ze stron drogi "ścieżkę" rowerową, teoretycznie z asfaltu, teoretycznie w miarę jako taką, ale przez to że jest oddzielona od jezdni to jest zanieczyszczona jak nie żwirkiem, to piachem, błotem i wszystkim tym co wyrzucą spod kół samochody. Do tego oddzielenie jej od jezdni plastikowymi czy gumowymi elementami utrudnia wjeżdżanie i zjeżdżanie z niej.
Za rondem w Niemczu są już tylko dwa kroki do początku zjazdu do parku w Myślecinku. Zjazdu, który czy na Żółtku czy na FWD pokonywałam z dużymi prędkościami, często przekraczając 50 km/h. Zjazdu często zajętego przez rolkarzy, deskorolkarzy i podjeżdżające pod górę rowery. W tym miejscu nie ma miejsca na słabe hamulce wibrejkowe a chwila zadumy może się skończyć wypadkiem. W niedzielę wjechałam tam utrzymując "tylko" 43-45 km/h ale taki jest pewien minus wysokiego SWB oraz wiatru z nieodpowiedniego kierunku czy chwilowego przyhamowania dla zwiększenia bezpieczeństwa. Kto jeździ szybko = ten nie hamuje ;) Na mostku miałam tylko >30 km/h, jednak wydaje mi się, że było to wiecej niż kilka lat wcześniej kiedy jeździłam na mniejszych kółkach 20".
Po skręcie w lewo i przejechaniu kilkujdziesięciu metrów wjechałam... w tytułową szarańczę. Szarańczę ludzi. Kłębowisko, gdzie każdy idzie i robi co zechce bez specjalnego oglądania sie na innych, a za to z myślami tylko o sobie. A to znakomicie utrudnia poruszanie się i kilka chwil mi zajęło nim doptarłam do Gdańskiej i do części parku z barami i fastfoodami. I oczywiście nie dosć, że ceny wyższe niż w takiej Stopce to jeszcze chmara ludzi, mega kolejki i biegające dzieciory a na dodatek okazało się, że nie można w jednym "okienku" zamówić pełnego dania. Szok. No bo jak tio>? Mam żreć na obiad kiełbasę z rożna z bułą jak na śniadanie? Na co mi buła jak ja potrzebuję frytek czy ziemniaków? A mogłam jechać do Stopki. lecz czy tam dałabym radę pokonać po raz koleny 10% nachylenie na podjeździe? Może dałoby się je jakoś ominąć ;) I miałabym extra kiełbaskę ze wszystkim co chciałam :D
Na Myślecinku pobyłam jeszcze tylko kilka chwil - byle do samochodu, spakować się, rzucić okiem na wspaniałą zieleń i niestety - czas do domu. Na Rondo Jagiellonów aby tam spojrzeć na sekundę na mijany dom gdzie mieszkałam dwa lata i dalej na południe.
Okolice Bydgoszczy są piękne na rower i mogę każdemu polecić to miejsce do aktywnego odpoczynku. Trzeba tylko mieć trochę przygotowania do pokonywania niektórych pochyleń ;)
Tęsknię do tego miejsca i bardzo mi się ono kojarzy z pewnym okresem w moim życiu kiedy wszystko było trochę prostsze, kiedy sama mogłam decydować o tym co robię i nikt nie wchodził mi w drogę a ja mogłam się skupić na normalnym życiu i pracy w zupełnie dobrej i przyzwoitej firmie.
- DST 103.01km
- Czas 04:46
- VAVG 21.61km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
W i koło Bydgoszczy
Sobota, 5 czerwca 2021 · dodano: 06.06.2021 | Komentarze 0
Bydgoszcz (Myślęcinek) - Kotomierz - Mirowice - Pruszcz - Błądzim (i zawrotka) - Świekatowo - Serock - Tuszyny - Koronowo - Stopka - Tryszczyn - Bydgoszcz (Myślęcinek)
AVG: 21.58 km/h
MAX: 47.76 km/h
Pomysł co by wybrać się do Bydgoszczy i tam pojeździć rowerkiem przyszedł tak jakoś nagle. Po prosty patrzyłam na google mapsy, oglądałam to i owo, potem z nostalgią zajrzałam na ulice Bydgoszczy i... Zaświtało, zaiskrzyło, przekalkulowało się (paliwo+koszty) i pojechałam. W sobotę rano wyjechałam na A2, pomknęłam nią do A1 i z A1 na S/DK10 i "za chwilę" byłam w starych dobrych znajomych miejscach. Tzn zanim na nie trafiłam to jeszcze obejrzałam z bliska kemping na którym chciałam się zatrzymać i dopiero poleciałam stamtąd na Myślęcinek.Gdzie przeżyłam niewielki szok, bo okazalo się, że miejsca do parkowania jakich było wiele jeszcze 6 lat temu, obecnie są pozajmowane, samochodów jest ze 3-4x więcej i w ogóle to musiałam wjechać w las aby dało się zaparkować i się wypakować. I tak kilka chwil po 14 wyruszyłam starą dobrze znaną traską przez Myślęcinek spodziewając się tłumów ludzi robiących wszystko co się da aby tylko wejść rowerzystom pod koła ;) Ale nie było aż tak źle, obok odbywała się jakaś impreza "Terenowa Masakra" więc ludzie byli zajęci czymś innym, więc dość szybko znalazłam się na znanym mostku. A z tego mostka już było widać mój ukochany podjazd, będący dla mnie synonimem słowa "Myślęcinek". Ileż razy go pokonywałam kilka lat temu zdążając do Kątomierza/Kontomierza (Kotomierza). Ileż razy moje nogi nienawidziły mnie kiedy tylko moje oczy zobaczyły co je czeka... Ale nie tym razem. Jasne, nie było mnie tam przez dłuższy czas, nie było takich treningów jak kiedyś na tym podjeździe. Ale i tak nogi wyćwiczone na nizinach - dały radę. Rekordów rzecz jasna nie było, nie było na lioczniku ani 15 ani 16 km/h tylko 11-12. Ale udało się podjechać to miejsca bez zadychy i z pewną łatwością bo nogi wiedzą już co mogą dzięki sensownemu treningowie, który dało się wykonać tu na mazowieckich równinach.
Za podjazdem droga pełna góreczek i pagóreczków. Niby ich nie ma, niby płasko ale to nachylenie w nogach czułam ale absolutnie nie przejmowałam się nim, tylko parłam prosto do celu czyli do Kotomierza. A po drodze i po lewej i po prawej widziałam coraz większą ilość miejsc, które uległy zmianie wbrew słynnym słowom wypowiedzianym przez pewną osobniczkę - "Polska w ruinie". Ta osoba bredziła - jak zawsze - ale teraz naprawdę tymi słowami udowodniła, że nie ma pojęcia o tym co mówi. Że plecie 3 po 3 i to co jej ślina na język przyniesie. Że po prostu pieprzy jak poparzona. Może za długo na słońcu była? :D
Nie jestem w stanie opisać ile rzeczy się pozmieniało. Powiem tak: wszystko. Nowe domy, wyremontowane drogi lokalne i pobudowana ekspresówka. Ba! W okolicy pojawiły się nawet namiastki dróg rowerowych! I to asfaltowe, lepsze niż niektóre kostkowe arcydzieła myśli inżynierów z piekła rodem. Którzy rower to.. taaak, ale na zdjęciu.
W planie miałam Tucholę i chciałam też wrócić do Bydgoszczy niedlugo po zmroku lub przed nim aby zdążyć postawić namiot na kempingu za jasnego dnia jeszcze. Plany jednak zweryfikowały mi godziny otwarcia Rożna w Stopce gdzie zamarzyło mi się wpaść na opóźniony obiad. Dlatego daleko przed Tucholą, w Błądzimiu zawróciłam i skierowałam się do Świekatowa i do Koronowa wiedząc już co mnie czeka na wyjeździe z tego ostatniego miasta na DK25... Podjazd, przy którym Myślęcinek to małe miki. Podjazd, na którym musiałam się zredukować do 1-1. I pędzić z zawrotną prędkością 6 km/h na rondo, z którego jechałam całe 12 km/h już na południe w kierunku na Stopkę.
Stopka. W pamięci miałam te kilka osób w kolejce i kilka osób kręcących się opodal... Wczoraj było ich naście w kolejce i kilkadziesiąt jedzących w kompletnie wyremontowanym miejscu. Tak się wszystko zmieniło, tak się poprawił standard i jakość tego miejsca.
Stopkę opuszczałam z pełnym żołądkiem, zadowolona ze strawy i wiedząc, że czeka mnie jeszcze kilkanaście kilometrów wśród samochodów i kierowców jak i kierowczyków, którym się spieszy do domów i będą mieli gdzieś rowerzystów. Dużo się nie myliłam - już kilka kilometrów dalej zaczął się koncert klaksonów bo: "tu obok jest ścieżka! No to co z tego, że z kostki?! Że nierówna?! Won z mojej drogi! Won!" "Bo ja mam! Samochód! a ty nie!!!" ;) Faktycznie. Samochodu nie miałam ;)
Olałam, jechałam swoje i pozdrawiałam niektórych chamów znanym międzynarodowym gestem pokoju :D Bo na chamstwo innej metody na rowerze nie ma niestety. Całe szczęście, że żadna z tych szumowin nie próbowała zepchnąć mnie do rowu i nikt nie próbował wyprzedzać mnie na gazetę ani na milimetr. Jedyne to dobre.
Kiedy dojechałam do Myślęcinka zdecydowana wększość miejsc parkingowych była już dawno opustoszała, jedynie na Rekreacyjnej kręcili się jeszcze zagubieni wieczorni rolkarze. Po spakowaniu roweru do samochodu udałam się na kemping "Zimne Wody", gdzie w ciemności już musiałam rozstawić namiot co nie było tak proste jak za dnia i oczywiście wyszedł mi on krzywo, ale nie miałam już sił na to aby go ustawiać co do centymetra. Krzywy nie krzywy - byleby dach był nad głowa i ciepło w środku jakby co. Ledwo się położylam i wtedy okazało się, że jeżdżące od czasu do czasu tramwaje ze 200 metrów dalej - to jest NIC w porównaniu z pociągami towarowymi w mniejszej odległości... :D Radość I klasa. Ale byłam tak zmachana, że nie robiło to na mnie większego wrażenia.
Pod Bydgoszczą cudnie się jeździ. Nie ma nudy jak na nizinach że się człowiek rozpędzi i dalej już tylko trzyma prędkość. Tam ciągnąć trzeba cały czas, tam jest wiatr w twarz, tam są widoki, wspaniałe krajobrazy które naprawdę robią robotę i wspaniale upiększają wycieczki rowerowe.
- DST 50.13km
- Czas 02:17
- VAVG 21.95km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Z hamulcami na bakier
Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 03.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno
AVG: 21.92 km/h
MAX: 32.40 km/h
Wczoraj wzięłam się za odpowietrzanie hamulcow hydraulicznych Shitmano jakie posiadam. Na I rzut wzięłam stary rower i stare hamulce i nie powiem, poszło mi to zupełnie zupełnie dobrze, hamulca działały tak jak powinny. Chyba, bo nie testowałam jazdy a kto wie czy ich nie pochlapałam i czy nie nie piszczały... Wieczorem po dokupieniu oleju mineralnego wzięłam się za aktualnie wykorzystywany rower Bluebar no i tu się zaczęły schody. Gdyż po tej operacji przedni hamulec mogłam sobie wciskać do woli, a jego reakcja nie była adekwatna do moich oczekiwać. Dlatego po 1 kilometrze wycieczki musiałam zawrócić i do nowa się zabrać za przedni. I tu się zaczęły schody, bo niestety ustawienie klamki na dosyć niespotykanej kierownicy U-bar powodowało takie a nie inne funckjonowanie całości i odpowietrzenie tego było w zasadzie niemożliwe, gdyż powietrze się zbierało w przewodzie, w miejscu najwyższym układu. Dopiero odłąćzenie klamki i wyciągnięcie jej na górę umożliwiło normalne odpowietrzenie. Mając tak dobrze ustawiony przedni hamulec nie mogłam sobie odpuścić wzięcia się i za tylny i tu się zaczeły schody i to poważne jak się okazalo potem. Albowiem mocowanie tylnego jest równocześnie podporą jednego z pręta mocującego bagażnik, a do tego obok od wlotu przewodu do hamulca znajduje się też mocowanie pręta podtrzymującego błotnik i to śrubką wkręcaną od strony wewnętrznej wahacza. Super.
I tu popełniłam pewien błąd, gdyż na siłę chciałam wymienić klocki i wzięłam inny komplecik B01S, które mniej pasowały do hamulca a w zasadzie do pewnego mionimalnego wystawania tłoczków w tym tylnym hamulcu. A że ja bardzo dobrze odpowietrzyłam i nalałam oleju na FULL to i potem wszystko ślicznie ocierało jakbym już chciała lekko hamować. Mimo to uparłam się myśląc, że to szuranie zaraz przejdzie, przejadę kilkaset metrów i się zetrze ta ocierająca krawędź klocka i będzie ok. Niestety wcale tak nie było i po przejechaniu 1.5 km z prędkością 15-17 km/h musiałam stanąć i zastanowić się nad rozwiązaniem problemu. Na szczęście wzięłam ze soba stare klocki, którymi są G03S, jednak są one już upaprane olejem i po ich zamocowaniu faktycznie nie szorują o tarczę, ale za to mocniejsze hamowanie sprawia hałas większy niż moja trąbka...
Wniosek?
Wg Prawa Murphy'ego: jeśli można coś spieprzyć to na pewno będzie spieprzone :D
- DST 61.74km
- Czas 02:26
- VAVG 25.37km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Treningowo
Wtorek, 1 czerwca 2021 · dodano: 01.06.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Białuty - Wawrzyszew - Podkampinos - Kampinos - Leszno - Ożarów
AVG: 25.25 km/h
MAX: 32.59 km/h
Zupełnie mi się nie chciało,a le z kalendarza ostatnich wydarzeń sportowych wynikało mi, że powinnam się rzejechać albo wczoraj albo dzisiaj i 3 dni przerwy to za dużo. Zwłaszcza jeśli w planie ma się Kaszeberundę i to dosłownie za półtora tygodnia. Nie wiem co to na niej będzie, albo "jakośtobędzie" albo nie. Pewnie pierwsze 30-40 km mi powiedzą czy przejadę 200 czy 120. Póki co stwierdzam że źle nie jest, systematyczne treningi prowadzą do podnoszenia kondycji, średnia rośnie ^^ jak widać i na liczniku coraz częściej prędkość zawiera cyferkę 3 z przodu na czym bardzo mi zależy. Marzy mi się aby pojeździć z szoszonami w jakichś grupkach kolarskich ale na ten moment nie daję rady utrzymać zwyczajnego tempa więc niestety ale to jeszcze za wcześnie.
Treningowo? Ponownie katowałam mięśnie na wytrzymałości, na dłuższych nachyleniach terenu, momentami przyspieszając ile fabryka dała (niewiele...), aby te mięśnie przyuczyć do maksymalnej pracy ile mogą tylko dać, tak aby podawały na podjazdach jak najdłużej (Kaszeberunda pozdrawia...) ale też i w mieście między sygnalizacjami wyciągało się max. Do takiego treningu to właśnie w sumie miasto najlepsze ale w tych warunkach pracy zdalnej w ramach srandemii to tak się nie da.
W tym tygodniu chce jeszcze obalić coś >100 i zakończyć trenowanie w czwartek-max piątek za tydzień, aby ciałko odpoczęło przed najważniejszą jak się wydaje imprezą w tym roku.
Odnoszę niestety też wrażenie, że trenowanie kłoci się ze spalaniem. Trenowanie wymaga krótszego czasu i większej aktywności, większych obrotów, a z kolei spalanie tłuszczu najlepiej idzie w Strefie 1-2... A tej chwilowo dużo nie ma bo staram się rozwijać mięśnie.
- DST 80.69km
- Czas 03:36
- VAVG 22.41km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Połówka Kampinosu vel Na frytki
Sobota, 29 maja 2021 · dodano: 29.05.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno - Sady - Kazuń Nowy - Czosnów - Łomianki - Mościska - Babice - Ożarów
AVG: 22.33 km/h
MAX: 39.54 km/h
Zafundowałam sobie dzisiaj ponownie srogi wpiernicz. Myślami błądziłam dookoła 40 kilometrów, ale jak dojechałam do Leszna to dobrze mi się jechało więc poleciałam na stację Baltica bo obok w barze mają świetne frytki. Z Baltici nie chciało mi się skręcać w lewo i jechać z powrotem na Leszno i pojechałam w prawo na Kazuń, jednak po drodze odbiłam do DW899 aby przejechać przez kawałek lasu i troszkę sobie wydłuzyć traskę. W Kazuniu odbiłam standardowo w prawo na Czosnów i na Rolniczą absolutnie olewając coś co omyłkowo jest nazywane jezdnią wzdłuż DK7/S7 po południowej jej stronie. Toto jest przez dużą część dystansu absolutnie nieprzejezdne. W Łomiankach nie przecięłam DK7 ale skręciłam w Warszawską aby dojechać do ronda i z niego dopiero przejechać pod DK7 do Dąbrowy Leśnej i z niej do Mościsk.
Do domu dojechałam częściowo zmarznięta ale jeszcze tego nie czując i jednak mocno zmęczona mimo iż dystans do nie wiadomo jakich długich nie należał. Jednak temperatura zrobiła swoje.
Przy okazji chcę pozdrowić kretyna, który na Rolniczej w Czosnowie miał do mnie jakieś "ale" że nie jadę po śmieszynce. Ojej, a ja taka niedobra jestem bo jeżdżę tam gdzie gładko chroniąc rower i siebie. Paskuda ze mnie i to taka, że jeszcze go pozdrowiłam międzynarodowym znakiem pokoju :). Drugiego faka pokazałam kierowczykowi TIRa, który wyprzedził mnie zapominając że jedzie nie tylko ciągnikiem ale ma jeszcze naczepę. W zasadzie tego typu zachowania to jest próba morderstwa i tak to powinno być kwalifikowane przez polskie słuzby porządkowe. Jednak obecny ich poziom zachowania i pełnienia służby, nie pozwala mi sądzić że byliby w stanie zabezpieczyć nawet starszą panią przechodzącą przez przejście dla pieszych.
- DST 51.62km
- Czas 02:13
- VAVG 23.29km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Znowu pod wiatr
Czwartek, 27 maja 2021 · dodano: 27.05.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Leszno - Ożarów (przez Białuty i nie tylko)
AVG: 23.12 km/h
MAX: 31.50 km/h
Praktycznie cąła trasa pod wiatr ze względu na jego częste zmiany.
I się znowu popsułam ale muszę napisać, że coś tam się zadziało na plus w międzyczasie od poprzedniej jazdy.
- DST 112.79km
- Czas 05:00
- VAVG 22.56km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
A miało padać
Niedziela, 23 maja 2021 · dodano: 23.05.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Piastów - Pruszków - Brwinów - Grodzisk Mazowiecki - Jaktorów - Baranów - Bieniewice - Błonie - Podkampinos - Kampinos - Leszno - Zaborów - Wąsy - Pilaszków - Ożarów
AVG: 22.50 km/h
MAX: 40.20 km/h
Tej niedzieli szczególnie nie planowałam bo miało apdać a i sama się zastanawiałąm czy po prostu z rana nie skoczyć do lasu na skradankę-szczelankę ASG. Ale rower w ramach przygotowania do sezonu i zwłaszcza Kaszeberundy - wygrał. Jednak skoro miało lać po południu, nastawiłam budzik wyjątkowo wcześnie, tak na 8 rano i oczywiście nie wstałąm, przestawiłam sobie na 10 rano i o 10 rano zaczęłam się szykować do wyjścia w wyniku czego 10 minut przed 11 byłam pod srakiem makiem na śniadanie, które dostałąm 40 minut później i w dodatku letniawe i nie wszystko tak jak chciałam rwać nać... Chyba ten maksrak to jakis wyjątkowy jest pod względem gubienia zamówień i ich mieszania...
Ze srakamaka miałąm lecieć na Sochaczew, ale ponieważ miało wiać z zachodu wyleciałam na Piastów licząc na jakiś Tarczyn. Jednak jadąc tam dalej stwierdziłam że może bym skoczyła obejrzeć Suntago w Mszczonowie i tak mimo wszystko skończyło się na walce z wiatrem na DW719. I pewnie bym do niego dojechała, gdyby nie to że o 13:30 byłam w Grodzisku, a od 14 miało padac i faktycznie mna horyzoncie były pewne chmurki o silnie granatowym zabarwieniu. Dlatego z Grodziska dojechałam do Jaktorowa, skad naokoło skierowałam się do Błonia. Tam podjadłam obiadek - znowu srakomako niestety - i postanowiłem skoczyń na północ, ale też naokoło. Dlaczego? Bo zobaczyłam że byłabym w stanie zrobić kolejną setkę... Z tego powodu wylądowałam w Czarnów-Towarzystwo a potem skręciłam na Podkampinos i na Kampinos aby jeszcze dorobić kilometrów. Tak dla pewności przekroczenia setki. I potem już standardowo do Leszna po DW580 i nią do Zaborowa, gdzie skręciłam na Wąsy aby polecieć bocznymi do siebie. Kiedy już byłam w Wąsach widziałam doskonale jak pada a w zasadzie to lało gdzieś nad Piastowem-Pruszkowem. Mnie na szczęście nic nie złapało :)
Ponad połowa drogi z wmordewindem lub porywami wiatru z boku i ukosa. Reszta z wiaterkiem w plecy przy przelotowej 28-30, czyli nawet jako-takiej sensownej.
- DST 65.46km
- Czas 02:57
- VAVG 22.19km/h
- Sprzęt Blue
- Aktywność Jazda na rowerze
Dobry uczynek
Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 21.05.2021 | Komentarze 0
Ożarów - Zaborów -> Południowa -> Graniczna - Witki - Radzików - Białuty - Błonie - Leszno - Kępiaste - Łubiec - Leszno - Zaborów - Pilaszków - Ożarów
AVG: 22.11 km/h
MAX: 32.06 km/h
Średnio mi się podobało wyjeżdzanie dzisiaj, ale na szczęście było całkiem ciepławo i nawet dobrze mi się jechało chociaż już po paru kilometrach miałąm pierwsze nieprzyjemności. Oto na DW wyprzedził mnie TIRolot spieszący się pewnie ze świeżymi bułeczkami, i z racji swojej ważności i pilności dawaj wyprzedzać na milimetry a co mi tam 40 ton! Co on nie da rady się wcisnąć na wąskiej jezdni? No jasne że się da! Najwyżej jakaś_tam rowerzystka pojedzie do kostnicy :D Tak więc mimo iż lubię nawet tą tarske, to tym razem zjechałam z niej w Zaborowie na boczne drogi gdzie spotkałam grupę szoszonów - Grupetto, która chyba kombinowala jak jechać. Też się zatrzymałam aby to sprawdzić a potem nawet spróbowałam ich dogonić, ale moje nogi nie są jeszcze gotowe do takich akcji i po kilkudziesięciu metrach musiałam odpuścić. Jednak kilka kilometrów dalej spotkałam kolarza z tej grupy, który złapał dętkę i zatrzymałam się aby pomóc. Niestety moja dętka nie pasowała bo ja mam te na wentyl samochodowy, a on potrzebował prestę ale udało nam się taką skombinować od przejeżdżajacej pary kolarzy :)
Z Wąsów przez Białuty dojechałam do DW579 i tam ponownie miałam spotkanie z dwoma TIRolotami, które grzecznie jechały za mną. I tu się pojawia pytanie do kretyna, który wcześniej potraktował mnie jak gówno - czy zdajesz sobie sprawę kretynie, że w taki sposób traktując innych powodujesz, że oni będą traktowali tak samo nie tylko ciebie ale i innych?
Mogłabym tych dwóch prowadzić za sobą aż do DK92! Nie dając ani milimetra na wyprzedzenie! Mijajac wyrwy i dziury z dystansem 5 metrów, a co! Wolno mi!
Ale ja mam miękkie serce i nie jestem chamówą.
Kiedy zobaczyłam przy stacji PEKAESa stojącego TIRa skręcającego z przeciwka w lewo - puściłam go. A w chwilę potem kiedy mogłam i miałam gdzie zjechać na prawo - ustąpiłam tym dwóm TIRom jadącym za mną. Całe szczęście dla kretyna z pierwszego TIRa, że spotkał osobę myślącą, nie?
"Czy musisz wyzywać ludzi od kretynów i ich obrażać?"
A czem,u mam tego nei robić, skoro oni traktują mnie gorzej jak gówno, jakby mnei nie było i narażają nie tylko moje zdrowie ale ZYCIE na szwank? Przecież to co oni próbują zrobić to jest PRÓBA ZABÓJSTWA Z PREMEDYTACJĄ, zagrożona taką samą karą jak za zabójstwo udane! Czyli 25-dozywocie. I co? Przyjemnie wam, kierowczyki?
"
Za czyn z art. 13 par. 1 kodeksu karnego w zw. z art. 148 par 1 kodeksu
karnego grozi podejrzanemu kara pozbawienia wolności na czas nie krótszy
od 8 lat, 25 lat pozbawiania wolności lub kara dożywotniego pozbawienia
wolności.
"
Te same słowa należą się kolejnemu mundralińskiemu kierownikowi TIRa, którego spotkałam wracając po DW580. Zapomniał bidulo że poza ciągnikiem siodłowym ma jeszcze naczepę. I jak wyprzedza, to fajnie by było wyprzedzić calym zestawem a nie tylko ciągnikiem. Bo wtedy naczepa moze kogoś zepchnąć do rowu, nie? No ale jak szanowny kierownik próbuje wyprzedzić i zdążyć przed osobówką jadącą z przeciwka no to co się może stać? No właśnie. Dobrze, że kierowca osobówki zwolnił widząc co się odjaniepawla... I znowu mamy czyn z artykułu 148 Kodeksu Karnego. Najmniej 8, maksymalnie 25 lub dożywocie. I co? Siedzieć 8-25 lat za to, że się wyprzedzalo na chama?
"Ale on się spieszył bo wiózł [cokolwiek]!"
Mam to w dupie. KAŻDE ZYCIE jest wazniejsze od takich tłumaczeń. Nie mozna poddawać czyjegoś ŻYCIA w stan zagrożenia jego utraty tylko dlatego, że komuś się spieszy!!!